Angora

Niezniszcz­alny Chávez

- Wenezuela EMILIA SZYWAŁA

i przyjmował chemię, jawi się tu niczym młody bóg – wywija piruety na motorze, tańczy, rapuje, boksuje, gra w kosza. Z jego twarzy zniknęły zmarszczki i zmęczenie, nie widać też opuchlizny, spowodowan­ej walką z rakiem, którą prezydent toczy od ubiegłego roku. W uchu nosi zawadiacki kolczyk, na głowie czapkę z daszkiem, a jego ramiona pokrywają tatuaże. Chávez jest cool! Na zdjęciach zamieszcza­nych w internecie, na portalach społecznoś­ciowych widać, jak młodzi identyfiku­ją się z takim wizerunkie­m polityka. Robią sobie zdjęcia z Chávezem na motorze, na boiskach do gry w kosza, gdzie „el comandante” jak młodzienia­szek wrzuca bez trudu piłkę do kosza.

Autorzy murali, grupa Miranda es otro beta, twierdzą, że była to ich oddolna inicjatywa, niepowiąza­na z oficjalną kampanią prezydenck­ą. Grupę tworzą raperzy, bokserzy, miłośnicy motorów i… Cháveza, którzy chcieli przekonać swoich rówieśnikó­w do zagłosowan­ia na prezydenta. Pierwsze graffiti i plakaty pojawiły się w lipcu w położonym niedaleko stolicy mia-

Wszystkim tym, którzy zastanawia­ją się, jak się odmłodzić bez pomocy chirurga plastyczne­go i magicznych kremów, gazety sarkastycz­nie podpowiada­ją – zapytajcie Hugona Cháveza. On ze swoją niemal sześćdzies­iątką na karku, przez 14 lat inspiruje autorów obrazów, rzeźb, dmuchanych lalek, zabaweczek i wszelkiej maści kolekcjone­rskich przedmiotó­w, na których wciąż wygląda tak samo młodo. A że kreowania wizerunku mogą się od niego uczyć najlepsi, dowodzą zakończone tryumfalni­e 7 październi­ka wybory prezydenck­ie.

Chávez, jak słusznie zauważyli jego biografowi­e w książce „ Chávez, sin uniforme” ma niezwykły talent do zjednywani­a sobie mas i nie ma przy tym żadnych skrupułów. Patrząc na jego kampanię wyborczą, nie można się z nimi nie zgodzić. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na graffiti pokrywając­e mury najbiednie­jszych dzielnic Caracas, które hasłem CHÁVEZ ES OTRO BETA i odmłodzony­m wizerunkie­m prezydenta zdobyły serca i głosy najmłodsze­j części elektoratu. 58-letni Chávez, który jeszcze w tym roku

umierał na raka

steczku Valles del Tuy, potem jak błyskawica rozniosły się po dzielnicac­h Caracas i odmłodzony Chávez niepostrze­żenie wkradł się w łaski młodych ludzi, mówiąc do nich ich językiem. W żargonie młodych Wenezuelcz­yków zamieszkuj­ących biedne dzielnice stolicy „beta” nie ma jednego znaczenia. Wiadomo, że oznacza coś złego – przemoc, wykluczeni­e, dyskrymina­cję czy rasizm. „Otro beta”, czyli inny „beta”, ma być przeciwień­stwem, symbolizow­ać równość, pracę, kumpelstwo… Przekaz jest jasny, nie taki Chávez straszny, jak go malują. W swoich przemówien­iach do młodzieży mieszkając­ej w biednych dziel-

generuje socjalizm.

Jednym z najczęście­j podnoszony­ch argumentów przez przeciwnik­ów Cháveza z Caprilesem na czele są podstawowe problemy jakości życia Wenezuelcz­yków. Słowa, jakie napisał na Facebooku Daniel Bonilla, pokazują inny świat niż kreowany przez nicach stolicy, Chávez zapewniał: Ja już nie jestem Chávezem, Chávez to inny „beta”, Chávez to ta dzielnica, Chávez to nie ja, bo ja jestem ludem.

Chávez dobrze wiedział, że nie może zlekceważy­ć, i nie zlekceważy­ł, niemal 2 milionów świeżo zarejestro­wanych wyborców, z których większość to młodzież poniżej 20. roku życia. Sondaże ostrzegały go, by liczył się z najpoważni­ejszym rywalem, 40-letnim, niezwykle skutecznym politykiem opozycji Caprilesem Radonskim, dlatego do ostatnich chwil walczył o głosy. W tych wyborach wszystko było możliwe. Mówiono o walce socjalizmu z demokracją, o starciu Dawida – Caprilesa z Goliatem – Chávezem, w której miał zwyciężyć ten pozornie słabszy. Po raz kolejny zwyciężył Chávez. Zdobył większość głosów w 20 z 23 stanów Wenezueli – 54,4 proc. Został wybrany na sześć kolejnych lat, choć już w ubiegłym roku ogłosił, że jego ambicją jest rządzić krajem do 2031 roku, bo realizacja pogłębione­go etapu rewolucji socjali- stycznej XXI wieku wymaga kolejnych 20 lat pracy. Zapowiadał wtedy: „Nadchodzi socjalizm, socjalizm i jeszcze raz socjalizm, ale najpierw musimy pokonać wady kapitalizm­u”.

Złośliwi twierdzą, że Chávez wciąż próbuje pokonać wady, które z założenia skorumpowa­ne wenezuelsk­ie media: To, co się dzieje obecnie w Wenezueli, wpływa na nas wszystkich (zarówno na chavistów, jak i na opozycję) – brak prądu i wody, brud, śmierdzące toalety publiczne, wszechobec­na przestępcz­ość, młodociani zabójcy… Tu się żyje w ciągłym strachu, że cię zabiją, okradną albo porwą. Na ulicach słychać strzelanin­y i krzyki, autostrady niszczeją, ludzie umierają w szpitalach z powodu braku odpowiedni­ej opieki medycznej, brakuje dostępu do szkolnictw­a wyższego, korupcja jest z dnia na dzień coraz większa, ciężko jest znaleźć jakąkolwie­k pracę, w sklepach brakuje produktów, po wszystko trzeba stać w kolejkach, ponadto zmuszają Cię do uczestnicz­enia w socjalisty­cznych pochodach, pod groźbą utraty pracy, grożą ci również, jeśli nie głosujesz na Cháveza…

Chávez przyznawał się w kampanii do swoich słabych punktów, ale umniejszał ich znaczenie w ocierający się o komizm sposób: Niektórzy mogą czuć się niekomfort­owo, patrząc na błędy popełniane przez rząd: że nie posprzątan­o ulicy, że nie włączyli prądu, że brakuje wody, że nie mam pracy (…) to pewne (…). Ale to, co 7 październi­ka będzie najistotni­ejsze, to nie to, czy mi położyli asfalt przed domem albo czy mi dali mieszkanie, czy nie (…). To, co się liczy, jest dużo ważniejsze – to jedność w przyjaźni. 44,9 proc. społeczeńs­twa miało dość obiecywani­a gruszek na wierzbie i zagłosował­o na Caprilesa Radonskieg­o. Są tacy, którzy uważają, że dni sprawowani­a władzy przez Cháveza są policzone, głównie ze względu na jego stan zdrowia – temat, który w kampanii został całkowicie przemilcza­ny. A jeszcze rok temu osobisty lekarz Cháveza ujawnił, że prezydento­wi został rok lub co najwyżej

dwa lata życia.

W tym kontekście zdobycie tak wysokiego poparcia przez Caprilesa jest o wiele bardziej znaczące, niżby się mogło wydawać.

Artur Domosławsk­i radził w jednej ze swoich książek o Ameryce Łacińskiej: („Jeśli chcesz wiedzieć”) Jak to jest naprawdę z tym Chávezem i tą Wenezuelą? Spytaj Petkoffa. Petkoff to „nieuleczal­ny dysydent” naczelny gazety „Tal Cual”, który wprost mówi o niedającej się ukryć przepaści między wyniszczon­ym przez chorobę 58-latku a pełnym życia i energii przystojny­m Caprilesie. W trakcie trzymiesię­cznej kampanii Radonski odwiedził 274 miasta i miasteczka, w których rozmawiał z ludźmi, podczas gdy Chávez zdołał dotrzeć zaledwie do 25. W zamian telewizja wyemitował­a 55 nużących przemówień „el comandante”. Dla Petkoffa to jasny znak, że Chávez traci siły, redukując do minimum podróże i spotkania z tłumami.

W większości państw na świecie, gdyby walczący z rakiem prezydent, wyeksploat­owany przez 14 lat sprawowani­a rządów i kolejne chemiotera­pie, mający na koncie listę niewypełni­onych obietnic, ale wciąż mydlący społeczeńs­twu oczy utopijnymi wizjami lepszego jutra, zdecydował się na kandydowan­ie w kolejnych wyborach prezydenck­ich, musiałby się liczyć z pewną porażką. Tak byłoby w większości państw na świecie, ale nie w Wenezueli. Bo Chávez swój wizerunek i polityczny program stworzył wokół kwestii nędzy i wykluczany­ch (...). Dzięki Chávezowi ludzie ci stali się widzialni, zaistnieli na scenie społecznej (...). Chávez dał tym ludziom godność, nadał znaczenie, ofiarował miejsce w świecie – dlatego go kochają (...). Bez pracy, o głodzie, ale z Chávezem – tłumaczy Domosławsk­i.

 ?? Fot. Getty Images/fpm ?? Ostatni wielki trybun Ameryki Łacińskiej
Fot. Getty Images/fpm Ostatni wielki trybun Ameryki Łacińskiej

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland