Czarne szpilki na żużlu
W kasku i podniszczonym kevlarze wypchanym ochraniaczami niczym nie różni się od kolegów z klubu. Gdy łamie motocykl na łuku toru, wielu prześciga się w doradzaniu, którędy powinna przejechać. A jak upada, to do pomocy rwą się... wszyscy.
Taką metamorfozę warto zobaczyć na własne oczy. Atrakcyjna dziewczyna na wysokich szpilkach w środku huczącego silnikami parku maszyn... – Chwileczkę – przerywa rozmowę. – Muszę się przebrać. Wraca ktoś inny. Inne ruchy, inny chód. Kontynuując wątek, chwyta za jakiś fikuśny śrubokręt i zabiera się do skręcania sprzęgła żużlowej maszyny.
To twarda dziewczyna
Beatę Stępniewską dobrze znają miłośnicy szybkich samochodów z naszego regionu. Przez lata brała udział w owianych legendami wyścigach na ćwierć mili. Byli tacy, którzy do dziś nie mogą przeżyć, że objechała ich swym stuningowanym golfem. Znana była z tego, że przed startem machała zdjętymi z nóg szpilkami. To oznaka maksymalnej złości, gdy rywal pozwolił sobie na jakiś niewybredny żarcik. Do tego dodać jeszcze tylko gest dwoma palcami, tłumaczony jako: „ruszam z dwójki”, i wreszcie byli kwita. Resztę najczęściej załatwiał on – jej czerwony volkswagen golf II, najlepszy przyjaciel.
– Tata chciał mieć syna. To się staram sprostać tym oczekiwaniom – żartuje. – Lalki mnie raczej nie interesowały. Lubiłam zapach benzyny, spaliny, warkot silnika. Prawo jazdy zrobiłam tak szybko, jak pozwalały na to przepisy – odebrałam je zaraz po ukończeniu osiemnastu lat. Ale oczywiście wcześniej też mnie dopuszczano do kółka. Byłam dzieckiem jeżdżącym.
Sprzęgło skręca z wyczuciem. Podkreśla, że na tym etapie swej żużlowej edukacji woli mniej szarpiącą maszynę. Sama dba o wszystko przed treningiem pod czujnym okiem Macieja Gralaka, szefa teamu, w którym jeździ. Uzupełnia olej do smarowania łańcuszka sprzęgłowego w ramie maszyny. Zalewa bak metanolem. Motocykl z silnikiem GM dysponuje mocą 78 koni mechanicznych, a waży tyle samo kilogramów.
– Stosunek mocy do wagi jak jeden do jednego to naprawdę potęga – zapewnia Maciej Gralak. – To tak, jakby samochód miał tysiąc koni. Motocykl Beaty uległ uszkodzeniu podczas wywrotki tydzień temu. Dlatego dziś musi pojechać na moim. To twarda dziewczyna. Miała uślizg, bo popuściła gaz na łuku. A w żużlu jest jedna święta zasada...
– ...im szybciej, tym bezpieczniej – przerywa zawodniczka. – Przecież wiem, nie wytrzymałam i już. Ale nauczę się.
W bydgoskim Old Boys Speedway Club nikt nie ma wątpliwości, że Beata z każdym treningiem robi postępy i za jakiś czas pokaże w pełni, na co ją stać. – Trenuję od kwietnia – przypomina. – Więc, spokojnie... Zresztą tu nie chodzi o zawodowstwo. To amatorskie ściganie dla pasjonatów.
„Krocze na baku!”
Żużel amatorski to dyscyplina, która w Polsce nie ma łatwego życia. Przed laty było nie do pomyślenia, że amatorsko można uprawiać ten wyśrubowany do granic możliwości kosztowny sport motorowy. Kluby nie chciały udostępniać swych torów, amatorzy zmuszeni byli do jeżdżenia na małych torach, często budowanych wręcz w czynie społecznym.
Bydgoski Old Boys Speedway Club – założony w 2001 roku – też nie miał na początku lekko. Jednak od 2007 roku sport ten został uznany przez Polski Związek Motorowy i funkcjonuje oficjalnie jako „żużel nieprofesjonalny”.
– Obecnie trenujemy na stadionie Polonii Bydgoszcz – mówi Sławomir Wesołowski, prezes Old Boys. – Zasadnicza różnica między nami a zawodnikami startującymi w lidze? Nam nie płacą za punkty – śmieje się. – Jeżdżą u nas kompletni amatorzy, ale także byli zawodnicy i mechanicy. Najstar- szy jest już po świetnie.
Beata, kibic toruńskiego Unibaksu, zaczynała przygodę z maszyną żużlową pod okiem znakomitego toruńskiego trenera Jana Ząbika.
– Jeździliśmy w dwójkę, ja z przodu, trener z tyłu – pokazuje żużlówka. – Jemu wyrwało się standardowe pouczenie, kierowane do początkujących
60.,
ale
radzi
sobie w tym sporcie: „Jaja na baku!”. Zreflektował się i zmienił na „krocze na baku!”. Było sporo śmiechu (...).
Licencja tylko dla mężczyzn?
Wszystkich cieszyły jej coraz lepsze przejazdy. Kciuki w górze, pozdrowienia. Animozje toruńsko-bydgoskie, których źródłem ma być odwieczna rywalizacja drużyn żużlowych z sąsiednich miast, tu obracane są co chwilę w żart. Toromistrz, pochodzący z Torunia Adam Lipiński, żartuje, jak to musi się tu użerać z „tyfusami”. Po chwili słyszy, jaki to z niego paskudny „Krzyżak”. Wszyscy w parku maszyn śmieją się i poklepują przyjaźnie po ramionach.
Wśród żużlowców z Old Boys nie ma zgody co do tego, czy Beata będzie mogła zdawać egzamin na żużlową licencję. Niektórzy twierdzą, że to absolutnie niemożliwe.
Prezes klubu jednak zauważa, że nigdzie nie jest napisane, jakiej płci ma być zawodnik... Ona sama zapewnia, że na licencji jej nie zależy.
Beata jeździ w stroju Nickiego Pedersena, duńskiego trzykrotnego mistrza świata w tym sporcie. Przyznaje, że dodaje jej to skrzydeł. Jedno jest pewne, ta dziewczyna się nie podda, a jeździć może tylko coraz lepiej.