Rowerzysto, nie jedz kukułki!
oszustwa, ale i za „nie udało się”, powodujące ludzką krzywdę. Gdy popełnimy błąd na drodze, noga nam się omsknie na pedale hamulca przed przejściem dla pieszych, to tłumaczenie „nie udało się” nikogo nie przekona. I słusznie. Dlaczego więc „nie udało się” w kwestiach finansowych zwalnia od odpowiedzialności?
Wystarczy mieć papiery jako tako w porządku i może się „nie udawać” do woli. Marcina P. posadzili w areszcie i będą trzymać długo. Ale kiedy już stanie przed sądem, to wyrok dostanie malutki albo i uniewinnienie z odszkodowaniem za niesłuszny areszt. Bo trudno mu będzie udowodnić celowe oszustwo. Jak wyżej wspomniałem, jego działania wyglądały całkiem sensownie. Moim zdaniem, które opieram na informacjach z mediów, P. nie jest oszustem w rozumieniu prawa. Wniosek: prawo jest do d...
Bez postawienia znaku równości między „nie udało się” a zwykłym oszustwem, nie ma mowy o bezpiecznym obrocie gospodarczym ani o bezpiecznych finansach jednostki. Posądzenie o sympatię dla PO byłoby dla mnie obrazą osobistą, ale muszę przyznać, że w bełkocie sejmowym na temat Amber Gold bełkot PO był nieco mniej idiotyczny niż opozycyjny. Oczywiście poza pomysłami na temat zwiększenia opiekuńczej roli państwa i ograniczaniem możliwości popełnienia błędu, bo to nieuchronnie prowadzi również do ograniczenia możliwości odniesienia sukcesu. Z bełkotu opozycyjnego najfajniejsze były opowieści o pralni brudnych pieniędzy. Mnie się zdaje, że pralnia to miejsce, w którym pieniędzy jest za dużo. Pralnia, w której ich brakuje, to, państwo posłowie, nonsens. No, chyba że posłowie mają wiedzę tajemną, choć wątpię, bo kto by taką wiedzę takim... powierzał.
Kolejne ograniczanie wolności gospodarczej i wolności wyboru to kolejny zły pomysł niby-liberalnych rządów. Nie ma nic złego w tym, że przychodzi P. do Kowalskiego, proponując złoty interes. Jeśli Kowalski wie, że ryzykuje pieniądze, a P. wie, że ryzykuje wszystko, to jest to dobre, mądre. W przeciwieństwie do układu z prezesem SA, który po zrujnowaniu akcjonariuszy spokojnie oddaje się kolejnemu hobby, mając jeden wór „uczciwie” zarobionych pieniędzy na legalnym koncie, a drugi na jakichś Kajmanach (...).
Chcę Wam opisać sytuację, która zdarzyła mi się niedawno, w sierpniowy poranek w ramach policyjnej akcji „Trzeźwość”.
Prawie codziennie dojeżdżam rowerem dwa kilometry do przystanku PKS w miejscowości Miedźno, pow. kłobucki. Pracuję dorywczo w Częstochowie, lecz dość często jeżdżę do lekarza, gdyż od kilku lat choruję na nadciśnienie tętnicze i przeszedłem poważną chorobę płuc, a wcześniej nerek. Alkoholu nie miałem w ustach grubo ponad dwa lata, ale parę lat wcześniej zostałem ukarany za jazdę „po spożyciu”, więc byłem idealnym kandydatem do grona przestępców.
Otóż po wyjściu z domu włożyłem do ust cukierek (nie czytałem papierka, że zawiera alkohol) marki Kukułka, a za dwie minuty, na pierwszej rogatce we wsi, wyłonił się zza sąsiadowego żywopłotu umundurowany aspirant policji z lizakiem i alkotesterem. Zdziwienie i zaskoczenie moje było ogromne, gdy podczas pierwszego dmuchania wyszło, że mam 0,13 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Drugie dmuchanie po 15 minutach wykazało już, oczywiście, 0,00 promila. Na nic zdały się moje tłumaczenia o cukierku, którego przed chwilą zjadłem, io chorobie, kwitowane jedynie uśmieszkami panów aspirantów, że „tłumaczył będę się gdzie indziej...”.
I wypisali mi wniosek o ukaranie z art. 87 § 1 KW, nie wykonując trzeciego badania, podobno obowiązkowego w takich sytuacjach lub badania na alkomacie stacjonarnym w komendzie. Na pytania o badanie krwi, otrzymałem odpowiedź, że nie jest potrzebne, poza tym jest ono odpłatne, a ja przecież jestem „już” trzeźwy. Za to zdezorientowanemu chłopu podsunęli szybko wniosek do podpisania, „abym się nie spóźnił do lekarza” i kazali odjechać. W ten oto sposób gminni stróże ładu i porządku (czyt. szeryfowie), hojnie sponsorowani przez wójta (nowy radiowóz) osiągają wyniki i mają statystyki złapanych przestępców.
Ja dziękuję za takich wiejskich stróżów prawa, bo w czasie gdy szeryfowie „trzepali” chorego chłopa na rowerze, dwa luksusowe auta przemknęły obok z nadmierną prędkością, gdyż był to obszar zabudowany.
Szanowna redakcjo, bardzo proszę o opublikowanie mego listu, bo takich przypadków i takich „dzielnych aspirantów” jak w Miedźnie, którzy udają, że nie widzą zagrożenia tam, gdzie jest naprawdę, jest w Polsce bardzo dużo. Piszę, aby przestrzec innych rowerzystów lubiących cukierki. Piraci i potencjalni zabójcy drogowi mogą szaleć do woli, ich gminni szeryfowie nie ruszają, gdyż są to zazwyczaj dobrzy znajomi miejscowych władz, ewentualnie tutejsi przedsiębiorcy. A takowych znajomi policjanci solidarnie – honorowo nie ruszają.