Pół roku horroru
rzaną kurtkę Piotr Śruba. – Tu chodzi o kompleksową modernizację zrujnowanych budynków, tym właśnie zajmuje się moja firma.
Na pozostałe pytania ma jeszcze prostsze odpowiedzi. – Skąd się wzięły robaki na Stolarskiej? – Nie wiem, widziałem je tylko w telewizji. – Skąd się wzięły zarzuty inspektora budowlanego? – On chce zostać prezydentem Poznania. – Wymyślił wszystko? – Tak. – Prokuratura też wymyśliła? – Tak. – Wszyscy wszystko wymyślili? – Tak.
Przez całą rozmowę Piotr Śruba trzymał pod pachą gruby segregator z napisem „Stolarska”. Ma też pewnie z napisami „Niegolewskich”, „Piaskowa”, „Strusia”, „Długa” i wiele innych.
– Ile kamienic pan wyczyścił czy – jak to pan określa – „zmodernizował”?
Śruba: – Około trzydziestu.
Czekamy, aż ktoś będzie wychodzić z bramy kamienicy, żeby z Karoliną Skrzypczak wślizgnąć się do
Pani Skrzypczak pamięta, że było potwornie zimno, gdy do drzwi zapukał znów człowiek z „Fabryki Mieszkań”: – Powiedział, że będzie musiał zawiadomić opiekę społeczną, że w takich warunkach przebywa siedmiolatek i on doprowadzi do tego, że zabiorą mi syna. Wtedy zrozumiałam, że nie wygramy.
Pani Karolina z rodziną wytrzymała blisko pół roku, nim przeniosła się do malutkiego mieszkania na poddaszu kamienicy w innej dzielnicy. „Fabryka Mieszkań” łaskawie przystała na pokrycie części kosztów remontu zapuszczonego lokalu, z umowy się nie wywiązała.
Dziś kamienica przy ul. Strusia jest odnowiona, w oficynie pojawił się hostel dla studentów, modny dziś biznes w Poznaniu. – W ten sposób najbardziej ekonomicznie wykorzystuje się każdy metr powierzchni – tłumaczy dr Kacper Pobłocki.
– Na Strusiej przegraliśmy ze Śrubą, bo byliśmy sami, brak było lokatorskiej solidarności, to była jedna z pierw- wodę na Stolarską!”, gdy mieszkańcy Poznania przychodzili i przynosili mieszkańcom pełne baniaki, a ci odwdzięczali się ciastem i kawą. Zorganizowano też zawody w biegu spod ulicznej studni do kamienicy, a z balkonu śpiewano operowe arie i… węgierskie pieśni. Teatr Ósmego Dnia odegrał przedstawienie, w którym nieświadomi zagrożenia Marsjanie budują na Ziemi swój domek, który na końcu zabiera smutny i milczący krawaciarz w garniturze. Z każdą kolejną imprezą przychodzi coraz więcej zwykłych mieszkańców miasta.
Ostatnio kamienicę i centrum Poznania przystroiły plakaty, na których pojawia się prosty schemat: Piotr Śruba z „Fabryki Mieszkań” jest w nim tylko pionkiem, wyżej są właściciele budynku, ale na szczycie piramidy powiązań autorzy umieścili prezydenta miasta.
– Dlaczego? – pytam Katarzynę Czarnotę z „Koalicji”, która próbowała badać zachowania polskich miast w obliczu tego typu ludzkich tragedii. Odpowiada, że strategię miasta wobec tego typu zjawisk najlepiej widać na ulicy Średzkiej 20. Choć to prawie centrum, wokół pusto: złomowisko aut, stare tory i pofabryczne ruiny. Na środku kilkanaście nowych blaszanych kontenerów z drzwiami i numerami mieszkań. Wokół pusty, nowiutki parking z kostki i kamery monitoringu. – Tu miasto tworzy getto – mówi Czarnota.
Mamy szczęście: na progu jednego z kontenerów siedzi przyszły pierwszy lokator. W ramach przysługującego mu lokalu socjalnego otrzymał propozycję i dziś urzędnicy Zarządu Lokali pokażą mu jego nowy dom. Przyjechali i przez cienką blachę słychać, jak zachwalają lokum: – Tu bojler, ustawia pan temperaturę, jaką chce, a tu izba i miejsce na łóżko. Na podłodze wykładzina i gniazdko.
Po wyjściu pytam ich, dlaczego nie powiedzieli lokatorowi, że za ogrzewanie prądem (jedyne medium w blaszanym domku) zimą przyjdzie mu zapłacić rachunek na ok. 1000 zł, ale urzędnicy odsyłają do dyrekcji i szybko odjeżdżają.
Blaszany eksperyment prowadziły też inne polskie miasta, w niektórych już się skończył – fiaskiem. Po kilku miesiącach z powodu wilgoci kontenery gniją od wewnątrz. Niezapłacone horrendalne rachunki za prąd prowadziły do odcięcia tego medium, a w konsekwencji do nielegalnego dogrzewania przez lokatorów łatwopalnych od środka kontenerów i pożarów.
Dr Kacper Pobłocki: – Wszystko wskazuje na to, że do tych kontenerów trafią głównie najubożsi ludzie z takich kamienic jak „Stolarska”: matki z dziećmi, samotni starcy. W praktyce to jedyny pomysł władz na rozwiązanie tego typu problemów. Właściciel, który przejmuje kamienicę i ją remontuje, to – gdy pominąć kwestie ludzkie – całkiem niezłe rozwiązanie dla gminy.
Aleksandra Konieczna z Wydziału Budynków i Lokali Urzędu Miasta na pytanie, co miasto zrobiło, by pomóc lokatorom ze Stolarskiej i innych takich kamienic, odpowiada pytaniem: – A co mielibyśmy zrobić? – Może chociaż jako mediator doprowadzić do oczekiwanego przez lokatorów spotkania z właścicielami? – Nie mamy mandatu, poza tym oni nie odbierają poczty i telefonów.
Stolarska trwa
To nie do końca prawda, bo choć pod podanymi w ewidencjach adresami właścicieli nie sposób zastać, jeden z nich telefon odbiera. Najpierw udaje, że jest kimś innym, w końcu recytuje: – Nie jestem stroną w tej sprawie, podpisałem umowę handlową z zarządcą i nie odpowiadam za metody, które on stosuje – twierdzi i odkłada telefon. W mieście jest znaną osobą, lokalne media szeroko pisały o szkoleniowym filmie, który kilka lat temu nakręcił dla… poznańskich policjantów. Odkąd wybuchła afera „Stolarskiej”, sprawę bada komenda.
Wojciech Hoehne, staromodny prezes Zrzeszenia Właścicieli i Zarządców Domów w Poznaniu, od kilku miesięcy rwie włosy z głowy: – Żadna sprawa nie narobiła tyle złego właścicielom budynków, ile ta ze Stolarskiej. W mieście jest wielu porządnych właścicieli, którzy lokatorów się nie pozbywają, tylko o nich zabiegają. Dobry lokator dla uczciwego kamienicznika to jest skarb, bo będzie płacił czynsz, pozwoli utrzymać i odnawiać budynek. A przecież złego lokatora można pozbyć się zgodnie z prawem. Ten Śruba nie jest na żadnej liście zarządców!
W uproszczeniu: jeśli właściciel chce pozbyć się lokatora legalnie i bez zagwarantowania mu innego dachu nad głową, musi powiedzieć, że chce sam zamieszkać w jego mieszkaniu i odczekać trzy lata okresu wypowiedzenia. Jeśli zapewni lokal zamienny – może to zrobić szybciej. Ale właściciele kamienicy przy Stolarskiej czekać nie chcą.
Co będzie dalej? – Okupacja – kwituje lokator Marek Mazurek z oficyny, ale po chwili się waha: – Nie wiem, idzie zima, mam nadzieję, że sytuacja się wyjaśni.
Profesor Kozłowski z pierwszego piętra znów się uśmiecha: – Na razie trwamy. Kiedy do tej pory docierały poprzez media podobne historie, myślałem, że dziennikarze koloryzują, podkręcają sytuację. Teraz mówię: przepraszam.
Autor na co dzień jest reporterem programu „Uwaga!” w TVN.
Fot.: TVN „Uwaga!”