Weszli z łomami i ciężkim sprzętem
Zmienione zamki, mieszkanie zupełnie puste. Po sześciu godzinach zakończyła się w środę eksmisja 70-letniej inwalidki i jej syna z ponad 100-metrowego mieszkania przy ulicy Hożej 1 w Warszawie. W czasie eksmisji doszło do dramatycznych scen, bo lokatorów próbowało bronić kilkanaście osób, które zabarykadowały się w mieszkaniu. Kobieta nie przyjęła lokalu socjalnego. Twierdzi, że zamieszka pod mostem.
70-latka zdecydowała się na taki krok, bo chce walczyć o mieszkanie komunalne, a przyjęcie lokalu socjalnego mogłoby to uniemożliwić. Nie potrafiła jednak powiedzieć, gdzie się teraz podzieje. Komornikowi oświadczyła, że będzie mieszkać pod mostem i odmówiła podpisania protokołu eksmisji (...).
Eksmisja rozpoczęła się w środę wczesnym rankiem. Policja otoczyła całą kamienicę, przed którą grupa kilkudziesięciu przeciwników eksmisji skandowała: „Policja broni bogaczy!” i „Miasto to nie firma”. W mieszkaniu na drugim piętrze, do którego już drugi raz próbował wejść komornik, zabarykadowało się kilkunastu anarchistów. Przykuli się do drzwi, które też częściowo zamurowali.
Tuż przed godziną 8 do kamienicy weszli policjanci z łomami i ciężkim sprzętem. Z okien mieszkania na drugim piętrze słychać było krzyki: „Zostaw ją!” i „Nie wyrzucicie nas”. Chwilę później jeden z funkcjonariuszy pozamykał okna, zamilkł także megafon. Eksmisja doszła do skut- ku. Komornik i przedstawiciel nowego właściciela w asyście firmy ochroniarskiej wymienili drzwi i zamki.
Do budynku wkroczyli także kolejni policjanci i ratownicy medyczni. Z kamienicy wyprowadzano stopniowo anarchistów, którzy zabarykadowali się w mieszkaniu. Niektórzy z nich potrzebowali pomocy medycznej (...).
Policja wyjaśniła, że „użyła tylko niezbędnych środków przymusu bezpośredniego”. Podczas szarpaniny zawsze może dojść od jakiejś delikatnej przepychanki. Tutaj akurat to były drobne otarcia naskórka – odpierał zarzuty jeden z funkcjonariuszy biorących udział w akcji.
Protestujący bronili dostępu do mieszkania zajmowanego przez panią Teresę i jej 21-letniego syna. Ci musieli się wyprowadzić, bo lata temu kamienica została sprzedana firmie, która podniosła czynsze. W budynku zostało tylko kilka rodzin, a pani Teresa miała być eksmitowana. Jednak lokale, jakie jej zaproponowano, nie były dla niej – jak twierdzi – odpowiednie. W jednym nie miałaby zapewnionego osobnego pokoju, a taki jej się należy jako inwalidce, w drugim pokój był jej zdaniem nieustawny, a kuchnia maleńka (...).
(Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)