Dwaj geniusze
– Jestem matematykiem, nie ekonomistą. Nie chcę tej nagrody. Jeśli dowiem się, jak mogę z niej zrezygnować, zrobię to – powiedział Lloyd Shapley, gdy usłyszał o Noblu. 89-letni starzec poczuł się urażony. Nie tylko tym, że wyróżniono go nie w jego dziedzinie, ale zapewne też dlatego, że nagroda przyszła zbyt późno. Od wielu lat czekał, aż sztokholmski komitet doceni jego osiągnięcia. Każdy student matematyki na świecie zetknął się z algorytmem Shapleya i z wieloma innymi jego cennymi pracami z teorii gier. Wszyscy uczeni zawsze twierdzili, że Nobel mu się należy. Co rok, gdy w Szwecji ogłaszano zwycięzców, rodzina Shapleya z zapartym tchem słuchała komunikatów. Na próżno. – Mijały lata, a zaszczyt nie nadchodził – opowiada siostrzenica matematyka June Matthews, wykładowca fizyki na MIT. Jego syn Piotr mówi, że teraz wszyscy są zachwyceni, bo ojca w końcu uhonorowano. Dzwonią telefony, przychodzą e-maile z gratulacjami. – Mam tylko nadzieję, że jest na tyle świadomy, by to docenić – dodaje June. Krewni nazywają Shapleya żartobliwie „bardzo zapominalskim”. Jest jeszcze w stanie żyć prawie samodzielnie w swoim wielkim domu w Los Angeles, ale coraz częściej potrzebuje pomocy rodziny i przyjaciół. Cierpi na utratę pamięci krótkoterminowej. – Jest genialny i błyskotliwy jak zawsze, ale zapomina, a to jest bardzo frustrujące dla kogoś o jego inteligencji – mówi jeden ze studentów. Urodził się w 1923 roku. Studiował na Harvardzie, kiedy wybuchła wojna. Gdy miał 20 lat, powołano go do wojska. Rok później, jako sierżant Army Air Corps, złamał radzieckie kody szyfrujące dane o pogodzie. Dostał za to Order Brązowej