Gdy świat się kończy
Ziemia kręci się coraz wolniej i wolniej. Słońce zachodzi coraz później. Doba nie ma już 24, ale 25, 26, 27 godzin. Zegary przestały być potrzebne. Świat zmierza ku katastrofie. Tak rozpoczyna się powieść Wiek cudów, która zaraz po wydaniu trafiła na listę światowych bestsellerów. A zanim jej autorka postawiła w rękopisie ostatnią kropkę, Hollywood już zaczął starać się o prawo do ekranizacji.
Akcja Wieku cudów toczy się podczas prawdziwej katastrofy o astronomicznym wymiarze. Z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu Ziemia zaczęła zwalniać (…). Konsekwencje są poważne, zarówno dla świata, jak i dla ludzi (…). Staje się jasne, że już nigdy nie będzie tak jak kiedyś (…). Książka to historia Julii, wątek science fiction jest tylko tłem dla bardzo realnej opowieści (…) o zmianach, z jakimi musi się zmierzyć młoda dziewczyna, o jej dorastaniu w przeobrażającym się świecie (…). Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co przyniesie przyszłość. Próbuj, jeśli możesz, przygotować się na katastrofę. I tak wszystko będzie nieoczekiwane i niczego nie da się kontrolować. Matka Julii robi przetwory, ludzie spierają się, czy żyć według zegarów, czy zgodnie ze wschodami i zachodami słońca, sąsiedzi zwracają się przeciwko sobie, obrót Ziemi zwalnia. A Julia dorasta. Wiek cudów pokazuje zmiany, których wszyscy w życiu doświadczamy. Cudem jest to, że mimo wszystko wciąż żyjemy.
Bowie (USA) Julia opowiada swoją historię, będąc dorosłą, patrząc wstecz na pierwszy rok spowolnienia. Jest więc przesądzone, że świat się nie skończy (…). Byłem jeszcze na tyle ciekawy, by czytać dalej. Chciałem zobaczyć, jakiego rodzaju zmiany klimatyczne, społeczne, fizjologiczne mogłyby nastąpić, gdyby Ziemia kręciła się coraz wolniej. Nie ujawnię ich, bo to najbardziej atrakcyjna część powieści (…). To, co Walker opisuje najlepiej, to sposób, w jaki różne grupy obywatelskie i agencje rządowe zachowują się w kryzysie. Rząd zawsze mówi nam, aby zrobić zapasy, a wszystko będzie dobrze. Ludzie więc panikują, gromadzą żywność, działają chaotycznie (…). Ale większość z nas po prostu zachowuje się jak żołnierze, dostosowując się do zmian (…) i tłumiąc najgłębsze obawy. Czy nam się to podoba czy nie, Ziemia jest naszym jedynym domem, a my utknęliśmy tu aż do odwołania.
Jeanette To mogła być najlepsza książka roku. Pomysł jest dobry. Ale dla mnie autorka straciła wiarygodność. Ziemia zwalnia! I wszystko, co naprawdę się dzieje, to to, że ptaki zachowują się śmiesznie, dni stają się dłuższe i ma to wpływ na grawitację. Wiem, że to książka o dziecku, ale wydaje się, że autorka nie zrobiła absolutnie żadnych badań. Brak badań na temat prawdziwego kryzysu społecznego (…). OK, nie chciała napisać powieści science fiction. Ale co z wszystkimi egzystencjalnymi pytaniami, które sobie zadajemy, nawet w dzieciństwie?
Teddy Dog (Nowy Jork, USA) Naprawdę powinienem trzymać się z dala od książek wywołujących wielki szum (…). Czy jestem jedyną osobą, której zawarte w Wieku cudów naukowe nieścisłości wydały się irytujące?
Jambo (Chelmsford, USA)
Na podst.: amazon.com
KAREN THOMPSON WALKER. WIEK CUDÓW (AGE OF MIRACLES). Przeł. Anna Gralak. Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2012. Cena 32,90 zł.
Za dwa tygodnie: Michael Lewis, Bumerang.
– Panie prezesie, siedziba Iskier bardziej niż z Boyem kojarzy mi się z „fatalnym” mieszkaniem z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa. Zapytam, podobnie jak Woland w czasie seansu czarnej magii w teatrze Varietes: jak bardzo zmienili się czytelnicy w ciągu tych 25 lat kierowania przez pana wydawnictwem?
– Z całą pewnością bardzo się zmienili, przy czym ta zmiana jest nie tyle polityczna, ile cywilizacyjno-technologiczna. Czytelnik się zmienił, bo zmieniło się samo życie. Porównajmy lata 60. i 70. z obecnymi. Doba ma wciąż 24 godziny, lecz jej dystrybucja wygląda zupełnie inaczej. Dawniej ludzie poza nauką i pracą mieli sporo wolnego czasu i niezbyt wiele dostępnych form wykorzystywania go. Można było napić się wódki, obejrzeć jeden z najwyżej dwóch programów telewizyjnych, posłuchać jednej z kilku stacji radiowych. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji czytanie – prasy i książek – zajmowało ważne miejsce. Dlatego ludzi, których wybór intelektualny stanowiła książka, było wielu. Dziś osoby aktywne – uczące się, pracujące – mają z jednej strony bardzo niewiele wolnego czasu, z drugiej zaś niebywale bogatą ofertę jego spędzenia. Nie mówię jedynie o internecie, setkach stacji telewizyjnych i radiowych, lecz także o klubach, koncertach, wystawach, najrozmaitszych eventach. Czytanie jest jedną z tysięcy przyjemności oferowanych przez przemysł czasu wolnego.
– Dawniej książki zajmowały wiele miejsca w naszym życiu i w naszych najczęściej ciasnych mieszkaniach. Dziś mieszkania są większe, ale niekoniecznie jest w nich miejsce dla książek.
– Sam wychowałem się w niewielkim mieszkaniu pełnym książek we Wrocławiu. Obecnie coraz rzadziej widzę w mieszkaniach meble, na których można by ułożyć książki. Nie ma powszechnego jak dawniej zwyczaju gromadzenia książek, a co za tym idzie, „ciśnienia na czytanie”. Ja byłem od dzieciństwa poddany takiemu ciśnieniu. Mama, skromna urzędniczka, mówiła, że kto nie przeczyta całego Balzaca, nie może się uważać za człowieka kulturalnego. Mój Boże, dziś wołami nie zaciągnąłbym swoich dzieci do przeczytania Balzaca, choć pewnie mają uzasadnione podstawy, by uważać się za ludzi kulturalnych. Zmienił się kanon literacki – dziś sięgamy nie po Kraszewskiego i Orzeszkową, lecz po Pilcha i Stasiuka. Przede wszystkim zaś zmieniła się ocena „ludzi kulturalnych” – czytanie książek nie jest zasadniczym kryterium, lecz jednym z wielu.
– Przed laty chodziło nie tylko o czytanie książek, ale też o ich posiadanie – pokaż mi swoją bibliotekę, a powiem ci, kim jesteś...
– Tak, bo biblioteka była zewnętrzną formą manifestacji pozycji społecznej, statusu, przynależności do formacji intelektualnej. Inteligencki regał z książkami wyraźnie odcinał się od mieszczańskiego kredensu pełnego kryształów albo od meblościanki w robotniczym mieszkaniu z kolekcją pustych butelek po zagranicznych alkoholach. Ale nawet w tamtych mieszkaniach były książki.