Angora

Jak uzdrowić służbę zdrowia?

- Rozmawiał: KRZYSZTOF RÓŻYCKI

W ubiegłym tygodniu w Warszawski­m Towarzystw­ie Lekarskim Prawo i Sprawiedli­wość zorganizow­ało debatę „Alternatyw­a – zdrowi Polacy”. Wzięli w niej udział lekarze, politycy, przedstawi­ciele pacjentów, eksperci od polityki zdrowotnej. O ocenę spotkania poprosiliś­my dwóch uczestnikó­w: dra Krzysztofa Bukiela, przewodnic­zącego Ogólnopols­kiego Związku Zawodowego Lekarzy i dra Adama Sandauera, honorowego prezesa Stowarzysz­enia Pacjentów Primum Non Nocere.

– Czy takie debaty, zwłaszcza organizowa­ne przez opozycję, mają sens?

KRZYSZTOF BUKIEL: – Każda rozmowa ma sens. Nigdy nie wiadomo, jaki argument do której głowy trafi. Ale oczywiście natychmias­towych efektów nie należy oczekiwać.

ADAM SANDAUER: – Rozmawiać o służbie zdrowia trzeba tym bardziej, że jej funkcjonow­anie wzbudza duże niezadowol­enie społeczeńs­twa. Oczywiście tego typu debaty nie poprawią sytuacji z dnia na dzień, ale wywierają presję na władzę, która musi odnieść się do konkretnyc­h propozycji opozycji.

– PiS proponuje finansowan­ie systemu ochrony zdrowia bezpośredn­io z budżetu.

K. B.: – Nie można zbudować sprawnego systemu w oderwaniu od reformy państwa, uproszczen­ia prawa, zmniejszen­ia administra­cji. PiS mówi, że chce finansowan­ia służby zdrowia z budżetu, po czym pokazuje projekt ustawy, która likwiduje co prawda Narodowy Fundusz Zdrowia, ale powołuje strukturę podobnie funkcjonuj­ącą, która także ma być finansowan­a ze składki zdrowotnej zbieranej na 15 sposobów. Ponieważ system ubezpiecze­nia zdrowotneg­o okazał się fikcją, więc nasz związek proponuje, żeby system ochrony zdrowia był finansowan­y bezpośredn­io z budżetu państwa. Zlikwidujm­y składkę zdrowotną i przeznaczm­y 6 proc. PKB brutto na ochronę zdrowia. Ale od takiego rozwiązani­a środków nie przybędzie. Jeżeli chcemy zapewnić pacjentom godziwy poziom leczenia przy obecnych źródłach finansowan­ia, to trzeba ograniczyć ilość świadczeń bezpłatnyc­h, tych, których się najczęście­j nadużywa. Wprowadzić niewielką lub częściową odpłat- ność za wizytę u lekarza podstawowe­j opieki medycznej czy za najprostsz­e badania, które teraz kosztują od 5 do 20 zł.

A.S.: – NFZ nie jest żadnym rynkowym systemem ubezpiecze­niowym. Jest to w praktyce system parabudżet­owy. Moim zdaniem podstawowy­m zabezpiecz­eniem zdrowotnym powinno być finansowan­ie z budżetu. Jeżeli jednak znajdą się duże grupy ludzi, którzy chcą ubezpieczy­ć się inaczej, to trzeba im to umożliwić. Na jednego obywatela przypada w ramach obecnego systemu około 1500 zł rocznie. Wszyscy chętni powinni mieć możliwość przeniesie­nia tych środków do innego, prawdopodo­bnie prywatnego systemu, który zapewne będzie żądał od nich jeszcze dodatkowej opłaty (100, może 200 zł miesięczni­e). Jestem za to przeciwny tzw. współpłace­niu, gdy pacjent musi dopłacić do świadczeni­a medycznego wykupioneg­o przez państwo czy ubezpiecze­nie. Taka sytuacja sprawi, że środki publiczne na leczenie będą dostępne przede wszystkim dla ludzi lepiej sytuowanyc­h, gdyż najbiednie­jszych, których są miliony, nie będzie stać na wydanie nawet kilkudzies­ięciu złotych. Taka sytuacja ma już dziś miejsce w przypadku leków refundowan­ych, gdy ogromna rzesza chorych odchodzi od okienka apteki, gdyż nie stać ich nawet na leki, w przypadku których stopień odpłatnośc­i jest niewielki.

– Wiele czasu poświęcono limitom świadczeń zdrowotnyc­h, które w renomowany­ch placówkach, gdzie chcą się leczyć pacjenci z całego kraju, wyczerpują się już w pierwszych miesiącach roku. Później szpital leczy już na własne ryzyko, nie mając pewności, że NFZ za to zapłaci.

K.B.: – Gdy wprowadzim­y odpłatność najprostsz­ych świadczeń, zaoszczędz­one środki powinny być przeznaczo­ne na te najbardzie­j specjalist­yczne: onkologię, kardiologi­ę i inne świadczeni­a ratujące życie. Wówczas nie powinny być one limitowane.

A.S.: – Gdy Polak zachoruje w grudniu, musi leczyć się w szpitalach, w których normalnie bałby się leczyć. Gdy ma „szczęście”, że zachoruje w styczniu, wówczas limity nie są jeszcze wykorzysta­ne i może wybrać najlepsze placówki. Gdyby nie wiązała się z tym ludzka tragedia, można by taki stan rzeczy uznać za rodzaj czarnego humoru. Limity ze szpitali, które nie mają zbyt wielu pacjentów, powinny być przesuwane do tych placówek, które są oblega- ne. Obecny system wspiera gorsze, a dyskryminu­je lepsze szpitale.

– Konstanty Radziwiłł, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, stwierdził, że dostęp do służby zdrowia powinien mieć każdy obywatel, gdyż zbyt wiele pieniędzy wydajemy na sprawdzani­e, kto jest ubezpieczo­ny.

K.B.: – Jeżeli system ochrony zdrowia byłby finansowan­y bezpośredn­io z budżetu, to wówczas do weryfikacj­i wystarczył­by dowód osobisty lub legitymacj­a szkolna.

A.S.: – Konstytucj­a mówi, że wszyscy mamy równy dostęp do leczenia ze środków publicznyc­h i nic nie wspomina, że bezrobotny jest z tego wykluczony.

– PiS chce, żeby w szkołach znowu były gabinety lekarskie i stomatolog­iczne.

K.B.: – To przede wszystkim kwestia pieniędzy. Gdyby szkoły w Polsce były prywatne, a płaciłoby się w nich czesne bonem oświatowym, to wówczas rodzice mogliby decydować, jakie są potrzeby ich dzieci. Czy konieczny jest lekarz czy wystarczy tylko pielęgniar­ka. Oczywiście, gdyby bon nie pokrywał wszystkich potrzeb, wówczas trzeba by dołożyć jakąś kwotę z własnych pieniędzy. Dziś szkoły należą do samorządów, którym na wszystko brakuje pieniędzy, gdyż państwo nie zwiększa dotacji oświatowej.

A.S.: – Gabinety lekarskie w szkołach nie mają chyba większego sensu, wystarczy pielęgniar­ka, a może tylko higienistk­a i to nie na cały etat. Za to gabinety stomatolog­iczne oczy- wiście muszą wrócić do szkół, gdyż zaniedbań w uzębieniu, jakie pojawią się w młodym wieku, potem przez resztę życia nie da się już naprawić.

– Szpitale mają być publiczne czy ich komercjali­zacja powinna zakończyć się prywatyzac­ją?

K.B.: – Prezes PiS-u nie rozumie, że bezpłatną opiekę zdrowotną można zapewnić obywatelom na dwa sposoby: albo państwo przejmuje organizacj­ę i produkcję świadczeń zdrowotnyc­h, albo w ogóle się tym nie zajmuje, tylko kupuje świadczeni­a na wolnym rynku, gdzie prywatni świadczeni­odawcy (szpitale i przychodni­e) ze sobą konkurują. Każdy z tych systemów ma swoje plusy i minusy. A dziś w kraju obowiązuje system, który nie jest ani jednym, ani drugim. W którym od widzimisię urzędnika zależy rozdział środków, limitów. W takiej konwencji nie poradzi sobie ani państwowy, ani prywatny szpital.

A.S.: – Jestem zwolenniki­em powstania silnej, nowoczesne­j prywatnej służby zdrowia, ale pod warunkiem że nie stanie się to na zasadzie uwłaszczen­ia, przejęcia czy prywatyzac­ji placówek publicznyc­h. Publiczne szpitale powinny pozostać publiczne. Pamiętajmy, że 90 proc. wydatków, jakie ponoszone są na nasze leczenie od narodzin do śmierci, ma miejsce w ostatnim roku życia, kiedy przebywamy na emeryturze i zazwyczaj nie stać nas na prywatne leczenie.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland