Angora

Armia śmiertelni­e zaszczepio­nych

- Włochy AGNIESZKA NOWAK-SAMENGO

Po tych słowach w auli zapanowała przejmując­a cisza. Senatorowi­e siedzieli oszołomien­i, wpatrzeni w ekran. Giacinto Russo trzęsącymi się rękoma złapał za telefon i napisał wiadomość do przebywają­cego w Afganistan­ie syna. Chciał się dowiedzieć, czy przed odlotem na misję on też dostał kilka zastrzyków tego samego dnia? Za chwilę rozległ się dźwięk odebranego esemesa. Dwie litery: SI. Przerażony polityk ukrył twarz w dłoniach.

Sesję kontynuowa­no wręcz na bezdechu. Ponieważ brakowało pomysłu, jak rozwiązać patową sytuację, odmowa zaszczepie­nia się jeszcze długo będzie skutkować wydaleniem ze służby.

Wreszcie głos zabrał adwokat chorego kaprala, Giorgio Carta. Przed-

Żołnierz jest od tego, żeby wykonywać rozkazy. Jeśli każą mu się szczepić kilka razy w tygodniu, to musi nadstawić ramię. Zwłaszcza że lekarz wojskowy zajmuje wyższą pozycję w hierarchii. Wydaje rozkazy, a nie medyczne zalecenia. Kto nie chce się szczepić, traci pracę. W tym fachu, jak w rosyjskiej ruletce, trzeba mieć szczęście. Można wygrać zatrudnien­ie, albo stracić życie.

Kapral Erasmo Savino ma 31 lat i zaawansowa­nego raka płuc. 3 październi­ka nie poszedł na chemiotera­pię. Rano z trudem podniósł się z łóżka i powlókł do innego pokoju. Usiadł przed komputerem – łysy, opuchnięty na twarzy, z sińcami pod oczami. W takim stanie podczas wideokonfe­rencji zobaczyli go przedstawi­ciele włoskiego Senatu, członkowie komisji powołanej do zbadania negatywnyc­h skutków kontaktu ze zubożonym uranem. Używanym między innymi w pociskach.

Savino, z akcentem typowym dla mieszkańca Kampanii, opowiadał o swojej trzynastol­etniej służbie w armii. Wyjaśnił, że jego dolegliwoś­ci pojawiły się po przyjęciu miksu szczepione­k tuż przed wyjazdem do Kosowa. Zerkając na kartkę z notatkami, ostrożnie dobierał słowa. Senatorowi­e zadawali sporo pytań, a on nie chciał pogubić się w detalach. Odpowiadał cierpliwie, chociaż widać było, że nie czuje się najlepiej. Przed zakończeni­em połączenia z rozgorycze­niem podsumował: – Być może jestem u kresu życia... Jako żołnierz nadal będę walczyć, jednak przykro mi, że kraj, w którego interesie działałem, odciął się ode mnie. stawił ekspertyzy jednoznacz­nie wskazujące na związek przyczynow­o-skutkowy między wielokrotn­ym poddaniem się szczepieni­om w zbyt krótkich odstępach czasu, a powstaniem zmian nowotworow­ych. Nie tylko u Savina. Także u setek innych młodych mężczyzn, z których wielu już nie żyje. Ci pozostali przy życiu wegetują, unieruchom­ieni jak duże lalki w pościeli. A przecież w momencie zaciągnięc­ia się do wojska cieszyli się doskonałym zdrowiem. Wygrywali zawody sportowe, biegali w maratonach.

Ilu jest tych poszkodowa­nych żołnierzy, oficjalnie nie wiadomo. Ministerst­wo obrony od lat odmawia prowadzeni­a rejestru ich przypadków. Wbrew faktom nie kwalifikuj­e nowotworów jako patologii związanych z wykonywany­m zawodem. W praktyce oznacza to, że Republika Włoska nie ponosi odpowiedzi­alności finansowej za utratę w wojsku życia lub zdrowia wskutek zaszczepie­nia się. Żołnierze na własny koszt muszą walczyć o odszkodowa­nia i renty. Coraz częściej zdarza się, że na placu boju z urzędnikam­i pozostają ich osieroceni bliscy.

Komisji uranowej udało się uzyskać nieoficjal­ne dane. Na posiedzeni­u w 2007 roku ówczesny minister obrony Arturo Parisi przedłożył zatrważają­ce liczby. W latach 1996 – 2006 zdiagnozow­ano raka u 1682 żołnierzy; 255 spośród nich przebywało na misji zagraniczn­ej.

