Mack The Knife/mackie Majcher
Rekiny w oceanie mają zębów pełen pysk zaśpiewała brawurowo jego późniejsza żona Lottie Lenya.
Jak się można było spodziewać, już pięć lat po berlińskiej premierze Opera za trzy grosze trafiła na Broadway. Niestety, była tak fatalnie przełożona, że widzowie nie mogli się połapać, o co w niej chodzi i po kilku tygodniach przedstawienie zniknęło z afisza, zaprzepaszczając powodzenie naszej ballady o Mackie Majchrze.
Dopiero w 1954 roku song pisany knajacką niemczyzną otrzymał rzetelny angielski przekład. Jego autorem był niejaki Marc Blitzstein. Ponownie trafił na Broadway, tym razem z powodzeniem. Na tyle dużym, że postanowiono nagrać tę przerażającą opowieść o nożowniku. Zadanie to powierzono znów Lottie Lenyi. „Pojechała” oryginalną wersją, z bardzo umiarkowanym sukcesem. Ale ponieważ to była
A rekiny w oceanie mają zębów pełen pysk. Te słowa, choć po niemiecku, pojawiły się w 1928 roku. Bertolt Brecht i Kurt Weill przygotowywali w Berlinie własną wersję XVIII-wiecznej „Opery żebraczej” Johna Gaya.
Nazwali ją Opera za trzy grosze. Chcieli stworzyć widowisko pełne społecznej satyry, opowieść o rodzącym się przestępczym świecie. Jak podaje anegdota, prace toczyły się w burzliwej atmosferze. Wykonawca roli Mackie Majchra powiedział, że wystąpi pod dwoma warunkami. Dostanie krawat oraz jego pojawienie się na scenie zostanie poprzedzone jakąś introdukcją, jak w greckim teatrze. Najlepiej pieśnią. Z krawatem kłopotów wielkich nie było, ale ta introdukcja... Brecht przyniósł na próbę tekst. To była opowieść o nożowniku, którego wszakże nikt z narzędziem zbrodni w ręku nie złapał. Przypuszcza się, że ostatnimi, którzy widzieli błysk klingi, były ofiary jego zbrodni. Po czym następuje ich wyliczanie: mężczyzna z londyńskiej Stand Street, bogacz Szmul Meier, Jennie Towler, siedmioro dzieci i starzec spaleni w Soho, wreszcie zgwałcona młoda wdowa. No horror! To nie było apaszowskie tango śpiewane przez Stanisława Grzesiuka. Tu wiało prawdziwą grozą. Weill dopisał muzykę wzorowaną na dziadowskich balladach. Zachowała się zresztą wersja wykonywana przez samego Brechta z towarzyszeniem ulicznej katarynki (polecam najbliższą sobotnią audycję). Ale to nie on wystąpił w przedstawieniu. Ameryka ery jazzu, w podwórkowej balladzie odkryto… swing. No i się zaczęło. W 1956 roku zaśpiewał go dla amerykańskiej publiczności Louis Armstrong, potem zagrał Sonny Rollins, w każdym razie w Stanach powstało w tym czasie dwadzieścia różnych wersji, a w 1959 roku przedstawienie w najlepsze szło na Broadwayu. No i wtedy, może przez przekorę, przystojniaczek w białym smokingu postanowił zrealizować swoją wizję tej lumpowskiej pieśni.
A rekiny w oceanie mają zębów pełen pysk.
A dwudziestotrzyletni Bobby Darin nie chciał już być idolem nastolatków. W 1959 roku miał na koncie trzy Złote Płyty i setki rozwrzeszczanych dzieciaków na widowni, kiedy śpiewał swoje największe rockandrollowe przeboje Splish Splash, Queen Of The Hop i Dream Lover. W jednym z wywiadów powiedział: – Chciałbym zostać legendą w wieku 25 lat. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie przechodzi się do historii, śpiewając tylko błahe piosenki. W 1958 r. mówił dziennikarzowi Billboardu, martwiąc się, że jest postrzegany wyłącznie jako rockandrollowy piosenkarz: – Jest tylko jedna droga, żeby budować przyszłość w show-biznesie. W nocnych klubach stawiam na coś innego. Śpiewam nawet piosenkę Mackie Majchra z „Opery za trzy grosze”.
Wytwórnia zaprotestowała. Ale Darin się uparł. Zamówiono jazzującą aranżację, Bobby wszedł do studia, popstrykał palcami dla nadania rytmu i swingowej atmosfery i... Szefowie z ledwością zgodzili się, aby ten ekstrawagancki eksperyment młodego gwiazdora umieścić na longplayu. Zresztą artysta na nic więcej nie liczył. Nagle ktoś wpadł na pomysł, żeby zaeksperymentować. Może jednak pokazać publiczności innego Bobby’ego Darina? Piosenkę wydano na singlu. Ameryka wstrzymała oddech, a potem zwariowała. 5 października 1959 roku Mack The Knife dotarł do pierwszego miejsca listy i trwał tam dumny i niewzruszony przez dziewięć tygodni. To był największy, oprócz setek wykonań i wpisania do panteonu sławy standardów muzyki światowej, sukces tego utworu.
Ta piosenka ma także polską historię. Nie wszyscy wiedzą, że ta najbardziej znana i najstarsza wersja zaczynająca się od A rekiny w oceanie to tłumaczenie… Władysława Broniewskiego. Chętnie sięgają po nią aktorzy. Zachwycające są interpretacje Jana Kobuszewskiego, Wiesława Gołasa, Emiliana Kamińskiego. Szkoda tylko, że tak mało w nich swingu.
halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA,
około godz. 19.15