Nie warto liczyć na cuda
Nie jest tajemnicą, że świat staje na głowie. Przy groźbie wybuchu trzeciej wojny światowej czy nadejścia końca wszystkiego wydaje się to oczywiste i mało odkrywcze. Pomijając fakt, że prawo powoli zaczyna równać się bezprawiu, zaś absurd wydaje się jedynym tłumaczeniem rzeczywistości, to nic nie powinno nas już zaskakiwać. Życie bywa jednak przewrotne, co boleśnie odczuwają obecnie politycy Platformy. Utrata wpływów – na razie w teorii – na rzecz PiS-u uderzyła w polityczne ego rządzących. Skoro nawet sondaże są przeciw nim, mamy do czynienia z czerwonym alarmem.
Jak widać, cuda się zdarzają. Jarosław Kaczyński metodycznie zyskuje na sile, niczym opozycyjny tajfun, pustosząc papierowe opłotki. Fakt, że PO nie stawia niemal żadnego oporu, działa na jego korzyść w dwójnasób. Wiatru w żagle nabierają także inne partie; do obławy dołączyło SLD z wnioskiem o odwołanie ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, niegdyś partyjnego kolegi. Czy to zemsta za dojście na szczyt po trupach? Trudno orzec. Tymczasem PiS niezaprzeczalnie przoduje w propagandzie. Była już debata ekonomistów, apel o przebudzenie kraju; bez wątpienia nie należy tego lekceważyć. Jeśli Kaczyński nawiązuje do elementów platformerskiej polityki miłości, to coś się dzieje, a już na pewno Polska się nim interesuje. Znalazło to odbicie w sondażach, w których po raz pierwszy od dawna PiS wyprzedził PO. Jeśli wierzyć doniesieniom, Słońce Peru przygasło. Nie wygląda już nawet zza chmur z obawy przed podsłuchami. Czy dojdzie do precedensu? Zobaczymy. Pewne jest, że nie warto liczyć na cuda.