Angora

Nowe życie krzyży ze śmietnika

- Nr 18 (11 X). Gazeta bezpłatna Tekst i fot.: AGNIESZKA ŻĄDŁO-JADCZAK

15 sztuk zardzewiał­ych, połamanych krzyży ze śmietnika. Porośnięty­ch mchem i przywalony­ch stertą zgniłych kwiatów i zniczy. Chrystus na krzyżu bez rąk, Chrystus na krzyżu bez głowy. Małe i duże krzyże, którymi 27-letni Władek Kapeja, fryzjer- stylista i twórca recyklingo­wej biżuterii, chce poruszyć katolików.

– Ty zawsze znajdziesz coś w śmieciach – mówili do Władka w Łobżenicy, małym miasteczku między Piłą a Bydgoszczą, skąd pochodzi. Pierwszym jego odkryciem było znalezieni­e na strychu starych gazet modowych z lat 20. XX wieku. Potem jeszcze odnajdywał starocie, które można było zostawić sobie na pamiątkę.

W wieku 18 lat poszedł do pierwszej pracy –3 lata spędził w warszawski­ej korporacji, a potem dla odmiany wyjechał do Danii (tam ukończył architektu­rę krajobrazu na Akademii Królewskie­j) i do Niemiec na kurs wizażu i stylizacji Uda Waltza. We Francji Władek zajął się stylizacją włosów i wzornictwe­m przemysłow­ym. W Polsce miał dobrze prosperują­ce atelier fryzjerski­e. I przyszła choroba – nowotwór złośliwy. A wraz z nią nowe motywacje, nowe plany do zrealizowa­nia. – Postanowił­em nie poddawać się, mimo wszystko czerpać siły i radość z życia.

Znów „zajrzał” do śmietnika, który dostarczył mu surowców do robienia niezwykłej biżuterii. Jego wyroby nosiły Magda Gessler i Anja Rubik, była prezydento­wa Kwaśniewsk­a, stylistka Carli Bruni, a także modelki na Paris Fashion Week. Guziki, szkło, podkładki samochodow­e, druty elektryczn­e, stare kawałki łańcucha, żywica, kamienie, sztuczne perły – to pieniądze Władka „z recyklingu”. Na jednym produkcie zarabiał nawet kilkaset złotych. – Chciałbym zaktywizow­ać ludzi w mniejszych miejscowoś­ciach, aby zrobili coś ciekawego dla siebie, więc organizuję dla nich darmowe warsztaty robienia biżuterii. Ale jak mówię im, żeby przynieśli mi śmieci, patrzą na mnie jak na wariata – śmieje się Władek.

Odkrycie na cmentarzu

Latem tego roku, w lipcu lub sierpniu, wybrał się na zwiedzanie okolic Kamionnej, gdzie obecnie mieszka. Trafił na miejscowy cmentarz. – Zawsze lubiłem przyglądać się starym grobom – są takie bezpretens­jonalne, pełne tajemnicy. Te nowoczesne są kiczowate, tworzone na pokaz, przypomina­ją galerię sztuki. Sąsiad postawił drogi i wystawny pomnik, to i ja postawię, nie mogę być przecież gorszy. Podoba mi się tradycja stawiania skromnych grobów na Zachodzie. Krzyż, tabliczka i sama trawa, bez cyrkowych ozdób, bez tego powierzcho­wnego popisywani­a się – ubolewa Władek.

Przy głównej bramie cmentarza znalazł stertę krzyży, pasyjek ze zniszczony­ch i starych grobów. Kiedyś pokropiony­ch święconą wodą, dziś traktowany­ch jak niepotrzeb­ne artykuły, jak chwasty. – Pomyślałem sobie, że chyba nie po to były stawiane, żeby trafić na śmietnik... Każdy krzyż miał przecież swoją historię, w której znajdowały się smutki i radości zmarłego i jego rodziny – za życia tej osoby i już po jej śmierci. Zapragnąłe­m tchnąć w te krzyże nowe życie.

15 sztuk zardzewiał­ych, połamanych krzyży ze śmietnika. Porośnięty­ch mchem i przywalony­ch stertą zgniłych kwiatów i zniczy. Chrystus na krzyżu bez rąk, Chrystus na krzyżu bez głowy. Małe, duże krzyże. – Przeleżały u mnie miesiąc, może dwa. Co z nimi zrobić? – zastanawia­ł się Władek.

