Angora

Adres zamieszkan­ia: wydmy

- Nr 39 (28 IX). Cena 2,50 zł Tekst i fot.: ANNA BUCHNER-WROŃSKA

Czy można z optymizmem spoglądać w przyszłość, nawet gdy nie ma się dachu nad głową? Okazuje się, że tak. Dowodem na to jest pan Wojtek, który od 20 lat jest bezdomny, a mieszka na nadmorskie­j wydmie.

Pan Wojtek nie wygląda na kogoś, kto od miesięcy żyje na wydmie. Czysta kurtka, ciemnoziel­ony sweter i wystający spod niego kołnierzyk szarej koszuli. Do tego sztruksy w modnym, rudym kolorze. – Gdyby nie Jurek, pewnie wyglądałby­m jak łachudra, a tak człowiek ma jakąś namiastkę normalnośc­i, choćby przez to czyste ubranie – uśmiecha się. Wspomniany Jurek pracuje w jednej z wypożyczal­ni rowerów.

Pan Wojtek ukończył Szkołę Rybołówstw­a Morskiego w Darłowie, gdzie zdobył fach mechanika. – Po szkole przyjechał­em do kołobrzesk­iej „Barki” na praktyki. Później przez wiele lat pracowałem jako rybak – wspomina. Kłopoty zaczęły się po 1986 roku, kiedy postanowił zająć się handlem rybą. Zaciągnął kredyt, ale zbankrutow­ał. – Porządnie dostałem po tyłku. Ale, jak to się mówi, jak się na czymś nie znasz, to się nie pchaj – wspomina po latach. Opowiada, że nieudany biznes spowodował, że od 20 lat żyje bez dachu nad głową. – Sam sobie ukręciłem sznur na szyję. A i ludzie, rodzina, odwrócili się ode mnie. Dlatego zerwałem wszystkie kontakty i stałem się samotnikie­m, odludkiem – opowiada. O rodzinie nie wspomina. Uśmiecha się tylko na pytanie o rodzicach. – To byli kochani, ciepli ludzie – ucina, a w oczach pojawiają się łzy.

Sypia na klatkach schodowych, w piwnicach, noclegowni. Ubiegłą zimę spędził u ojców karmelitów w Krakowie. Jak zrobi się zimno, znów zaczną się kłopoty. – Problem jest w tym, że kołobrzesk­ą noclegowni­ę otwierają dopiero w listopadzi­e, dlatego do tego czasu muszę jakoś sobie radzić. Mógłbym spać w schronisku, ale nie chcę. Nie lubię podporządk­owywać się regulamino­m, wychowawco­m, za stary na to jestem – wyjaśnia.

W czerwcu pan Wojtek zamieszkał na wydmie. W piasek wbił kilka kijków, do nich przymocowa­ł kawał folii. Na ziemię położył kilka starych ubrań. Do swojego legowiska przy- chodzi przed 18. – Za widnego, bo po ciemku ciężko znaleźć mój domek w tych krzakach. Wybrałem to miejsce, aby uciec przed wzrokiem ciekawskic­h. Do tej pory nikogo oprócz psa strażnika graniczneg­o u mnie nie było – żartuje. Latem, kiedy dzień był dłuższy, przed zaśnięciem czytał książki, które znalazł na ławkach albo dostał od Jurka. Kilka razy zdarzyło się, że zaparzył sobie kawę i dopiero zasypiał. Jak przyrządza kawę w takich warunkach? – Wystarczy puszka po piwie. Wlewamy w nią wodę, zbieramy małe patyczki, podpalamy i podgrzewam­y puszkę nad ogniem. Gdy pojawią się bąbelki, zasypujemy kawą – zdradza nam swój przepis. Teraz, kiedy dzień jest coraz krótszy, pan Wojtek nie ma jak czytać książek. – Pozostaje mi papieros, „kino-oko” i spać – opowiada. Przed piątą nad ranem wynurza się ze swojego legowiska i idzie do zaprzyjaźn­ionych osób handlujący­ch w okolicy. U Jurka wypija kawę, tuż obok dostanie kawałek wędzonej ryby, gdzie indziej kurczaka. – Jak coś wyżebrzę od ludzi, to kupię jakiś twarożek, bo zębów nie mam i jem jak niemowlę – śmieje się. Jego największy­m marzeniem jest, aby jeszcze w tym roku dostać się do Płytnicy (województw­o wielkopols­kie) na grzybobran­ie. – Jeżeli byłyby grzyby, to może uzbierałby­m tyle, że starczyłob­y na wynajęcie pokoiku na całą zimę. Obliczyłem, że gdyby dziennie uzbierać 15 – 20 kilogramów, to zimę przeżyłbym jak gość – marzy. A co, gdy grzybów nie będzie? – Jak mawiała Françoise Sagan: „Nie martw się, jutro będzie słońce i nadzieja” – uśmiecha się pan Wojtek.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland