Mogą dołożyć…
Pragnę dorzucić do dyskusji o polskiej emigracji swoje ad vocem do listu Marcina z UK (ANGORA nr 8) pt. „Tacy są Polacy na emigracji” (…). Marcin przedstawił się nam jako emigrant od siedmiu lat mieszkający w UK (to szmat czasu, Marcinie, ja także jestem tu od siedmiu lat) i dziwi się z jego angielskimi znajomymi, dlaczego rodacy kupują zapleśniałe mieszkania i biorą kredyt na minimum 30 lat, nie dojadając przy tym, chodząc wychudzonym, wygłodniałym, bez zębów i w ogóle tragedia w Fukushimie przy tym to pestka. Na domiar nie starcza im na słodycze i rarytasy, pomimo że żarcie kupują po najniższych cenach – pewnie trzeba było dodać – rok po terminie ważności, Marcinie, albo jeszcze z puszki z powojennej Unrry (!!!). Ale nasz Marcinek ma na to antidotum, czyli radę, bo ON mieszkanie wynajmuje i stać go na wszystko i ciuchy dla dzieci pewnie też, słodycze i rarytasy, o których pomarzyć tylko mogą kredytobiorcy, ogólnie opływa w luksusie! A po ulicach miast nie chodzi wychudzony jak ci, co chałupy kupili na kredyt. Zaznacza przy tym, że tylko Polacy w kryzysie biorą kredyty i że to nie ma sensu, bo odsetki od kredytu za ten okres to nówka, nieśmigane porsche carrera. Następnie objaśnia, że w tym kraju (czyli w UK) da się żyć normalnie bez chorego oszczędzania na jedze-
niu. Następnie płynnie przechodzi do innego tematu i dowala Polkom, które przybywają tu tłumnie z kraju nad Wisłą z biedy i bezrobocia z małych zapyziałych miasteczek w poszukiwaniu Anglików, by się dowartościować... Do końca nie doczytałem – przepraszam – nie mogłem. Problemem dowartościowania Polek, a raczej ich autorem niech się zajmą specjaliści, ja tu rozpoznałbym Borderline Personality Disorder (BPD), czyli... Emocjonalnie Niestabilne Zaburzenie Osobowości, „zagubienie w lustrzanym odbiciu”, ale może psychiatrzy coś bardziej sprecyzują (…). Przyznaję się drogim czytelnikom, jestem tu od siedmiu lat, jestem kredytobiorcą, ważę 90 kilo i lekarze mówią, że jestem przeżarty, mam chałupę na angielski standard przeciętną (ale daję słowo, bez grzyba) i mam jeszcze dobre 16 lat do spłacania. Jeździmy – razem z żoną nowymi VW (…). Dom tu kupiliśmy nie dlatego, by się nim szczycić, tylko po to, by w nim mieszkać. Kredyt? A niby jak inaczej? (…) Tobie, Marcinie, i podobnym życzę, byś dojrzał do epoki, w której przyszło ci żyć. Nie zazdrość nikomu niczego, a marzenia o samochodach zachowaj dla siebie, nie chwal się nimi, błagam – to zdradza. Wszak te biedne Polki z bezrobocia, z miasteczek i wsi mogą ci dołożyć, mówiąc, że samochód dla mężczyzny to jakby prze- dłużenie jego penisa. W twoim przypadku to niewielki, bardzo szybki samochód, u mnie... nieważne, ale to Tobie summa summarum powinno być głupio! Pozdrawiam wszystkie Polki, niekoniecznie z miast i miasteczek.
*** (…) Mam na imię Marcin i mieszkam w UK i również – jak autor listu – od 7 lat. Na tym kończą się podobieństwa. Ponieważ mam diametralnie odmienne zdanie w sprawie Polaków w UK, a także na emigracji ogólnie. Oczywiście znam ludzi, którzy w tym kraju kupili domy, ewentualnie mieszkania, i nie zauważyłem, by obniżył im się poziom życia. By w UK móc rozpocząć starania o zakup mieszkania, trzeba mieć odpowiednie zarobki (około 50 tys. GBP rocznie), trzeba również posiadać wkład własny i środki na pokrycie wszelkich operacji związanych z otrzymaniem pożyczki, co ostatecznie powoduje, że trzeba posiadać oszczędności około 20 tys. GBP (…). Gdy kupią mieszkanie, muszą płacić ratę podobną do ceny najmu mieszkania. Z tą jednak różnicą, że teraz płacą za swój dom, a wcześniej spłacali go swojemu landlordowi (…). Nie wiem, skąd u Marcina tyle nienawiści (która przebija między wierszami) do tych, którzy postanowili coś zmienić w swym życiu i zdecydowali się na zakup nieruchomości w UK.
Z poważaniem
Na listy Czytelników czekam pod adresem: henryk.martenka@angora.com.pl