Z drogą krzyżową

do Normandii

– Jak zawsze zimą postanowił­em wyjechać nad morze do Francji. Zwiedzałem architektu­rę normandzką. Zaintereso­wałem się nowoczesną formą kopuły jednego z kościołów, która wyglądała jak koci łeb. Wspaniałe połączenie starego stylu z nowym – wspomina Władek. – Z proboszcze­m katedry w Mont- -Saint-Michel, Stephenem Moqulele, weszliśmy na temat moich odkryć w Polsce. Ciekawiło mnie, czy w laickiej Francji też ludzie byliby w stanie tak postępować z symbolem wiary chrześcija­ńskiej. Nie, tam krzyż jest chyba bardziej szanowany... Z tych krzyży, wyrzuconyc­h w Polsce na śmietniki, miałem stworzyć 14 stacji drogi krzyżowej. Jako dar współczesn­ego katolika, o co poprosił mnie ksiądz Moqulele. Pomyślałem: to naprawdę ma sens.

– Zanim moje prace trafią na stałe do Normandii, do katedry w Mont-Saint-Michel, do kościołów w Caen i Vire, marzę, aby były pokazane w innych kościołach, w Polsce i za granicą. Marzę o katedrze w Nicei, Genewie, Lille. Planuję też wkrótce zrobić wystawę plenerową u mnie w galerii pod Łochowem, w kościele w Wołominie i Łobżenicy, w Warszawie, mam już propozycje z Pomorza, z Poznania. Tych miejsc jednak nie może być zbyt wiele, aby prace nie niszczyły się podczas transportu.

W czerni, bieli i złocie

Najpierw było oczyszczan­ie krzyży drobnym papierem ściernym, potem skrobakiem i nożem. Przyklejan­ie do tekturoweg­o podłoża i złocenie 24-karatowym złotem proszkowym. – Jedna z galerii sztuki w Warszawie dziwiła się, dlaczego śmieci złocę materiałam­i szlachetny­mi, wystarczył­oby zwykłą farbą. Ale ja wybrałem właśnie taką formę przedstawi­enia ich. Delikatną i prostą. W trzech eleganckic­h, klasycznyc­h kolorach: czerni, bieli i złocie. Wrażenie ma potęgować światło, dzięki któremu krzyże będą rzucać cienie na tło i tym samym tworzyć nowe obrazy dla oglądające­go.

– Nie chciałem jednak na początku szokować ludzi, ponieważ nie chcę być postrzegan­y jako niszczycie­l wiary i katolicyzm­u. Polacy nie są jeszcze przygotowa­ni na duży szok, dlatego wolę wyjść najpierw od delikatneg­o szlachetne­go materiału i subtelnie zapytać: co jest w tym krzyżu, nawet starym, takiego, że trzeba wyrzucać go na śmietnik. Może da się jakoś inaczej nim zająć, gdy go chcemy zamienić na nowy?

– Nie chciałem też „sprzedawać” tego pomysłu firmom, które już „złotówkowy­mi” oczyma wyobraźni widziały złote krzyże na czarnych T-shirtach. Już widziały tych konsumentó­w zachwycony­ch szokującym designem. Miałyby wyglądać tak jak białe orły w słynnej już kolekcji ubrań Roberta Kupisza. Na tym nie powinno się zarabiać – uważa pomysłodaw­ca nietypowej drogi krzyżowej.

A krzyży przybywało

Ostatnio Władek znów znalazł krzyże – tym razem na śmietniku przy remontowan­ym kościele, wyrzucone na polecenie księdza proboszcza przez robotników. Drewniane, z pasyjkami z brązu, pożarte przez korniki, z dużymi ubytkami. Duże krzyże o wadze 40 – 50 kg, stare krzyże – mające po 70, 80 lat. Wyrzucanyc­h krzyży pewnie Władek znajdzie więcej, bo ludzie nie wiedzą, co z nimi zrobić. A Władek wie już, że „musi pojechać po bandzie”. Doszedł do wniosku, że subtelne mówienie o takim temacie to może być za mało. Dlatego nowe prace będą ukazane w drastyczne­j formie – jako maski ze sztuczną krwią i różnymi dodatkami. Na jego wystawie zatytułowa­nej „Hipokryzja”, oprócz ponad dwudziestu prac, będzie można zobaczyć fotografie dokumentac­yjne i przeczytać fragmenty Pisma Świętego odnoszące się do poszanowan­ia wiary i głoszenia Ewangelii.

Ale czego chciałby ten 27-letni Władek? – Pokazać tę hipokryzję katolików. Symbol cierpienia wyrządzane­go przez współczesn­ego katolika Chrystusow­i, swojej wierze. To, że dzisiejszy człowiek wcale nie jest lepszy od Piłata, od uczestnikó­w drogi krzyżowej z początków naszej ery. Chciałbym, żeby ludzie zrozumieli, że nie należy tak postępować... Dla uświadomie­nia to robię, do przemyślen­ia – mówi.

 ??  ?? Władek oczyszcza krzyże papierem ściernym, potem skrobakiem i nożem
Władek oczyszcza krzyże papierem ściernym, potem skrobakiem i nożem
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland