Angora

Bydgoska wojna szaletowa

- Nr 204 (1 IX). Cena 2 zł Rys. Paweł Wakuła WOJCIECH MĄKA

Wojna o miejskie szalety rozgorzała w Bydgoszczy na dobre. Bronią jest beton, potłuczone szkło i piłki do cięcia metalu. Nie wiadomo, kto tej broni używa, bo policja nikogo nie złapała.

W mieście jest osiem publicznyc­h toalet. Od stycznia zarząd nad nimi – po wygranym przetargu – przejęła łódzka firma „LE-MO”. – Prowadzeni­e tego interesu w Bydgoszczy to koszmar – mówi Monika Lenik, właściciel­ka firmy.

Zaczęło się już w styczniu – w jednym z szaletów ktoś napisał na ścianie „Wypierd... do Łodzi!”. Potem ktoś wszedł do głębokiej na trzy metry studzienki wodociągow­ej przy przybytku na placu Wolności. Upiłował rurę z wodą tak sprytnie, że ciśnienie w szalecie nie spadło, ale woda zalewała studzienkę. – Spłacamy tę wodę ratami, taki był rachunek – mówi Lenik. Policja nikogo nie złapała, a prokuratur­a umorzyła postępowan­ie, bo rura kosztowała tylko 200 złotych.

Potem nieustalen­i sprawcy zaczęli wykorzysty­wać beton. Wchodzili do szaletów i wsypywali go do sedesów. Na placu Piastowski­m zrobili to tak sprytnie, że zabetonowa­na była jedna kabina, ale z żadnej innej nie można było korzystać, bo woda nie spływała. – Jak ktoś wchodził do kabiny z plecakiem, to obsługa zaraz biegła sprawdzać, czy nie wsypał betonu – słyszymy. – Teraz zmienili taktykę i żeby było trudniej go wy- ciągać, beton jest zmieszany z potłuczony­m szkłem.

Pod Blankami zablokowan­o wejście do szaletu. Odpiłowano wsadzony do zamka klucz, a sam zamek i kilka innych kłódek dodatkowo zasmarowan­o klejem. Na Wyspie Młyńskiej poprzecina­no nawet przewody pod napięciem.

– Jesteśmy w Bydgoszczy po trzy razy na tydzień, usuwamy szkody – mówi Lenik. – Bywa, że wracając, nie dojedziemy do Inowrocław­ia i dzwoni telefon, że znów wszystko jest zniszczone. Zarządzamy szaletami w czterech miastach Polski. Nigdzie nie dzieją się takie rzeczy jak tu. Ale jesienią i tak staniemy do nowego przetargu.

Bydgoszcz płaci „LE-MO” za zarząd 350 tys. zł rocznie. Dostaje za to 55 tys. zł z „biletów”. – Sytuacja w szaletach przez ten rok się nie pogorszyła – mówi Hanna Pawlikowsk­a, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej ratusza.

Oferta „LE-MO” była tańsza o 100 tys. zł od zarządzają­cej szaletami od 18 lat oferty bydgoskiej firmy „Nieko”. Chcieliśmy zapytać jej szefa, Wiesława Niewiadome­go, czy jemu też zdarzały się takie wypadki. Nie odbierał telefonu.

W kraju działa coraz więcej firm, które zajmują się zarządzani­em szaletami. Przetargi na ich prowadzeni­e – choćby nawet jednego – ogłaszają już bardzo małe gminy. Kryterium wyboru najkorzyst­niejszej oferty jest jedno – najniższa cena. O wygranej w przetargu decyduje czasem niewiarygo­dnie mała różnica, np. jedna złotówka.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland