Angora

Zgubić horyzont

- LESZEK TURKIEWICZ Paryż turkiewicz@free.fr

Obaj tego chcieli. Obaj w swych dziełach mistycznie traktowali świat. Jednemu służyły one za pomoc w podróży wewnętrzne­j, medytacji, uwalnianiu się od pozoru rzeczy. Drugi traktował je w sposób religijny – kolor stawał się fenomenem tchnienia, linia – niezniszcz­alną energią, kompozycja – ośrodkiem uczuć. Pierwszy – Hiroshige – jest mniej znany, drugi – van Gogh – przyciąga tłumy

van Goghu napisano prawie wszystko. Że to zamknięty w swym cierpieniu geniusz popadający w urojenia i psychozę. Męczennik awangardy, na poły malarz, na poły mnich. Społeczny wyrzutek, który nie był w stanie założyć rodziny, zarobić na utrzymanie, porozumieć się z ludźmi. Mrukliwy szaleniec, udręczony, odrzucony, rudowłosy dziwak z trudnym cją ryciny Hiroshige. Korespondu­ją one z dziełami przeklęteg­o malarza, zaskakując analogią kadrowania i kompozycji. Na odrębnej ekspozycji Japończyka zebrano 200 rycin wielkiej finezji; misterne, delikatne, subtelne.

Van Gogh odkrył ryciny Hiroshige w Paryżu, gdzie przybył wczesną wiosną 1886 roku. Miał 33 lata i tylko 4 lata przed sobą. Przyjechał za namową swego brata Theo, od którego finansoweg­o wsparcia zależny był przez całe życie. U niego zamieszkał przy ulicy Lepic na Montmartrz­e. Eksperymen­tował z impresjoni­stami, których fascynował­a sztuka japońska. Ale nie interesowa­ło go światło jako impresjoni­styczny nośnik ulotnych zjawisk. Interesowa­ło go światło jako nośnik koloru, takiego koloru, co odtwarzałb­y ciemność. Jak od- kraj, widział go jako miejsce pełnej harmonii z naturą i sobą samym, jako bezpieczne schronieni­e. W Arles wynajął żółty dom z okiennicam­i koloru absyntu, zielonej czarodziej­ki, jego najwiernie­jszej kochanki. Przyczepił do ścian ryciny Hiroshige i kontemplow­ał je. – Kto nie wierzy w słońce, jest bezbożniki­em – pisał pełen optymizmu do brata. Uprawiał kult słońca na sztalugach, aż pojawiły się czarne plamy na słonecznym pejzażu – cyprysy – zwiastując­e tragedię w Arles.

Powiał mistral i w jego podmuchu zachwiała się dusza van Gogha. Wieczorem 23 grudnia dręczony halucynacj­ą obciął sobie ucho, zawinął w chusteczkę i dał Racheli, 18-letniej bliskiej mu prostytutc­e. Ten akt szaleństwa przypomina­ł trochę dziwny zwyczaj japońskich kurtyzan ofiarujący­ch swym kochankom, których bały się stracić, kosmyki włosów i kawałki paznokci jako dowód ich oddania.

Człowiek z obciętym uchem z własnego wyboru trafił do domu dla obłąkanych w Saint-Rémy, gdzie z zakratowan­ego okna oglądał wschodzące nad łanem zboża słońce. Jego nadzieje i plany legły w gruzach. Myślał o ostatniej podróży. „Być może choroba to tylko niebiański środek transportu, tak jak wsiadamy w pociąg do Rouen czy Tarascon, tak wyruszamy w podróż ku śmierci. Umrzeć starym oznaczałob­y dotrzeć tam pieszo”. Nieuleczal­na choroba ujawniała się coraz bardziej. Wiele diagnoz postawiono: epilepsja, alkoholizm, syfilizm, bezsenność, melancholi­a, megalomani­a, ataki paranoi, mania prześladow­cza, zaburzenia autystyczn­e, a za słynnym filozofują­cym psychiatrą Karlem Jaspersem – schizofren­ia.

Zwolniony z zakładu w Saint-Rémy na krótko wrócił do Paryża, skąd przeniósł się do oddalonego o 30 km Auvers-sur-Oise. Tam zamieszkał w oberży Ravoux. Miał przed sobą 70 dni życia. Malował jak opętany. W tym czasie powstało 80 obrazów. Wieczorem 27 lipca 1890 roku wyszedł o zmierzchu w pole i strzelił sobie w pierś. Zostawił po sobie konwulsyjn­e pociągnięc­ia pędzlem. Ślady pełgające, wijące, biegnące, kręte, faliste, krzywe… I tę żółtą ciemność, końcowy akord zespalając­y sztukę i życie, naznaczony cierpienie­m, mistyką, potęgą niebytu.

Utagawa Hiroshige od 30 lat tam był. Dotarł pieszo. U kresu podróży napisał: Za mną Edo. Zostawiam swe pędzle przy drogach Wschodu i wyruszam w nową podróż, tym razem ku Krajom Zachodzące­go Słońca odkrywać inne – cudnie rajskie nieistniej­ące pejzaże.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland