Równe szanse dla wszystkich
Wszystko zaczęło się w Stoke Mandeville, angielskiej wiosce położonej około 60 kilometrów na północny zachód od Londynu, a właściwie w znajdującym się w pobliżu tej miejscowości szpitalu i ośrodku rehabilitacyjnym dla pacjentów ze schorzeniami narządów ruchu.
Jego założyciel i dyrektor, wywodzący się z Niemiec sir Ludwig Guttmann, który uciekł do Anglii w 1939 roku z Wrocławia (urodził się w Toszku koło Gliwic, a wychowywał w Chorzowie), do leczenia inwalidów, których po wojnie nie brakowało, pierwszy włączył ćwiczenia sportowe, nie tylko jako formę rehabilitacji, ale także w formie rywalizacji. Można przyjąć, że współczesny ruch paraolimpijski narodził się 28 lipca 1948 roku – w dniu otwarcia igrzysk olimpijskich w Londynie Guttmann urządził dla swoich pacjentów w Stoke Mandeville „igrzyska równoległe”, po angielsku „parallel games” (stąd dzisiejsza nazwa „igrzyska paraolimpijskie”, której po raz pierwszy użyto w odniesieniu do igrzysk w Seulu w roku 1984). Rywalizowano tylko w jednej konkurencji – łucznictwie.
Początkowo zawody odbywały się w Stoke Mandeville, a od roku 1960 – z reguły w miastach organizujących kolejne igrzyska olimpijskie. W Rzymie startowało 400 sportowców z 23 państw, 52 lata później w Londynie przystąpiło do rywalizacji 4200 zawodniczek i zawodników, co jest historycznym rekordem.
Walczyli o ponad 500 kompletów medali w 20 dyscyplinach. To więcej niż podczas niedawnych igrzysk olimpijskich, ale sport niepełnosprawnych ma specyficzne regulaminy. Istnieje przede wszystkim podział na grupy, bo startują zawodnicy na wózkach, całkowicie lub częściowo niewidomi, z amputacjami, niepełnosprawnością intelektualną, karłowaci, sparaliżowani i co tylko można sobie wyobrazić z ludzkiego nieszczęścia. Chodzi o to, by rywalizowali ze sobą sportowcy z takimi samymi albo zbliżonymi możliwościami, czego nie ma nigdzie w „normalnym” sporcie.
Klasyfikacja i przydział do jednej z 15 kategorii (ich liczba różni się w zależności od dyscypliny) następują wcześniej, na etapie zgłaszania się do igrzysk, i dokonywane są przez krajowe komitety. Istnieje jednak kontrola także i na miejscu: w Londynie 40 osób przesunięto do innych grup, a osiem w ogóle odesłano do domu, bo – jak powiedział jeden z działaczy – „nie spełniały minimalnych kryteriów niepełnosprawności”. To gigantyczna praca, bo oceniający niepełnosprawność lekarze mają do czynienia z kilkuset różnymi schorzeniami. Na pytanie, czy można wyeliminować przypadki oszustw, jeden z odpowiedzialnych działaczy odpowiedział innym pytaniem: A czy w wyczynowym sporcie możliwe jest wyeliminowanie farmakologicznego dopingu? Także i tu chęć zwycięstwa za wszelką cenę jest czasem silniejsza niż uczciwość i zdrowy rozsądek.
Szlachetne idee doktora Guttmanna są dzisiaj równie dalekie od rzeczywistości jak czyste amatorstwo lansowane w pierwszych latach ruchu olimpijskiego przez barona de Coubertin, ale ich cel jest ten sam – przywrócenie do życia ludzi, którzy na skutek nieszczęścia znaleźli się poza normalnym nurtem, dodanie im wiary w siebie, zrównanie z innymi pod każdym względem, rekompensującej ułomność sprawności fizycznej i popularności w mediach nie wyłączając.
Gladiatorzy na wózkach
Jedną z najbardziej widowiskowych konkurencji jest rugby na wózkach. Niektórzy nazywają tę grę „murderball”, inni mówią o „gwał-