Niezniszczalny Chávez
i przyjmował chemię, jawi się tu niczym młody bóg – wywija piruety na motorze, tańczy, rapuje, boksuje, gra w kosza. Z jego twarzy zniknęły zmarszczki i zmęczenie, nie widać też opuchlizny, spowodowanej walką z rakiem, którą prezydent toczy od ubiegłego roku. W uchu nosi zawadiacki kolczyk, na głowie czapkę z daszkiem, a jego ramiona pokrywają tatuaże. Chávez jest cool! Na zdjęciach zamieszczanych w internecie, na portalach społecznościowych widać, jak młodzi identyfikują się z takim wizerunkiem polityka. Robią sobie zdjęcia z Chávezem na motorze, na boiskach do gry w kosza, gdzie „el comandante” jak młodzieniaszek wrzuca bez trudu piłkę do kosza.
Autorzy murali, grupa Miranda es otro beta, twierdzą, że była to ich oddolna inicjatywa, niepowiązana z oficjalną kampanią prezydencką. Grupę tworzą raperzy, bokserzy, miłośnicy motorów i… Cháveza, którzy chcieli przekonać swoich rówieśników do zagłosowania na prezydenta. Pierwsze graffiti i plakaty pojawiły się w lipcu w położonym niedaleko stolicy mia-
Wszystkim tym, którzy zastanawiają się, jak się odmłodzić bez pomocy chirurga plastycznego i magicznych kremów, gazety sarkastycznie podpowiadają – zapytajcie Hugona Cháveza. On ze swoją niemal sześćdziesiątką na karku, przez 14 lat inspiruje autorów obrazów, rzeźb, dmuchanych lalek, zabaweczek i wszelkiej maści kolekcjonerskich przedmiotów, na których wciąż wygląda tak samo młodo. A że kreowania wizerunku mogą się od niego uczyć najlepsi, dowodzą zakończone tryumfalnie 7 października wybory prezydenckie.
Chávez, jak słusznie zauważyli jego biografowie w książce „ Chávez, sin uniforme” ma niezwykły talent do zjednywania sobie mas i nie ma przy tym żadnych skrupułów. Patrząc na jego kampanię wyborczą, nie można się z nimi nie zgodzić. Zwłaszcza jeśli spojrzy się na graffiti pokrywające mury najbiedniejszych dzielnic Caracas, które hasłem CHÁVEZ ES OTRO BETA i odmłodzonym wizerunkiem prezydenta zdobyły serca i głosy najmłodszej części elektoratu. 58-letni Chávez, który jeszcze w tym roku
umierał na raka
steczku Valles del Tuy, potem jak błyskawica rozniosły się po dzielnicach Caracas i odmłodzony Chávez niepostrzeżenie wkradł się w łaski młodych ludzi, mówiąc do nich ich językiem. W żargonie młodych Wenezuelczyków zamieszkujących biedne dzielnice stolicy „beta” nie ma jednego znaczenia. Wiadomo, że oznacza coś złego – przemoc, wykluczenie, dyskryminację czy rasizm. „Otro beta”, czyli inny „beta”, ma być przeciwieństwem, symbolizować równość, pracę, kumpelstwo… Przekaz jest jasny, nie taki Chávez straszny, jak go malują. W swoich przemówieniach do młodzieży mieszkającej w biednych dziel-
generuje socjalizm.
Jednym z najczęściej podnoszonych argumentów przez przeciwników Cháveza z Caprilesem na czele są podstawowe problemy jakości życia Wenezuelczyków. Słowa, jakie napisał na Facebooku Daniel Bonilla, pokazują inny świat niż kreowany przez nicach stolicy, Chávez zapewniał: Ja już nie jestem Chávezem, Chávez to inny „beta”, Chávez to ta dzielnica, Chávez to nie ja, bo ja jestem ludem.
Chávez dobrze wiedział, że nie może zlekceważyć, i nie zlekceważył, niemal 2 milionów świeżo zarejestrowanych wyborców, z których większość to młodzież poniżej 20. roku życia. Sondaże ostrzegały go, by liczył się z najpoważniejszym rywalem, 40-letnim, niezwykle skutecznym politykiem opozycji Caprilesem Radonskim, dlatego do ostatnich chwil walczył o głosy. W tych wyborach wszystko było możliwe. Mówiono o walce socjalizmu z demokracją, o starciu Dawida – Caprilesa z Goliatem – Chávezem, w której miał zwyciężyć ten pozornie słabszy. Po raz kolejny zwyciężył Chávez. Zdobył większość głosów w 20 z 23 stanów Wenezueli – 54,4 proc. Został wybrany na sześć kolejnych lat, choć już w ubiegłym roku ogłosił, że jego ambicją jest rządzić krajem do 2031 roku, bo realizacja pogłębionego etapu rewolucji socjali- stycznej XXI wieku wymaga kolejnych 20 lat pracy. Zapowiadał wtedy: „Nadchodzi socjalizm, socjalizm i jeszcze raz socjalizm, ale najpierw musimy pokonać wady kapitalizmu”.
Złośliwi twierdzą, że Chávez wciąż próbuje pokonać wady, które z założenia skorumpowane wenezuelskie media: To, co się dzieje obecnie w Wenezueli, wpływa na nas wszystkich (zarówno na chavistów, jak i na opozycję) – brak prądu i wody, brud, śmierdzące toalety publiczne, wszechobecna przestępczość, młodociani zabójcy… Tu się żyje w ciągłym strachu, że cię zabiją, okradną albo porwą. Na ulicach słychać strzelaniny i krzyki, autostrady niszczeją, ludzie umierają w szpitalach z powodu braku odpowiedniej opieki medycznej, brakuje dostępu do szkolnictwa wyższego, korupcja jest z dnia na dzień coraz większa, ciężko jest znaleźć jakąkolwiek pracę, w sklepach brakuje produktów, po wszystko trzeba stać w kolejkach, ponadto zmuszają Cię do uczestniczenia w socjalistycznych pochodach, pod groźbą utraty pracy, grożą ci również, jeśli nie głosujesz na Cháveza…
Chávez przyznawał się w kampanii do swoich słabych punktów, ale umniejszał ich znaczenie w ocierający się o komizm sposób: Niektórzy mogą czuć się niekomfortowo, patrząc na błędy popełniane przez rząd: że nie posprzątano ulicy, że nie włączyli prądu, że brakuje wody, że nie mam pracy (…) to pewne (…). Ale to, co 7 października będzie najistotniejsze, to nie to, czy mi położyli asfalt przed domem albo czy mi dali mieszkanie, czy nie (…). To, co się liczy, jest dużo ważniejsze – to jedność w przyjaźni. 44,9 proc. społeczeństwa miało dość obiecywania gruszek na wierzbie i zagłosowało na Caprilesa Radonskiego. Są tacy, którzy uważają, że dni sprawowania władzy przez Cháveza są policzone, głównie ze względu na jego stan zdrowia – temat, który w kampanii został całkowicie przemilczany. A jeszcze rok temu osobisty lekarz Cháveza ujawnił, że prezydentowi został rok lub co najwyżej
dwa lata życia.
W tym kontekście zdobycie tak wysokiego poparcia przez Caprilesa jest o wiele bardziej znaczące, niżby się mogło wydawać.
Artur Domosławski radził w jednej ze swoich książek o Ameryce Łacińskiej: („Jeśli chcesz wiedzieć”) Jak to jest naprawdę z tym Chávezem i tą Wenezuelą? Spytaj Petkoffa. Petkoff to „nieuleczalny dysydent” naczelny gazety „Tal Cual”, który wprost mówi o niedającej się ukryć przepaści między wyniszczonym przez chorobę 58-latku a pełnym życia i energii przystojnym Caprilesie. W trakcie trzymiesięcznej kampanii Radonski odwiedził 274 miasta i miasteczka, w których rozmawiał z ludźmi, podczas gdy Chávez zdołał dotrzeć zaledwie do 25. W zamian telewizja wyemitowała 55 nużących przemówień „el comandante”. Dla Petkoffa to jasny znak, że Chávez traci siły, redukując do minimum podróże i spotkania z tłumami.
W większości państw na świecie, gdyby walczący z rakiem prezydent, wyeksploatowany przez 14 lat sprawowania rządów i kolejne chemioterapie, mający na koncie listę niewypełnionych obietnic, ale wciąż mydlący społeczeństwu oczy utopijnymi wizjami lepszego jutra, zdecydował się na kandydowanie w kolejnych wyborach prezydenckich, musiałby się liczyć z pewną porażką. Tak byłoby w większości państw na świecie, ale nie w Wenezueli. Bo Chávez swój wizerunek i polityczny program stworzył wokół kwestii nędzy i wykluczanych (...). Dzięki Chávezowi ludzie ci stali się widzialni, zaistnieli na scenie społecznej (...). Chávez dał tym ludziom godność, nadał znaczenie, ofiarował miejsce w świecie – dlatego go kochają (...). Bez pracy, o głodzie, ale z Chávezem – tłumaczy Domosławski.