Hiszpański sen w Gniewinie
Kiedy wiejska gmina Gniewino postanowiła konkurować z dużymi ośrodkami miejskimi o Hiszpanów, niektórzy drwili, że oto Kopciuszek pcha się na salony. Ale mimo tych kpin „wiejscy” swój bój o Euro 2012 wygrali. W trakcie mistrzostw już nikt się nie śmiał. I nawet chińscy dziennikarze, których podobno mało co dziwi, po wjeździe do Gniewina przecierali oczy ze zdumienia, pytając: To tak wygląda polska wieś?
Ale od wyjazdu Hiszpanów minęło sto dni. Skończyła się fiesta. Opadł medialny kurz. A wieści o hotelowym spa, w którym wypoczywali mistrzowie Europy, zastąpiły informacje o śledztwie CBA. Bo, jak to u nas, każdy sukces jest jak kometa. Musi mieć swój ogon. Teraz powoli liczy się bilans zysków i strat.
Izba pamięci
Gniewino o tej porze wygląda na uśpione. Jest zimno. Zacina deszcz i wiatr. Ale w hotelu MistralSport, w którym hiszpańska drużyna miała swoją bazę, wspomnienia o mistrzach są nadal gorące. A obiekt liczy na odcinanie kuponów od ich pobytu. Prawdziwa nawałnica gości przeszła w sierpniu i wrześniu. Teraz jest spokojniej.
– Ale znowu przyjadą – zapewnia dyrektor Adam Krupa. Jeszcze niedawno chwilami zastanawiał się, czy jest dyrektorem hotelu czy już muzeum? Bo w ostatnim czasie często oprowadzał różne wycieczki. Nie kryje, że Hiszpanie to ich brand na kilka najbliższych lat. Na ścianach hotelu wiszą okazałe zdjęcia mistrzów.
– Każda rozmowa telefoniczna z klubu sportowego czy firmy w sprawie rezerwacji miejsc zaczyna się od pytania: „Czy pokoje, w których nocowali Casillas albo Iniesta, są wolne?” – tłumaczy Krupa i prowadzi nas do tych pokoi. – Gdyby wykładzina hotelowa była gorszego gatunku, to pewnie najbardziej wytarte miejsce mielibyśmy pod drzwiami apartamentu Casillasa. Chcemy na stałe nazwać ten apartament jego nazwiskiem – mówi Krupa. I oprowadza dalej. Na tym samym piętrze jest sala konferencyjna, która powinna być opatrzona nazwiskiem Vicente del Bosque. Za drzwiami tej sali rodziła się bowiem zwycięska strategia walki na boisku.
– Na drugim piętrze były pokoje zabaw. Tu się relaksowali piłkarze. Czy pani wie, że oni przywieźli ze sobą składany tor wyścigowy, po którym poruszało się osiem samochodów napędzanych elektrycznie? Piłkarze urządzali sobie wyścigi w tych autkach. Widziałem, jak Fernando Torres przegrał. Chyba nie lubi przegrywać, bo kiedy innym razem nie wygrał z kolei w karty, to potem zbieraliśmy je po całym hotelowym tarasie – śmieje się dyrektor.
Wszyscy, którzy tu przyjeżdżają, chcą słuchać takich opowieści. Kiedy 21 sierpnia gościli w hotelu samorządowcy z różnych krajów Europy, to podczas pierwszej kolacji ich rozmowy sprowadzały się tylko do jednego tematu – kto w czyim pokoju śpi. Kto u Casillasa, kto u Torresa, a kto u Iniesty? Grzegorz Kaczmarek, szef kuchni
Goście nie tylko chcą spać w aparw hotelu Mistral, dobrze pamięta tamentach i pokojach piłkarzy, ale dzień po wyjeździe Hiszpanów. także obejrzeć pamiątki po nich. KieWszedł do swojego kuchennego kródy spytałam o słynne skarpety hiszlestwa, stanął na środku i westchnął: pańskiego bramkarza, które miał zo„Jak żyć? Co dalej robić?”. Dziś stawić w hotelu, zrobiło się małe zawspomina to ze śmiechem. Ale przymieszanie. Chwilę trwało bowiem poznaje, że tamten smutek był prawdziszukiwanie i wreszcie się znalazły. Tylko dyrektor Krupa wiedział, u kogo Dla takich ludzi można było odwy.– szukać. Na razie skarpety nie są eksdać kawałek siebie – tłumaczy. Wspoponowane, ale wkrótce powstanie mina, że przez pierwszy tydzień wszycoś w rodzaju izby pamięci po Hiszscy mieli „spinkę”. Trzeba było błypanach. I one też tam się znajdą. skawicznie ściągać poliki wołowe Skąd wiadomo, że należały do Casillasa?
– Bo były w jego pokoju – słyszę. Przy okazji dyrektor opowiada, że bramkarz ma zwyczaj wkładać skarpety do gry tylko raz. Potem je wyrzuca.
Innych pamiątek też się nazbierało. Koszulki mistrzów z autografami zostały oddane do oprawy. Znajdą się wkrótce za szkłem i zawisną na ścianie. Są także szorty jednego z piłkarzy, no i cenny zestaw gier planszowych, które zostawił im del Bosque. Ale hotel ma przede wszystkim sporo zdjęć i filmów kręconych podczas treningów Hiszpanów. Dostał na to specjalne pozwolenie. I goście hotelowi będą je mogli wkrótce oglądać.
Krewetki a` la del Bosque
albo cielęce czy karczochy. Akcja – reakcja. Żeby nie było zawodu. Gość w dom, Bóg w dom.
– My się zazwyczaj uważamy za maluczkich. Zwłaszcza jak przyjeżdżają takie gwiazdy. Ale chcieliśmy pokazać, że nie jesteśmy zaściankowi. Że damy radę. I daliśmy – opowiada.
Z dużą przyjemnością przypomina, jak przygotowywał dla piłkarzy, na przykład, krokiety z beszamelu z szynką iberico panierowane i smażone na głębokim oleju. Z drużyną piłkarską przyjechał co prawda osobisty kucharz, ale wszystkie potrawy przygotowywali pracownicy hotelu. Dietetyk hiszpański ustalał menu i doglądał tylko, co idzie do pieca.
– Ale zdarzyło się tak, że przez trzy dni sam gotowałem, bez nadzoru ich osobistego kucharza, który wyjechał sprawdzić warunki na Ukrainę. Zaufał mi. Zresztą, kiedy my gotowaliśmy, jedzenie szybciej schodziło. Nasze potrawy były lepiej przyprawione. Pan Grzegorz zapamiętał kolacje po zwycięstwach. Za każdym razem było to samo zamówienie, ten sam rytuał. Na stół wjeżdżały dwie patery pełne... frytek, a na nich sadzone jajka. Ciast piłkarzom nie pozwolono jeść. Ale czasami robiono wyjątek. – Spróbowali naszej strucli z jabłkami. Bardzo im