Warkot zapewnia bezpieczeństwo
Oprócz surowców stosowanych w przemyśle kosmetycznym od lat (lawenda, oliwki) Ava z powodzeniem sięga po ekstrakty i destylaty z rodzimych warzyw i owoców (pomidory, ogórki, marchew, zielony groszek, borówki), a także po wiele egzotycznych roślin tropikalnych.
– Prawdziwym zagłębiem tych życiodajnych tropikalnych roślin są Indie i Brazylia – mówi Dysput. –W Amazonii w ich zbieraniu na masową skalę wyspecjalizowały się już niektóre indiańskie plemiona.
Zgodnie z wymogami ECOCERT-u w kosmetykach ekologicznych komponenty naturalne ( łącznie z wodą) muszą stanowić co najmniej 95 proc. wszystkich składników (z wyłączeniem roślin modyfikowanych genetycznie). Pozostałe 5 proc. może zawierać substancje syntetyczne, które nie są dostępne w postaci naturalnej (z wykluczeniem jednak wielu substancji, w tym pochodnych przemysłu petrochemicznego).
Ava produkuje także całą gamę kosmetyków niecertyfikowanych, które w praktyce bardzo nieznacznie odbiegają od produktów ekologicznych.
– Często ich reżimy technologiczne niczym się nie różnią, a brak certyfikatu jest spowodowany jedynie czasem na jego otrzymanie – twierdzi pani Larysa.
Firma specjalizuje się także w tzw. kosmetykach profesjonalnych przeznaczonych do gabinetów kosmetycznych (o wzmocnionym składzie komponentów aktywnych) oraz parafarmaceutycznych.
Są to kremy, żele, peelingi, maseczki, toniki, mleczka i śmietanki kosmetyczne, olejki do masażu, balsamy, płatki przeciwzmarszczkowe, samoopalacze – w sumie ponad 250 pozycji.
Najtańsze produkty Avy (serum do twarzy) można kupić w sklepie za około 20 złotych, najdroższe ( peelingi cukrowe) kosztują 70 złotych.
– Nasze kosmetyki adresujemy przede wszystkim do pań powyżej 30. roku życia – mówi szefowa. – Od podobnych ekologicznych produktów zachodnich marek, takich jak dr Hauschka, Lavera, Welenda czy Logona, jesteśmy tańsi o ponad 30 proc. O ponad 20 proc. jesteśmy drożsi od popularnych produktów krajowych firm, które w przeciwieństwie do nas zawierają przede wszystkim substancje syntetyczne. A ponieważ większość Polek w swoich konsumenckich wyborach kieruje się przede wszystkim ceną, więc siłą rzeczy adresujemy nasze produkty do kobiet bardziej świadomych, dbających nie tylko o urodę, ale i swoje zdrowie.
Kosmetyki Avy są dostępne w sieciach perfumeryjnych i drogeryjnych: Rossmann, Natura, Wispol, Stars, Aster, Laboo, Hebe, w aptekach, kilkunastu sklepach internetowych – w sumie w około tysiąca placówek detalicznych na terenie całego kraju.
Ava cię wybieli
Od kilku lat właścicielka stara się z roku na rok zwiększać import, który już przekroczył 20 proc.
Kosmetyki z Celestynowa trafiają do Kanady, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, na Węgry i do Emiratów Arabskich.
– Arabskie klientki szczególnie upodobały sobie nasze naturalne kosmetyki do wybielania skóry – informuje Dysput.
Ava nie jest spółką prawa handlowego, więc właścicielka nie chwali się swoimi wynikami finansowymi. Wiadomo tylko tyle, że obroty nie przekraczają 10 milionów złotych, a rentowność 10 proc. Chociaż kryzys jest już widoczny w bardzo wielu branżach, to jednak firma nadal z roku na rok zwiększa sprzedaż i znajduje nowe rynki zbytu.
– Mamy większe pole manewru niż wielkie spółki, możemy szybciej reagować na to, co dzieje się na rynku – twierdzi właścicielka. – W najbliższym czasie chcemy zacząć sprzedawać nasze wyroby na Ukrainie, a być może także i w Rosji. Z czasem eksport powinien stać się dla nas równie ważny jak sprzedaż w kraju.
Zakład nie ma dużych środków na kampanie reklamowe. Korzysta jednak z pomocy profesjonalnej agencji public relations. Razem z siecią klinik La Perla uczestniczy w programie promocyjnym, któremu patronuje kilka znanych pism kobiecych. Sponsoruje konkursy. Bierze udział w targach w kraju i za granicą.
Larysa Dysput kilka razy miała oferty sprzedaży swojej firmy, ale mimo że niektóre były kuszące, nigdy nie zdecydowała się na rozpoczęcie negocjacji.
– Kosmetyki ekologiczne mają przed sobą ogromną przyszłość. W bogatych krajach ich sprzedaż cały czas wzrasta – zapewnia pani Larysa. – Za kilka lat podobnie będzie i u nas. Od tego nie ma odwrotu. Dlatego nie zawierzam sprzedawać firmy. Avę założyła moja mama, a za jakiś czas ja przekażę ją swojej córce. Chciałabym, żeby zawsze było to nasze rodzinne przedsiębiorstwo. Praca na własny rachunek i pod własnym szyldem jest i będzie dla mnie najważniejsza.
Fot.: archiwum firmy
Wiktor Legowicz: – Po okresie stagnacji zaczyna odżywać polski rynek rowerowy. A pamięta pan, jak parę lat temu rowery górskie zrobiły furorę. Wszyscy je kupowaliśmy.
Zbigniew Biskupski („Ekologia i Rynek”): – To były bardzo nowoczesne rowery, z tak zwanymi bajerami. Zachwycaliśmy się nimi, bo wszyscy, którzy żyli aktywnie w PRL-u, pamiętają, że wówczas wybór był niewielki, między jedną polską marką i drugą importowaną od wschodniego sąsiada. I każdy młody człowiek marzył o rowerze z przerzutką. Czeską, a najlepiej japońską. To był szczyt pragnień, podobnie jak dzisiaj dla młodego człowieka może być porsche.
Legowicz: –A teraz furorę zaczynają robić rowery miejskie.
Biskupski: – I to dobrej jakości za tysiąc, dwa tysiące złotych. Miejmy nadzieję, że kończy się epoka, kiedy zalani byliśmy rowerami chińskimi czy też formalnie polskimi, ale produkowanymi w 90 procentach z części chińskich. Sprzedawały je głównie sieci hipermarketów przy okazji promocji wiosennych. Prawdę mówiąc, to były właściwie rowery jednorazowego użytku, ale za… 200 złotych. Teraz kupujemy już bardzo solidne rowery i właśnie miejskie.
Legowicz: – Pewnie dlatego, że – co prawda powoli – jednak przybywa ścieżek rowerowych.
Biskupski: – Zwłaszcza w dużych miastach, ale to także kwestia stojaków, gdzie można taki rower zaparkować. W wielu zakładach pracy są już nie tylko specjalne parkingi, ale i wiaty. W końcu drogi rower trzeba chronić przed warunkami klimatycznymi.
Najdroższa kanapka świata?
Legowicz: – A w Nowym Jorku można zjeść kanapkę za 666 dolarów.
Bartosz Marczuk („Dziennik Gazeta Prawna”): – A co jest w tej kanapce, panie Wiktorze?
Legowicz: – Można w niej znaleźć najdroższą wołowinę świata, kawior, trufle i homara.
Marczuk: – Może jest to też pomysł na dobrą inwestycję, być może lepszą niż złoto i lokaty. Gdybyśmy, na przykład, taką kanapkę zamrozili lub zasuszyli i sprzedali za dziesięć lat z zyskiem? Trzeba się nad tym zastanowić...
Legowicz: – Elektryczne samochody, mimo pewnych wad, zaczynają jednak być poszukiwane przez klientów. Na przykład w Renault tworzą się już nawet kolejki po te auta.
Łukasz Bąk („Dziennik Gazeta Prawna”): – Wadą takich samochodów były zawsze zasięg oraz cena. Renault jest rzeczywiście przystępne cenowo i kupują je głównie mieszkańcy dużych miast, bo samochód jest mały i ma zasięg pozwalający na dojeżdżanie do domu, wracanie i ładowanie. I właśnie tego typu samochody są przyszłością. Nie takie prawdziwe elektrowozy, które pozwolą nam pozbyć się w ogóle aut spalinowych z rynku, bo będą miały bardzo duży zasięg, pojedziemy nimi nad morze, wrócimy, zatankujemy w każdym gniazdku – jeszcze przyjdzie nam poczekać kilkanaście, kilkadziesiąt lat.
Legowicz: – A będą miały nagrany warkot? Wie pan, o czym mówię...
Bąk: – To bardzo poważny problem, bo przecież one są całkowicie bezszelestne i słychać jedynie koła toczące się po asfalcie. Na Zachodzie dochodziło już do wypadków z tego powodu, że pieszy ich nie słyszał.
Legowicz: – A pod koniec roku rozpoczną się w Stanach Zjednoczonych turystyczne loty w kosmos! Sprzedano już 500 biletów, po 200 tysięcy dolarów każdy. Lot ma trwać 6 godzin i 6 minut i będzie w pełnej nieważkości.
Bąk: – Na szczęście to jest amerykańska firma, a nie OLT Express, to jest duże prawdopodobieństwo, że to się uda i loty nie będą odwoływane.
Wycieczka w kosmos
Opracowano na podstawie codziennych audycji Wiktora Legowicza w radiowej Trójce od 3 do 7 września 2012 r.