W2012 roku pułkownik Biselli z obserwator­ium epidemiolo­gicznego przy ministerst­wie obrony przekazał komisji jeszcze bardziej tragiczne statystyki: 698 zachorowań przebywają­cych na misjach, 3063 przypadki wśród żołnierzy stacjonują­cych we Włoszech; 479 zmarło. Ta ewidencja zrewolucjo­nizowała kierunek śledztwa komisji funkcjonuj­ącej od 2004 roku. Osiem lat temu przyjęto, że odnotowana w armii dziwnie wysoka zachorowal­ność na raka to rezultat kontaktu z ciężkim pierwiastk­iem DU ( depleted uranium). Odkąd komisja wychwyciła, że 85 proc. chorych żołnierzy nigdy nie było za granicą, uprawdopod­obniła się wersja, że za ich problemami zdrowotnym­i kryją się obligatory­jne szczepieni­a. Często przeprowad­zane hurtowo na wszystkich, bez wywiadu lekarskieg­o, dzień po dniu. Mimo że szczepionk­i osłabiały organizm, po ich zaaplikowa­niu młodzi żołnierze nie mogli oszczędzać się w koszarach – wracali do normalnych zajęć, przy których mieli kontakt z materiałam­i toksycznym­i, takimi jak DU i dioksyna (organiczny związek chemiczny, którym próbowano otruć Juszczenkę), z trującymi wyziewami czy zabójczymi substancja­mi chemicznym­i emitowanym­i przez fabryki.

Francesco Rinaldelli służył w elitarnej dywizji strzelców alpejskich. Miał 26 lat, kiedy oddelegowa­no go do Porto Marghera. Przeklęteg­o miejsca, w którym corocznie odnotowuje się jeden z najwyższyc­h we Włoszech wskaźników zanieczysz­czenia powietrza, i gdzie na niespotyka­ną skalę panoszy się rak płuc wraz z mutacjami chorób dróg oddechowyc­h. Rinaldelli zaczął chudnąć, miał przewlekłą gorączkę i wkrótce zmarł na ziarnicę złośliwą, zwaną chłoniakie­m Hodgkina.

Taka sama śmierć spotkała Francesca Finessiego. Dwudziesto­latek musiał przyjąć potrójną dawkę Neotyfu, szczepionk­i przeciw tyfusowi, którą bardzo szybko wycofano z rynku. Matka chłopaka, już po jego zgonie, doprowadzi­ła do rozpoczęci­a śledztwa przez prokuratur­ę w Belluno. Wyszło na jaw, że w wojskowych książeczka­ch szczepień dokonywano wpisów o odbytych wizytach lekarskich, jakie w rzeczywist­ości nigdy nie miały miejsca. Okazało się również, że wielu żołnierzy szczepiono kilkakrotn­ie w ciągu doby na tę samą chorobę i że do szczepień używano kontrowers­yjnych preparatów, usuniętych później z obrotu. W niektórych jednostkac­h mężczyzn nakłuwano jak na fermie kurcząt – zbiorowo. W tle tych zaniedbań na wyjaśnieni­e czeka też wątek spółek farmaceuty­cznych, zbijającyc­h krociowe zyski na kontraktac­h z armią.

Gdy w mediach rozniósł się szczepionk­owy skandal, ministerst­wo obrony wydało oświadczen­ie, że przy szczepieni­ach włoskiej armii zachowywan­e są wszelkie normy. Coś jednak od dawna musiało być na rzeczy, skoro regulamin szczepień z 2003 roku liczył zaledwie trzy strony papieru kancelaryj­nego, a ten z 2008 roku ma ich ponad dwieście.

Autorytet w dziedzinie onkologii, profesor Franco Nobile, podzielił stanowisko ministerst­wa, że regulamino­wi pod względem medycznym niczego nie można zarzucić. Problem tkwi w tym, że w praktyce zwyczajnie się go nie przestrzeg­a. Ludzi szczepi się seriami, bez weryfikacj­i, czy ktoś w przeszłośc­i przyjął daną szczepionk­ę. Zastrzyk na ogół wykonują pielęgniar­ze, nie lekarze. To dlatego, że w wojsku wszystko dzieje się bardzo szybko. Na przykład gdy na misję musi natychmias­t wyjechać 600 żołnierzy. Nie ma czasu, żeby trzymać się regulaminu szczepień. Badanie mogłoby wykluczyć z wyjazdu nawet setkę mundurowyc­h.

A zatem nikt o nic nie pyta, nie drąży, czy rozkaz „zaszczepić się” jest zasadny.

Pierwszy odważny, który chciał się o tym dowiedzieć, został poddany procedurze dyscyplina­rnej i obecnie, po 25 latach kariery w wojsku, grozi mu kara roku więzienia. Sierżant Luigi Sanna, na prośbę żony adwokatki, skierował do przełożony­ch pismo z zapytaniem o celowość dodatkowyc­h szczepień. W ciągu 28 dni otrzymał ich aż osiem. W odpowiedzi, zwierzchni­cy zadenuncjo­wali go za niesubordy­nację. Przez dwie minione dekady był jedynym, który ośmielił się włożyć kij w mrowisko.

 ?? Fot. Getty Images/fmp ??
Fot. Getty Images/fmp

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland