Gotówka znaczy wolność
sce wyprodukowanie, transport i ochrona gotówki to wydatek rzędu 10 miliardów złotych. Cena wybicia 1 grosza równa się 2,5 grosza, wybicie dwugroszówki to koszt 2,94 groszy, dziesięciozłotowy banknot niszczy się po 10 miesiącach i trzeba drukować nowy, a najbardziej trwałe – pięćdziesięcio- i stuzłotówka – wytrzymują w obiegu 12 – 13 miesięcy.
Zwolennicy pieniądza elektronicznego mają twarde argumenty, ale przeciwnicy wirtualnej waluty przypominają, że koszty produkcji banknotów są jednak dużo niższe niż ich rynkowa wartość. „Financial Times” podaje, że Departament Stanu USA w 2011 roku zarobił z tego tytułu 77 mld dolarów. Wielu twierdzi jednak, że fizyczne pieniądze to samo zło. Poza tym, że narażają nas na niebezpieczeństwo napadu, to jeszcze mogą powodować choroby, bo są... brudne. Mnożą się na nich tony zarazków. Są brudniejsze niż nasze sedesy, a 90 proc. z nich jest upaćkanych kokainą. Zauważył to brytyjski rząd i chroniąc swoich obywateli przed narkomanią, wycofał banknoty o nominale 500 funtów, które były, podobno, najczęściej używane przez narkotykowe mafie. Plaga kokainy oblepiającej banknoty dotknęła też USA, Kanadę, Brazylię i Japonię. Dowiedli tego uczeni z Uniwersytetu w Massachusetts. Aż dziw, że jeszcze ktokolwiek na świecie chce brać do ręki to paskudztwo.
A jednak jest jeszcze wielu ludzi odpornych na bakterie, nie lękających się złodziei, głuchych na argumenty lobbujących za gospodarką bez gotówki. Protestują ci, którzy dostrzegają ciemną stronę życia z pustymi kieszeniami i pełnym kontem. – Ja to lubię gotówkę, proszę państwa – mówi Wojciech Cejrowski. – Lubię szelest banknotów, lubię monety trzymać (…). A już zaczynają w Europie likwidować gotówkę. Szwecja, pierwszy kraj. Tam policja ogłosiła, że gotówka, no, to jest podejrzana. Jak ktoś ma gotówkę, to to jest być może szara strefa albo przestępczość zorganizowana (…). Zlikwidować gotówkę (...). Ale przede wszystkim państwa wolność. Co ma piernik do wiatraka, a gotówka do wolności? Wszak zwolennicy postępu technicznego twierdzą, że wolność to nowoczesna technologia pozwalająca kupować o każdej porze dnia i nocy, w każdym miejscu, nie tracąc czasu na wybieranie pieniędzy z bankomatu. Wyobraźmy sobie świat bez gotówki. Psuje nam się kran, biegniemy więc do sąsiada, który potrafi naprawić wszystko. Otóż nie biegniemy, bo nie mamy czym zapłacić. Oczywiście, możemy za pomocą zmyślnego smartfona przelać mu pieniądze na konto w jednej chwili, ale on będzie musiał zapłacić od nich podatek. Zagrożony niemiłym, ale nieuniknionym kontaktem z urzędem skarbowym sąsiad nawet nie ruszy się z kanapy, aby nam pomóc. I tak będzie z całą szarą strefą. Ze wszystkimi usługami krążącymi poza państwowym nadzorem. Wraz z wprowadzeniem obrotu bezgotówkowego odejdą w niebyt opiekunki do dzieci, panie sprzątające w prywatnych domach, sąsiedzi złote rączki. Ale nie tylko. Znikną też wszystkie drobne firmy, których nie stać na rzetelne płacenie fiskusowi, a ich dotychczasowi właściciele staną się nagle bezrobotni i wyciągną rękę po zapomogi. – Szara strefa to jest to miejsce, gdzie wielu szaraczków jest w stanie przetrwać – przekonuje Cejrowski. W kryzysie państwa mają wielki apetyt na nasze pieniądze. Jak pisze „Financial Times”, Włochy, gdzie rządzi gotówka, tracą co roku 100 miliardów euro podatków. Niestety, nikt nie obliczył, ile traciłyby na zasiłkach dla rzeszy bezrobotnych. Likwidacja gotówki postępuje małymi kroczkami. Od końca ubiegłego roku włoski rząd zakazał transakcji gotówkowych przekraczających 1000 euro. Hiszpania zabroniła płacenia gotówką za zakupy powyżej 2500 euro, Bułgaria – powyżej 7500 euro. Stany Zjednoczone wprawdzie niczego nie zakazały, ale największym nominałem jest tam 100 dolarów, większe nie występują w powszechnym obiegu. A jak gotówką zapłacić 50 tysięcy? Nikt więc nie taszczy pięciuset banknotów w walizce i karnie płaci kartą lub przelewem. Gotówka to również dyskrecja. I nie chodzi tu zaraz o narkotykowe gangi, handlarzy bronią czy żywym towarem. Ci swoje pieniądze upiorą i zgrabnie wprowadzą do oficjalnego obiegu. Przeciwnicy elektronicznego pieniądza chcą, by ich zakupy były wyłącznie ich sprawą. Żeby Wielki Brat w postaci firm ubezpieczeniowych, agencji reklamowych i innych stworów nie wykorzystywał informacji, jakie uzyska dzięki dostępowi do listy naszych zakupów.
Emeryci trzymają się mocno
W 2008 roku Departament Systemu Płatniczego NBP wraz z tzw. Grupą Roboczą ds. Programu Obrotu Bezgotówkowego działającą przy Związku Banków Polskich przygotował raport zatytułowany „Obrót bezgotówkowy – zalety i korzyści wynikające z jego upowszechnienia”. Tylko „zalety i korzyści”. Żadnych wad. Ale ci, którzy nie chcą się pozbyć swoich portfeli, mają wiele pytań: Co będzie w wypadku awarii zasilania, powodzi, huraganu, trzęsie- nia ziemi, gdy terminale staną się niezdatne do użytku? Znikną złodzieje portfeli, ale kto zapobiegnie atakom cybernetycznym? Czy prostytucja opłacana kartą zostanie powszechnie zalegalizowana? Co z Trzecim Światem, którego nie stać na rewolucję technologiczną? Dlaczego mamy oddać całą kontrolę nad pieniądzem w ręce banków? Kiedy w Rosji padł pomysł ograniczenia transakcji gotówkowych, gwałtownie zaprotestowali przedstawiciele Cerkwi. Jeden z duchownych powiedział wprost: – Pieniądze to wolność. Gdy zostaną skasowane, nastąpi całkowite niewolnictwo. Dlatego trzeba robić wszystko, żeby je uchronić. Dopóki istnieją.
W Polsce największymi obrońcami gotówki okazali się emeryci. Niekoniecznie z powodu świadomości niebezpieczeństw bezgotówkowego obrotu. Raczej dlatego, że nie posługują się sprawnie nowoczesną techniką. W Polsce 22 proc. obywateli nie posiada konta w banku. Większość z nich to ludzie starsi. ZUS podpisał więc umowę z Pekao SA i zaczął ich zachęcać do zakładania ROR-ów. Eksperyment prowadzony jest w Trójmieście i Łodzi. Rezultaty okazały się mizerne. Po prawie dwóch latach akcji liczba łódzkich emerytów i rencistów korzystających z usług listonoszy z 40 proc. zmniejszyła się zaledwie do 32. Na bezgotówkowe państwo przyjdzie nam jeszcze poczekać.