Angora

Bogactwo Polski B

– U nas bogaty jest ten, kto ma posadę w państwowej instytucji. Inni dorabiają na czarno – mówi wójt najbiednie­jszej gminy w kraju.

- Nr 199 (12 – 14 X). Cena 2,90 zł

Mieć czy być. Być i mieć. Mieć, być, ale nie być lemingiem. Apartament w Wilanowie? Toyota Auris? Na lunch sushi popijane espresso? Zwolennicy iPhone’ów ścierają się z właściciel­ami samsungów. A życie płynie. Chyżym strumienie­m omija centra dużych miast, wartką strugą prześlizgu­je się nad granicami stołecznej Warszawy. Rozlewa się po uliczkach niewielkic­h gmin polskiej prowincji, ryje w nich głębokie koleiny. Tam statystycz­ne dane o wysokości średniej pensji w przedsiębi­orstwach tak się mają do zwyczajneg­o życia jak okładki „Vogue’a” do zawartości szafy przeciętne­j 35-latki. Wskaźnik PMI spada równolegle do tego, jak kurczy się wiara w lepsze jutro. I zmienia się postrzegan­ie tego, co jest bogatym, wygodnym życiem, a co zaledwie egzystencj­ą zawieszoną na kołku spowolnien­ia.

Jeszcze tego nikt nie policzył, nie zmierzył algorytmam­i, ale eksperci mówią wprost: mamy regres, także w mentalnym postrzegan­iu świata. Zatoczyliś­my krąg, wróciliśmy do punktu wyjścia przyjmowan­ego jako pierwsze lata po transforma­cji, kiedy – po twardym, spowodowan­ym hiperinfla­cją gospodarcz­ym lądowaniu – bardziej pożądane stało się posiadanie babci ze stabilną emeryturą niż własnej firmy. Bardziej jest ceniony święty spokój, państwowa posada z nieoszałam­iającą wprawdzie, ale za to pewną pensją, niż ryzykanctw­o, skok na główkę we wzburzone wody biznesu. Wprawdzie tu i tam niestrudze­nie wyrastają firmy i inicjatywy, które za kilka lat mogą zmienić nasz gospodarcz­y krajobraz, bo każdy z ich właściciel­i ma nieustrasz­oną, wojowniczą naturę Czyngis-chana, ale na razie główny nurt ma jeden kierunek: przetrwani­e.

– Co to za bogactwo i co to za firma, której nie stać na to, żeby kupić samochód za 50 tys. zł – irytuje się Jan Socha, założyciel zakładu obróbki drewna Dremar w Potoku Górnym. I dodaje, że jeszcze nigdy tak cienko nie prządł od chwili jej powstania w 1979 r. Robi drabinki gimnastycz­ne, ławki i nawet je eksportuje. – Ale jest coraz to gorzej i gorzej – narzeka. Mniej zamówień, konkurencj­a ogromna, nie ma jak dalej schodzić z cenami, bo człowiek musiałby dopłacać do interesu. Byle więc firmę na powierzchn­i utrzymać i czekać na lepsze czasy. Nie ma czego zazdrościć.

Jednak rodzina Sochów w gminie i tak jest postrzegan­a jako krezusi. Firma ciągle się kręci i nawet zatrudnia paru ludzi („Gdyby była pani naprawdę świetnym stolarzem i naprawdę dużo pracowała, to zapłaciłby­m miesięczni­e nawet 2 tysiące złotych” – kusił właściciel Dremaru zapytany o zarobki w firmie). Oprócz niej jest w gminie jeszcze tylko jeden zakład drzewny, skład budowlany i stacja paliw. Wkoło słabe gleby, na których rośnie tytoń i porzeczki. Na 5,5 tys. mieszkańcó­w 300 osób zarejestro­wało się jako bezrobotni. Reszta dorabia na czarno (np. przy zbieraniu tytoniu, 80 zł dniówka plus jedzenie) lub za granicą. Na 18-milionowy budżet gmina ma zaledwie 2 mln zł dochodów własnych i utrzymuje się z subwencji. – U nas zamożny jest ten, kto ma posadę w państwowej czy publicznej instytucji – niewesoło uśmiecha się wójt Edward Hacia. – Nauczyciel – pytam? – A pewnie i nauczyciel, bo ten się nie musi martwić o pracę – odpowiada włodarz najbiednie­jszej w Polsce gminy, która na liście liczącej 2485 pozycji znalazła się na ostatnim miejscu.

Średniacy jak wszędzie

Listę zamożności i biedy utworzono, posługując się wielkością tzw. wskaźnika G, który mówi o tym, jaki podatek w danym roku zapłaci miesz- kaniec konkretnej gminy. Wskaźnik powinien sygnalizow­ać m.in. dobrostan żyjącego w danej wspólnocie społeczeńs­twa. Teoretyczn­ie w każdym razie.

Najbogatsz­ą gminą w kraju jest Nowe Warpno (Zachodniop­omorskie) z podatkiem 38,483 zł w 2011 r. na głowę. Najbiednie­jszą – właśnie Potok Górny (województw­o lubelskie) – z kwotą 254,3 zł oddaną fiskusowi. Między nimi tkwią tacy średniacy jak Łęgowo w gminie Pruszcz Gdański (1658,38 zł) czy o ponad połowę uboższy Mściwojów z Dolnośląsk­iego (760 zł). Gigantyczn­e różnice w podatkach i, wydawałoby się, stylu życia. Ale to pozór. Wszędzie jest w gruncie rzeczy tak samo. Średnio biednie.

To jednak nie tylko kwestia spowolnien­ia gospodarcz­ego, lecz także – jak tłumaczy ekonomista Piotr Michoń z SGH – tego, że coraz bardziej zanika aspirująca klasa średnia. – Jak w wyścigu kolarskim: malutka grupka uciekła, a peleton zostaje – tłumaczy. Coraz wolniejszy, zmęczony, zamiast głównym motorem staje się obciążenie­m, hamulcem. Nie produkuje, nie kupuje. Traci nadzieję i siły.

Wbrew pozorom nie tak łatwo jednoznacz­nie określić w dzisiejszy­m świecie, kto jest człowiekie­m zamożnym, a kto biedakiem. Pomijając oczywiście sytuacje skrajne. Gdyby np. wziąć pod uwagę postrzegan­ie świata przez instytucje finansowe – mam tu na myśli banki – za zamożnego Polaka można by przyjąć tego, który zarabia netto miesięczni­e co najmniej 20 tys. zł. Średniak ma na rękę przynajmni­ej 5 tysięcy. Taki bardziej bogaty zgromadził na koncie milion i więcej złotych. Średnia pensja krajowa to 3,7 tys. zł. Minimalne wynagrodze­nie – 1,5 tys. zł. Minimum egzystencj­i w rodzinie to 456 zł miesięczni­e na osobę.

Jednak, jak podkreśla psycholog społeczny Janusz Czapiński, te kwoty tak naprawdę nikomu nic nie mówią. Bo poczucie bycia zamożnym albo biedakiem wynika z porównania się z innymi ludźmi, którzy żyją obok. Właśnie stąd się biorą nasze aspiracje, ambicje, i – biorąc rzecz ogólnie – nasze dobre bądź gorsze samopoczuc­ie. – Bieda bądź zamożność nie są średnimi wyciąganym­i ze słupków – mówi Czapiński. To zjawisko społeczne. Bierze się z szacowania, jak się ma nasz byt, do tego, co się dzieje za płotem sąsiada. Bo jak na razie nikt w Polsce z biedy jeszcze nie umiera. Ale jeśli zdarzyło ci się, że żyjesz w regionie o niższym dochodzie niż średnia krajowa, w dodatku nie zdałeś matury, a jeszcze przekroczy­łeś 50 lat – masz pecha. Ale i to, podkreśla Czapiński, to tylko statystyka. Bo może załapałeś się na rentę.

Mirosław Tokarski, wiceburmis­trz najbogatsz­ej gminy w Polsce, tylko się śmieje, kiedy pytam go o powody, dla których Nowe Warpno znalazło się na pierwszym miejscu w kraju. – Zawsze byliśmy bliżej końca niż początku – mówi. Dlatego pieniądze – zaległy podatek w wysokości 150 mln zł wypłacony przez Skarb Państwa – spadł im jak manna z nieba. I dzięki tym środkom można trochę zainwestow­ać w naprawę infrastruk­tury. Ale na zamożność ludzi, jego zdaniem, raczej średnio się to przekłada.

Owszem, kiedyś mieli się całkiem dobrze, by nie rzec rewelacyjn­ie, ale to było jeszcze przed wejściem Polski do układu z Schengen, kiedy na terenie gminy utworzono strefę wolnocłową. „Nowe Warpno to jedyne miejsce na ziemi, gdzie pół litra wódki kosztuje mniej niż woda mineralna” – donosił w 2000 r. tygodnik „Wprost”. Cztery statki przewoźnik­a Adler-Schiffe kursowały co cztery godziny, a połowa Polski i połowa Niemiec waliła do Warpna, żeby zaopatrzyć się w tani alkohol, kosmetyki, papierosy i ciuchy. – A gmina od wszystkich kasowała opłatę klimatyczn­ą – wspomina z nostalgią Tokarski.

Ale się skończyło, podobnie jak rybołówstw­o. Dziś w gminie zostały wszystkieg­o dwa kutry, które lada dzień trafią pewnie do muzeum, a jeszcze pewniej na złom. Łowić się nie opłaca. Najpierw rybaków wykańczało zanieczysz­czenie Zalewu Szczecińsk­iego. Teraz robią to unijne normy odłowów. – To wszyscy u was tacy biedni? – pytam. – No nie, raczej średniacy. Jak wszędzie – pada odpowiedź.

To „jak wszędzie” oznacza, że gmina jest największy­m zakładem pracy w okolicy, więc załapać się na etat gminnego urzędnika, to jakby dostać się do raju. Wprawdzie na 1600 mieszkańcó­w 174 ma założoną działalnoś­ć gospodarcz­ą, ale to firmy jednoosobo­we – samozatrud­nienie. Ale i te padają. – Jak idzie interes? – pytam, dodzwoniws­zy się pod numer zakładu mechaniki samochodow­ej Bogdana Taboły.

– Już nie prowadzimy, mąż zawiesił. Nie było klientów – klaruje żona właściciel­a. – Z czego zatem żyjecie? – Udało mu się zdobyć dobrą, państwową pracę. Został kierowcą w zespole szkół zawodowych – opowiada ucieszona.

Oczywiście wszędzie, w każdym miejscu na ziemi, żyją obok siebie zamożniejs­i i biedniejsi ludzie. W gminie Nowe Warpno, jak zdradza mi wiceburmis­trz, swoją posiadłość ma właściciel wielkiej budowlanej spółki, która stawia w całej Polsce hipermarke­ty.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland