Lecą żurawie... za Putinem
stoku na szczyt Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku, sam Władimir Władimirowicz Putin.
Pan prezydent znany jest ze swojej pasji do niezwykłych wyczynów, które potem ładnie się wkomponowują w ogólnorosyjskie i światowe serwisy informacyjne. Raczył już swoim strzałem uśpić tygrysa, ratując przed nim dziennikarzy, w ramach archeologicznych poszukiwań podwodnych wyłowił z głębin antyczną amforę, w swoim czasie zasiadł również za sterami odrzutowego samolotu myśliwskiego. Doświadczenia z tym ostatnim zapewne przydały się, by wspomóc zapracowanych ornitologów.
Putin dokonał trzech przelotów. Najpierw poleciał próbnie, jeszcze w garniturze. Potem przebrał się w gustowny śnieżnobiały kombinezon i wyruszył w kolejny lot. Niestety, ptaki nie zaufały dostatecznie nowemu przewodnikowi stada i zabrał się z nim tylko jeden. Za trzecim razem wszystko poszło zgodnie z planem i za prezydencką motolotnią poleciało już pięć żurawi.
Po wypełnieniu misji naukowej wyraźnie wzruszony prezydent udzielił wywiadu centralnej telewizji i reporterowi gazety „Izwiestia”. Na pytanie, czym łatwiej mu się latało, odpowiedział, że prostszy w sterowaniu jest jednak samolot odrzuto- wy: – Pilot po prostu przekazał mi manipulator i zrobiłem pod jego kierunkiem kilka figur, w tym beczkę. A tu maszyna jest znacznie wrażliwsza. Kiedy zaczynają się wstrząsy, skacze adrenalina. Ale to było interesujące i piękne doświadczenie. Niektóre ptaki nawet mnie wyprzedzały, jakby zachęcając do dalszego lotu.
Sielankową atmosferę zepsuły bliskie opozycji media. Doniosły, jakoby niektóre ptaki nie przeżyły lotu za tym niezwykłym „Air Force One”, a inne odniosły obrażenia, oczekując ważnego gościa w ciasnej wolierze. Natychmiast nadeszło stanowcze dementi agencji Interfax, dla której wypowiedziała się Tatiana Keszencewa, kierująca państwowym rezerwatem żurawi. Według niej wszystkie ptaki wylądowały bez żadnych przeszkód i żaden nie odniósł nawet najmniejszych obrażeń. Pan prezydent również.
Czy mogło być inaczej? Złośliwi internauci natychmiast przytoczyli starą anegdotę o Czukczy, który wziął motolotnię za ogromnego ptaka. „Co za drapieżnik! Trzy razy musiałem do niego strzelić, żeby wypuścił człowieka z pazurów”.