Mit gospodarczego sukcesu III Rzeszy Czołg zamiast garbusa
Hitler jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi na świecie, wręcz archetypem zła. Ten pogląd nie dotyczy jednak jego polityki ekonomicznej, która jest stosowana przez rządy na całym świecie – napisał prawie dekadę temu szef amerykańskiego Instytutu Misesa w artykule „Ekonomia Hitlera”.
Tekst Llewellyna H. Rockwella jr. powstał niemal 10 lat temu, ale niedawno Instytut Misesa w USA znów przypomniał go na swojej stronie internetowej. Prawdopodobnie dlatego, że w związku z kryzysem i zwiększeniem aktywności państwa w gospodarce stał się jeszcze bardziej aktualny.
Popularność nazistowskiej wizji gospodarki dziwi. Bo w rzeczywistości hitlerowcy obniżyli poziom życia Niemców o jedną czwartą i ponad pięciokrotnie zwiększyli zadłużenie państwa. Napad Niemiec na Polskę i innych sąsiadów nie był wyborem, a koniecznością. Inaczej III Rzesza musiałaby ogłosić bankructwo. Pochwały polityki ekonomicznej Adolfa Hitlera to zaś dowód na sukces propagandy Goebbelsa.
„Cechą charakterystyczną naszego programu ekonomicznego jest to, że nie mamy go wcale”, przyznał Hitler ( cytat ten podaje Hans-Joachim Braun w książce „The German Economy in The Twentieth Century”, „Niemiecka gospodarka w XX w.”). Niemcy od lat przegrywali w gospodarczej walce niemal ze wszystkim liczącymi się konkurentami. W 1937 r. (czyli już po czterech latach rządów faszystów) PKB Niemiec był na poziomie 136 proc. tego z 1913 r. Dla porównania: w USA było to 172 proc., w Szwecji – 174 proc., we Włoszech – 154 procent, a Wielkiej Brytanii – 146 proc. W tej sytuacji do podtrzymania mitu o sukcesie gospodarczym konieczne było manipulowanie statystykami.
W styczniu 1933 r., w ostatnich miesiącach Republiki Weimarskiej, bezrobocie sięgnęło 6 mln osób (było to ok. 30 proc. siły roboczej). 23 marca Adolf Hitler przejął pełnię władzy. Już w styczniu kolejnego roku ze statystyk wynikało, że bez pracy jest tylko 3,3 mln osób. W jaki sposób w kilka miesięcy znaleziono pracę dla prawie 3 mln ludzi?
Otóż naziści wykluczyli ze statystyk bezrobotne kobiety, uznając, że miej- sce kobiety jest w domu, z dziećmi. Dodatkowo tam, gdzie było to możliwe, kobiety zwalniano z pracy i zatrudniano na to miejsce mężczyzn. W podobny sposób potraktowano Żydów (usunięto ich ze statystyk i wyrzucano z pracy), a mieszkało ich wówczas w Niemczech pół miliona. Ponadto w 1935 r. przywrócono pobór do wojska (w 1939 r. w armii służyło już 1,4 miliona osób), czyli bezrobotni zostali zwyczajnie wcieleni do armii i w ten sposób zniknęli ze statystyk.
Oczywiście masowe zbrojenia doprowadziły do zwiększonego zatrudnienia. Warto jednak wiedzieć, jakim odbyło się to kosztem. Otóż zdelegalizowano związki zawodowe. Ich rolę przejął faszystowski Niemiecki Front Pracy, na którego czele stał Robert Ley. NFP doprowadził do zwiększenia liczby przepracowanych godzin z 60 do 72 tygodniowo. Pracownicy w Niemczech zaczęli też przypominać chłopów feudalnych, bo od 1936 r. nie mogli odejść z pracy bez pozwolenia swojego pracodawcy. A bezrobotnych za odmowę przyjęcia pracy zaoferowanej przez niemieckie państwo czekał obóz koncentracyjny.
Od 1933 r. do 1939 r. płace zrzeszonych w Niemieckim Froncie Pracy nominalnie trochę spadły, ale ceny wzrosły w tym okresie o 25 proc. De facto więc w momencie rozpoczęcia drugiej wojny światowej niemieccy robotnicy mogli za swoje pensje kupić o jedną czwartą mniej niż przed przejęciem władzy przez Adolfa Hitlera. Nie bez powodu w 1937 r. – w porównaniu z 1927 r. – sprzedawano w Niemczech m.in. mniej pszennego chleba, mleka, mięsa, jaj, ryb i owoców tropikalnych. Jedyne rzeczy, których Niemcy jedli więcej, to ziemniaki, żytni chleb i ser.
Za rządów narodowych socjalistów Niemcy nie zarabiali wiele, ale władze rozdawały uznaniowo różne dobra po atrakcyjnych cenach. Oto na przykład wprowadzono program „Kraft durch Freude” („Siła przez radość”), który miał zorganizować czas wolny pracownikom. W ramach tego programu wycieczka promem na Wyspy Kanaryjskie kosztowała 62 marki, narty w bawarskich Alpach – 28 marek,
20