Robienie wody z mózgu
Podstawowym warunkiem, aby polskie państwo zaczęło funkcjonować w miarę normalnie, jest dogłębna reforma sądownictwa i weryfikacja zawodowa ludzi, którzy chcą nas osądzać, a nie potrafią osądzić moralnych śmieci we własnych szeregach. Na to, w tej partyjnej konfiguracji, nie ma najmniejszej szansy, wampiry w togach i ich poplecznicy, radcy, doradcy, notariusze, komornicy i inne prawnicze wampirki gotowi są zniszczyć kraj i społeczeństwo, a nie oddadzą nawet guzika od swojej togi. Gdyby komuś udało się, jakimś cudem, rozwalić tę betonową sitwę, to przed każdym sądem wdzięczny lud ufundowałby mu pomnik z napisem: „Wieczna cześć i chwała bohaterowi walki z prawnym bezprawiem”. Niestety, do tej pory nikt tego nawet nie próbował. Dla ludzi w togach stojących ponad prawem min. Gowin to mały pikuś. Ledwie zaczął mówić, a już przepraszał, ale chwała mu i za to, co powiedział.
Szanowny Panie J. Korwin-Mikke (mam zresztą wątpliwości, czy szanowny, bo trudno darzyć szacunkiem kogoś, kto odmawia tego szacunku wszystkim myślącym inaczej niż on), ponieważ rzuca Pan obficie obelgami typu idiota\idioci i kretyn\kretyni, złodzieje, bandyci i – na szczęście – nie jest Pan prezydentem, pozwolę sobie zauważyć, że Pan zasługuje na miano (...). Pan nawet nie wie, że żyje w XXI wieku, a nie w epoce niewolnictwa lub feudalizmu ani też w XVIII, XIX, ani nawet na początku XX wieku.
Nie zauważył Pan też, że permanentnie postponowani i opluwani przez Pana socjaliści ( ANGORA nr 36) rządzili w Szwecji niemal bez przerwy od trzydziestego roku ubiegłego stulecia, przy czym w przeważającym okresie ich rządów ponad połowa przedsiębiorstw należała do państwa lub samorządów terytorialnych. Daj Boże, żeby dzisiaj połowie Polaków uznawanych przez Pana jako połowa gorsza powodziło się choć w części tak dobrze, jak tym „głupim” Szwedom, choć oni, „biedacy”, w połowie XX wieku nie mieli nawet telewizorów, nie mówiąc już o komputerach czy telefonach komórkowych itd. W pozostałych krajach skandynawskich udział socjalistów w rządach też był znaczny i tamtejsze społeczności raczej nie miały szczególnych powodów do narzekań na warunki życia. Dopiero w ostatnim okresie zmasowana propaganda neoliberałów i różnego rodzaju ortodoksyjnych wy- znawców totalnej i przymusowej „ prywatyzacji”, prowadzona przy tym z dużym nakładem środków finansowych, nierzadko z kasy państwowej, czyli z kieszeni podatnika, zawróciła nieco w głowie Skandynawom, czego skutki tamtejsza uboższa część społeczeństwa zaczyna już dotkliwie odczuwać.
„Prywatyzacji” – Pan z pewnością nie zauważył, że obecnie własność prywatna w sferze przemysłowo-handlowej prawie nie istnieje. Istnieje prawie wyłącznie własność inwestorów giełdowych, udziałowców różnych korporacji finansowo-przemysłowo-handlowych lub zgoła grup plasujących się na granicy prawa. Nawet budki na bazarach często nie są własnością handlujących. Bardzo często słyszy się: „To szef zadecyduje, czy mogę przyjąć zwrot towaru”, albo: „Powiem szefowi, żeby zamówił dany towar”. Jaki szef?
A swoją drogą, komu chciałby Pan sprzedawać dobra, wytworzone przez opłacanych poniżej obecnej płacy minimalnej pracowników? Może myśli Pan o eksporcie, to znaczy o konkurencji z blisko 1,5 miliarda Chińczyków i ponad miliardem Hindusów? Jeżeli Pan chce wiedzieć, jak wyglądają warunki pracy i życia w takich układach konkurencyjnych, to niech Pan zajrzy do specjalnych stref ekonomicznych w Polsce, w których działają głównie chińscy i koreańscy właściciele.
A więc, Panie J.K.M, niech Pan dodatkowo nie robi ludziom wody z mózgu, bo dostatecznie dobrze robią to wszystkie stacje telewizyjne. Dwa razy na dobę to nawet zepsuty zegarek pokazuje właściwą godzinę, a Panu zdarza się to, niestety, raz, no, może dwa razy do roku. nii zajęły pierwsze miejsce, biorąc pod uwagę liczbę urodzeń, i wyprzedziły Pakistanki. Może dlatego chętniej rodzą na Wyspach, gdyż: 1. mieszkania są łatwiej dostępne, 2. system opieki nad matką z dzieckiem w Anglii jest lepszy od polskiego – co daje większe poczucie bezpieczeństwa.
Oficyna Wydawnicza Politechniki Warszawskiej w 2008 roku wydała książkę Joanny Giecewicz (praca doktorska) pt. „Konserwatywna awangarda. Wiedeńska polityka mieszkaniowa 1920 – 2005”. Można tam znaleźć ciekawe informacje: współczynnik demograficzny Wiedeń ma trzy razy lepszy od Warszawy – mieszkań nie brakuje (choć właścicielem ich jest miasto, które uznało najem za lepszy od własności) – po prostu: są mieszkania – są dzieci.
Budowa jednego metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej w Wiedniu jest pięć (!) razy tańsza niż w Warszawie, spekulacja mieszkaniami jest marginalna. Jeśli chodzi o współczynnik jakości życia (pojęcie raczej słabo znane w Polsce, Zurych i Wiedeń ( w których nie było powstania), w rankingach zajmują pierwsze miejsca, Berlin – 16., Paryż i Londyn – 33. i 39., Sztokholm – 20., Madryt – 45., Warszawa – 86. (!).
Z książką Joanny Giecewicz, opisującą, jak Wiedeń rozwiązał problem, z którym Polska nie może sobie poradzić od 1945 r. (w dodatku Wiedeń uznał za fundamentalną w rozwiązaniu kryzysu mieszkaniowego – katolicką naukę społeczną!) – odwiedziłem kilka biur poselskich, zaczynając od prawicowych i katolickich posłów. Przekonany, że problem, który boli 3,5 mln Polaków boli też najszlachetniejszych przedstawicieli narodu. Może i boli – ale byli bardzo dzielni i nie dali tego poznać po sobie, że ich boli.
Wiedeńskie rozwiązania problemu mieszkaniowego (jedyne w Europie) mogłyby wystarczyć za cały program polityczny. Nie spotkałem polityka, posła, urzędnika, który byłby nimi zainteresowany (...). – sam się zalicza, wydaje się, iż „znają się na wszystkim”.
Jego nieskromna pewność jedynego słusznego światopoglądu, opartego na wierze w jedynego prawdziwego Boga, charakteryzuje fanatyków różnych religii, których na świecie zliczyć trudno, prowadzi do niepokojów, nienawiści i wojen na tym tle. Ciekawe, w co wierzyłby, gdyby urodził się w innej szerokości geograficznej?!
To prawda, że „nie wszystko (...) jest (człowiek) w stanie ogarnąć własnym rozumem”, czego dowodem jest kwestionowanie przez Pana M.G. występowania pozytywnych wartości moralnych, szlachetności i innych zalet u ateistów, agnostyków i zapewne innowierców. A tak na marginesie, książka „Mein Kampf” nie została napisana przez ateistę, a jak już przy tych czasach się zatrzymaliśmy, to z tego, co wiem, suwerenność Watykanu podarował Kościołowi Mussolini. To były rzeczywiście „wzory do naśladowania” – to a` propos moralności katolickiej, o której coraz częściej w mediach.
Gdyby wiara służyła w istocie szerzeniu dobra i tolerancji, ten świat wyglądałby inaczej. Niechby każdy wierzył w to, co uważa za stosowne, zamiast zaPIEKLE obstawać przy swoich „racjach”. Niechby pozostawała tam, gdzie jej miejsce – w sferze duchowej. Bowiem wiara jest dla ludzi mądrych (nie mylić z wykształceniem czy pochodzeniem) – umiar i rozsądek! W innym przypadku stają się zarzewiem konfliktów międzyludzkich. Fakty są zatrważające.
A jeśli odprawianie egzorcyzmów należy do katolickiego obrządku, to...! Nic dodać, nic ująć.
Ma Pan rację, że moja wiedza na temat katolicyzmu, islamu, buddyzmu, wudu, innych wyznań jest (zapewne) znikoma, ponieważ przez wiele lat pieniądze brałam za solidnie wykonywaną ciężką pracę, na której się naprawdę znałam, więc musiałam poszerzać wiedzę fachową (dobra niemiecka szkoła pielęgniarska). Skoncentrowałam się na opiece medycznej „tu i teraz”, nie zastanawiając się, dokąd trafią dusze moich pacjentów po śmierci – to odnośnie do zarzutów na temat dyletanctwa w pracy zawodowej.
Czego i Obywatelom Polski życzę. Z poważaniem
Kolumny opracowała: BOGDA MADEJ-WŁODKOWSKA