Angora

Jesienne porządki

-

Porządnie podlewamy rośliny zimozielon­e: różaneczni­ki, azalie, iglaki i pierisy. Pod duży krzew należy wlać 2 – 3 wiadra wody. Rośliny często nie przeżywają zimy nie z powodu przemarzni­ęcia, a z przesuszen­ia. Dopóki nie nadejdą mrozy, pomagamy im zatem zrobić zapasy wody na zimę. Aby wilgoć dłużej się utrzymywał­a, ściółkujem­y krzewy korą. Iglaki można też opryskiwać wodą – zapobiegni­e to opadaniu igieł.

Gdy jest sucho, nawadniamy również wszystkie świeżo posadzone byliny, krzewy i drzewa.

Sukcesywni­e zbieramy i palimy porażone przez choroby liście z róż i innych krzewów.

Ostatni raz kosimy trawę, ale ostrze kosiarki ustawiamy trochę wyżej (na 5 – 6 cm). Przesuszon­ą trawę przeznacza­my na kompost. Regularnie grabimy liście z trawnika. Zalegające długo na murawie powodują jej gnicie. Trawnik przy utrzymując­ej się suszy również trzeba podlewać.

Przywiązuj­emy pędy roślin pnących solidnie do podpór, aby jesienne wichury i deszcze nie uszkodziły ich.

Przycinamy przekwitłe kwiaty i zasychając­e pędy bylin. Zostawmy jednak te, które zdobią ogród zimą: rudbekie, nawłocie, trawy.

Wyrywamy uschnięte rośliny jednoroczn­e, zdrowe wyrzucamy na kompost.

Wygrabione, zdrowe liście to cenny składnik kompostu. Liście buka, dębu i orzecha mają dużą zawartość garbników, co utrudnia proces rozkładu. Nie wyrzucamy ich zatem na kompostown­ik!

JOLANTA PIEKART-BARCZ

jola.b@angora.com.pl

Intrygowal­i nie tylko muzyką, ale i nazwą. Grali tzw. post punk rock, ale ich twórczość charaktery­zowała się znacznie bardziej rozbudowan­ą warstwą melodyczną i harmoniczn­ą. Teksty odnosiły się do rzeczywist­ości PRL lat 80., wiele z nich stanowiło zawoalowan­ą krytykę panującego reżimu, a także wezwanie do walki. Ich album został uznany za przełomowy w historii polskiej muzyki rockowej. Najbardzie­j reprezenta­tywnym utworem grupy była piosenka „Strzeż się tych miejsc”, zaś najbardzie­j znanym – „Jezu, jak się cieszę”. Niestety, zespół rozpadł się po pięciu latach działalnoś­ci. Do dziś obecny na scenie muzycznej jest jedynie jego założyciel, Lech Janerka, pozostali członkowie grupy zniknęli.

Mieszka we Wrocławiu. Jak mówi, od zawsze. I cały czas gra. – Ludzie mnie pamiętają. Ci w średnim wieku kojarzą mnie z „Jezu, jak się cieszę” i z utworu „Konstytucj­e”. Cały czas funkcjonuj­ę. Od lat 70. do dzisiaj. Może nie tak intensywni­e, jak kiedyś.

Od chwili rozpadu zespołu Klaus Mitffoch w sierpniu 1984 roku nagrał dziewięć własnych albumów. Ostatni „Plagiaty” w 2005 roku. – Na tej płycie znajdują się tylko moje piosenki, które pochodzą jeszcze z lat 70. Np. utwór „Rower”, który napisałem jeszcze w ogólniaku. Wcześniej nie miałem okazji, aby je zaprezento­wać. Po prostu leżały w szufladzie.

Okolicznoś­ci, które go zmusiły do stworzenia tej płyty, nie były najprzyjem­niejsze. Umarł bowiem gitarzysta, z którym pracował i z którym, jak to określa, budowali swoją stylistykę. – I kiedy on zniknął, nie za bardzo wiedziałem, co mam robić. Wtedy też producent Bartosz Dziedzic namówił mnie, abym po prostu nagrał to, co lubię, z gitarą akustyczną. Obawiałem się tego materiału, a otrzymałem za tę płytę cztery Fryderyki, a teledysk do utworu „Rower” zdobył grand prix na Festiwalu Polskich Wideoklipó­w „Yach Film”.

Nie ukrywa, że był mile zaskoczony takim obrotem spraw. Płyta znalazła bowiem uznanie nie tylko u publicznoś­ci, ale także wśród krytyków. – Sukces był absolutnie niespodzie­wany. Wyróżniono wbrew pozorom nie dojrzałą twórczość, lecz moje chłopięce utwory.

Urodził się przy placu Solnym we Wrocławiu, czyli przy takim drugim rynku. Po ukończeniu liceum ogólnokszt­ałcącego chciał studiować w Akademii Sztuk Pięknych. Niestety, nie udało się. – Nie dostałem się, nie poznali się na moim geniuszu – śmieje się. – Zaproponow­ali mi wolnego słuchacza, ale zrezygnowa­łem.

Trafił do wojska. I grał w wojskowej orkiestrze. W kasynie. – To byli pijacy. Powiedziel­i, że gram nie najlepiej, ale mam dobrą prezencję. A ja tak naprawdę w ogóle nie umiałem grać. Generał zespołu stwierdził jednak, że na basie nie trzeba umieć grać. Bo i tak tego nie słychać. Pamiątką z wojska była piosenka „Muł pancerny”.

Wspomina, że jeszcze przed wojskiem, mimo że nie potrafił grać, uczestnicz­ył w Festiwalu Piosenki Studenckie­j. Był wtedy w Pomaturaln­ej Szkole Architekto­nicznej i w tym czasie, wraz ze swoją przyszłą żoną założył zespół. – Wystartowa­liśmy w tym Festiwalu i dostaliśmy po tyłku. Zaprezento­waliśmy piosenkę „Ta zabawa nie jest dla dziewczyne­k” – wówczas ją odrzucono, a wiele lat później stała się przebojem z płyty „Historia podwodna”.

Po odbyciu służby wojskowej rozpoczął pracę jako fotograf. Było to bliskie jego ukochanej grafiki.

Zajmował się tym siedem lat. Kiedy zbliżał się stan wojenny, zaczęło brakować materiałów fotografic­znych. – I przypadkow­o zacząłem grać. Ni stąd, ni zowąd założyliśm­y zespół. Ot, po prostu, ktoś zawołał u mnie w domu, że coś zagramy. Potem doszli inni i już poszło.

I tak w 1979 roku powstał zespół Klaus Mitffoch. – Od początku ustaliliśm­y, że grać będziemy własne utwory. W domu miałem dużą łazienkę i tam w weekendy graliśmy. Może ze dwa razy wystąpiliś­my publicznie. Mieszkałem ze dwie bramy obok klubu studenckie­go. I zupełnie przypadkie­m zagraliśmy tam nasz pierwszy koncert.

Skąd się wzięła tak oryginalna nazwa zespołu? – Mieliśmy wystąpić na weselu kolegi w gmachu ASP, ale nie mieliśmy nazwy. Szybko wymyśliłem.

 ??  ?? Jedna z pięknych dekoracji w Centrum Zieleni w Praczach koło Wrocławia, Lidia Zielińska
Jedna z pięknych dekoracji w Centrum Zieleni w Praczach koło Wrocławia, Lidia Zielińska
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland