Czy im się udało?
Z zainteresowaniem czytam wszystkie listy i opinie Czytelników publikowane w PERYSKOPIE. Chciałabym również dorzucić swoje trzy grosze do dyskusji o współczesnej polskiej emigracji, a skłoniła mnie do tego niedawno przeczytana powieść Liliany Arkuszewskiej traktująca o emigracyjnych losach Polaków.
Emigracja – to słowo na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat miało nieco inny wydźwięk. W latach 70. i 80. była dosłownie ucieczką z kraju, z kraju, z którego nie można było normalnie wyjechać, z kraju oddzielonego od świata żelazną kurtyną. Poszukiwaniom swojego miejsca na ziemi, swojego „małego raju” towarzyszyła niepew- ność o los bliskich, których pozostawiało się w kraju. Co z nimi, czy kiedykolwiek się spotkamy? A jeśli tak, to kiedy – za kilka, kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat? Emigracja późniejszego okresu, końca lat 90., czy też po wejściu Polski do UE nie niosła ze sobą tej niepewności. Można normalnie wyjeżdżać i wracać, można łatwo się kontaktować, bo telefon, internet są w powszechnym użyciu. Emigracja z czasów PRL-u i czasów obecnych nieco się różni, ale łączy je kilka wspólnych rzeczy. W obu przypadkach wyjeżdżający z kraju szukali dla siebie i swoich rodzin lepszej przyszłości, pracy zapewniającej normalne życie, codzienności bez przekrętów, afer i komisji, które niczego nie wy- jaśniają, życzliwości i szacunku dla drugiego człowieka i wielu innych rzeczy. Czy im się udało? Jak widać z publikowanych listów Czytelników, odpowiedzi są bardzo różne, bo różne były oczekiwania i włożony wysiłek. Jeśli ktoś oczekiwał manny z nieba, to gorzko się rozczarował; jeśli ktoś wiedział, czego szuka i co może znaleźć, ciężko i uczciwie pracował, nie poddawał się pomimo porażek, konsekwentnie i wytrwale dążył do celu, osiągał go. Niekiedy pomógł trochę zwykły przypadek, los szczęścia, spotkanie życzliwych ludzi, znalezienie się w odpowiednim czasie i miejscu.
Życzę wszystkim Rodakom, tym w kraju i za granicą, by się wzajemnie wspierali, szanowali, by mieli wiele powodów do uśmiechu i by znaleźli to, czego szukają!
Na listy Czytelników czekam pod adresem: henryk.martenka@angora.com.pl