Chcieli sprzedać nerkę, żeby żyć
– Postawiliśmy Piotrowi S. zarzut umieszczenia w internecie oferty sprzedaży nerki, ale ze względu na fakt jego niepoczytalności sprawę umorzyliśmy – mówi Jacek Żak, prokurator rejonowy w Dębicy. – Wtrakcie przesłuchań mężczyzna przyznał, że dostał dwie oferty kupna nerki, ale w związku z tym, że nie mógł się zdecydować co do ceny, nie doszło do transakcji.
Piotr S. tłumaczył śledczym, że nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego oferta może być nielegalna, a więc podlegać karze. Wyjaśnił, że znajduje się w trudnej sytuacji finansowej, bo nie ma pracy i jest na utrzymaniu rodziców. Zobowiązał się też, że nie będzie już zamieszczał takich ogłoszeń. – O umorzeniu sprawy zadecydowała opinia psychiatryczna mówiąca o niepoczytalności mężczyzny – stwierdza prokurator Żak. Na Podkarpaciu podobne zarzuty postawiono też kilku innym osobom.
– Prowadziliśmy postępowanie o przestępstwo z artykułu 43 Ustawy o pobieraniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów. W toku postępowania zarzuty usłyszała jedna kobieta, która chciała sprze- dać nerkę i szpik kostny. Pani przyznała się do zarzucanego jej czynu. Wyraziła chęć dobrowolnego poddania się karze w wymiarze 6 miesięcy wykonywania nieodpłatnej pracy w liczbie 30 godzin miesięcznie. Prokuratura przychyliła się do tego i pod koniec września skierowała sprawę do sądu. Sąd może ten wniosek uwzględnić lub skierować do dalszego rozpoznania – mówi Łukasz Harpula, zastępca prokuratora rejonowego dla miasta Rzeszowa.
W Polsce pozyskiwanie i sprzedaż narządów są zabronione. Kto rozpowszechnia ogłoszenia o odpłatnym zbyciu, nabyciu lub o po- średniczeniu w odpłatnym zbyciu lub nabyciu komórki, tkanki lub narządu w celu ich przeszczepienia podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub karze pozbawienia wolności do roku. Ogłaszający się to jednak często ludzie zdesperowani. Decyzję tłumaczą różnie; najczęściej nagłą chorobą dziecka bądź spiralą długów. Za nerkę chcą uzyskać od 10 do 80 tys. zł. Najczęściej domagają się także zapewnienia o pokryciu wszystkich kosztów związanych z ewentualnymi badaniami poprzedzającymi przeszczep. cję. To tylko prezentacja, autentycznych wizyt nie wolno robić w niczyim towarzystwie.
Zanim wejdziemy do restauracji, kontrola otoczenia. – Widzi pan, ten kosz nie był już dawno opróżniany, a szyba na tablicy reklamowej jest pęknięta. Takie rzeczy trzeba zauważać – tłumaczy pan Tomek.
W restauracji zaczynamy od wizyty w toalecie. Trzeba ocenić, czy była sprzątnięta w ciągu ostatnich dwóch godzin. Teraz najważniejsza część wizyty. Stajemy w kolejce i zaczynamy mierzyć czas. Tempo obsługi w fast foodzie to sprawa kluczowa. Do tego dochodzi ocena sprzedawców: czy wypowiedzieli kilka obowiązkowych formułek, czy sprawnie nas obsłużyli, czy informowali o promocjach. Na koniec ocena jakości kupionego zestawu z kanapką: czy wygląda tak jak powinien, ma właściwą temperaturę i smak. Przy okazji pilnie obserwujemy, jak zachowuje się personel, czy sala jest czysta. Jeszcze tylko ponowna wizyta w toalecie i szpiegowska misja jest zakończona.
– Tajemniczy klient kontroluje, ale nas też sprawdzają – zauważa pan Tomek. – Kiedyś po sporządzeniu raportu przysłali mi odpowiedź, że w pomiarze czasu pomyliłem się o 30 sekund. Oczywiście wizyta nie została zaliczona (...).
(Skróty pochodzą od redakcji ANGORY)