Górale i Lachy
W Wietnamie zachwala się zdrowotne właściwości żmijówki, przemilczając zresztą sam „proces produkcji”. Na żmijowej farmie na przedmieściu Hanoi jej właściciel Quang Vu miał dłonie i przedramiona poznaczone małymi bliznami. To ślady po ukąszeniach żmij i jadowitych węży, które od lat łowi i hoduje. Łowienie żmij w dżungli, ich hodowla i robienie wódki żmijówki to tamtejsza tradycja… rodzinna. I rodzinna tajemnica. – Wódka z łbów kobr jest najdroższa i najlepsza – twierdził Quang Vu. – Dobra na potencję i męską siłę. Żmijówka jest mocna, pachnie ziołami, którymi jest doprawiona. Żadnej „padliny” nie czuć. Kosztowaliśmy też wódki sporządzonej z krwi węży i żmij. Jest gęściejsza, niczym mocne wino, i bardzo ostra.
Na żmijowej farmie pod Hanoi podano nam pieczoną kobrę w sosie słodko-kwaśnym. Smakiem przypominała mięso ryby, też podawane w podobnych sosach. Kilka dni później na drugim końcu Wietnamu, tuż pod Sajgonem, odwiedziliśmy państwową farmę węży zajmującą kilka hektarów ni to dżungli, ni to parku. Farma jest prowadzona przez wojskowych. W Wietnamie hodowla węży to sprawa strategiczna niczym produkcja broni. W czasie wojny z Amerykanami jadowite węże były skuteczniejsze niż najbardziej wymyślne zapadnie i pułapki.
Smakowe podróże można realizować także w krajach mniej odległych.
Na przykład na Węgrzech. – Kiedyś u was można było wszystko mówić, a u nas wszystko zjeść – mówił mi kilka lat temu Peter, który studiował w Polsce. Spotkałem go w piwniczce w Egerze, która równocześnie stanowi część Muzeum Wina. Peter – egerczyk z przekonania i urodzenia, „oprowadzał” gości po smakach kuchni i win. Zaczynaliśmy od białych, przez różowe, by dotrzeć do czerwonych. Eger słynie z wina „Egri Bikaver”, czyli „Byczej Krwi”. Skończyliśmy degustację na winie o zapachu końskiej sierści, które sprawia, że krew w żyłach galopuje niczym rumak. Jak pisze Sándor Márai: „Wino to męska sprawa i dlatego trzeba o nim cicho mówić. Naturalnie przy szklaneczce”.
Według stereotypów kuchnia węgierska jest nadzwyczaj pikantna, gdyż kocha się w ostrej papryce. Prawda natomiast jest taka, że Węgrzy doprowadzili do wirtuozerii wykorzystanie kulinarne papryki, lecz głównie słodkiej. Od tradycyjnego bograczu i gulaszu dużo smaczniejsza jest tzw. zupa dla zakochanego ( legenytogo leces). Jest to przeciwieństwo naszej czarnej polewki serwowanej niegdyś niechcianemu konkurentowi do ręki córki. Gdy kawaler jest mile widziany w domu nie tylko przez dziew- czynę, ale także przez jej rodziców, to przyszła teściowa podaje właśnie taką zupę. Jest rzeczywiście świetna i… nie trzeba się zakochiwać, by ją zjeść.
Odmienną gamę smaków spotkać można w Mołdawii. Narodowym daniem jest mamałyga, poetycko nazywana „słońcem na stole”. Robi się ją z kukurydzianej mąki. Dawniej zastępowała ubogim mieszkańcom ziemniaki i chleb. Teraz też, ale widnieje także w kartach eleganckich restauracji. Podstawę kuchni mołdawskiej stanowią warzywa – bakłażany, pomidory, papryka. Podawane na sto sposobów zaskakują wytwornym i egzotycznym smakiem. W kuchni mołdawskiej widać także wpływy rosyjskie i smakosze solanki (zupa) bądź pielmeni (pierożki z baranim mięsem) nie odejdą od stołu głodni.
Przykładem egzotycznego zakątka są Wyspy Zielonego Przylądka (Cabo Verde). Wyspy odkryła pieśniarka Cesaria Evora, nazywana „Bosonogą Królową Wysp Zielonego Przylądka”, najpierw za kilka eskudos bądź szklaneczkę grogu śpiewała (zawsze boso) po knajpkach, a potem wielkiemu światu. Evora przybliżyła światu także catchupę, najpopularniejszą potrawę spożywaną tam od pokoleń. Catchupa może być wykwintna albo uboga, zależy od składników. Jada się ją rano lub wieczorem we wszystkich do- mach. Gotuje się ją z kukurydzy rozgniatanej drewnianym ubijakiem. Potem dodaje się kapustę, fasolę albo – gdy gospodarz bogaty – wieprzowinę, drób, kiełbaski, boczek. Obowiązkowo czosnek i cebulę. Caboverdyjska kuchnia opiera się na rybach (najlepszy jest surowy żółty łosoś z cytryną i oliwą), langustach i manioku. Osobliwościami wśród napitków są nie tylko 42-procentowy grog i rum, pędzone z trzciny cukrowej (smakują dość perfumeryjnie), ale także wino pochodzące z wyspy Fogo. Dobre i wyjątkowo tanie, zważywszy na tamtejszą drożyznę. Niezłe jest też portugalskie piwo „Sagres”.
Utrapieniem podróżnych stykających się z różnymi kuchniami jest tzw. zemsta Montezumy, czyli infekcja żołądkowa, którą można złapać w jakimkolwiek kraju, nawet stołując się w pięciogwiazdkowej restauracji. Spowodowana jest zmianą flory bakteryjnej. Jednym ze sposobów jej zapobiegania jest zdezynfekowanie organizmu czymś mocniejszym. – Polecam do każdego posiłku wypić kieliszek mocnej wódki. To działa lepiej niż szczepionki – radził niegdyś Wiesław Scholz, ambasador Polski w Hanoi, gdy przyjmował nas obiadem.
„To pełna znakomitych walorów turystycznych kraina górska, różniąca się znacznie od pozostałych części Beskidów. W jej oryginalnym krajobrazie, na który składają się izolowane „wyspy” górskie, tkwi piękno i nieodparty urok”. Tyle autor, lecz każdy, kto kiedykolwiek przejeżdżał lub wędrował w okolicach Chabówki czy Limanowej, Zalewu Rożnowskiego albo Mszany, wie, że nie ma tu żadnego przerysowania.
Przewodnik, jak każdy, który zetknie się z fachową redakcją edytora, zawiera podstawowe wiadomości o opisywanych górach: o ich topografii, geologii, etnografii, przynosi też niezbędne w poznaniu terenu ciekawostki, które niejednokrotnie stają się liczącym się magnesem przy wyborze szlaku. Czytelnik znajdzie tu również gawędy i teksty o charakterze reporterskim. Stąd zachęta, by nie pominąć artykuliku o cystersach szczyrzyckich, o dawnych gościńcach i młodszych drogach żelaznych, o strojach, przesądach, zbójnikach i pasterzach. I łąckiej śliwowicy, naturalnie, z której na cały kraj słynie Beskid Wyspowy. Jest też sporo wiedzy historycznej, gdyż w beskidzkich ostępach znaleźć można ślady dawnych i współczesnych dramatów. Rozwijające się od XVI wieku osadnictwo wymieszało etnograficznie ten region, więc zetkniemy się tu z Lachami i góralami, ale też z Kliszczakami i zagórzanami.
Najważniejszym walorem przewodnika jest opis szlaków, opis nowoczesny i uaktualniony. Znajdziemy tu charakterystykę Masywu Zębolowej i Pasma Łysiny, ale także piesze trasy po Luboniu, Szczeblu, Ćwilinie, Śnieżnicy i Kamionnej. Wkroczymy na mniej znane szlaki w okolicy Dobczyc i Tymbarku, wejdziemy na Przełęcz Ostrą, ale będziemy mogli skorzystać ze słynnych już szlaków: Papieskiego i Architektury Drewnianej w Małopolsce.
Autor, wytrawny znawca Beskidu Wyspowego, oferuje zweryfikowaną bazę danych na temat miejscowej gastronomii, noclegów, muzeów, imprez kulturalnych i punktów informacji turystycznej. Wycieczka w Beskid Wyspowy nie może się nie udać!
DARIUSZ GACEK. BESKID WYSPOWY. PRZEWODNIK. Oficyna Wydawnicza REWASZ, Pruszków 2012, wyd. I, s. 366.