Ekozakręceni
Nawet wsiowe nie wiedzą
Szczedrzyk, dom na końcu wsi, z boku, pod lasem. Iwona Frasek częstuje twarożkiem z ziołami i kwieciem ogórecznika oraz liśćmi nasturcji, które mają wartość i smak podobny do młodej rzodkiewki. Ale to wiedzieć mogą tylko pasjonaci eko. Nawet dzieci ze wsi nie wiedzą.
– Coraz częściej przyjeżdżają z wycieczkami szkolnymi do mego gospodarstwa dzieci ze wsi, które... nawet świni nie widziały. Albo nie jadły ziemniaków z ogniska... – wzdycha pani Iwona. A nieopodal w palenisku dochodzą właśnie kartofle, na stole czeka na nie masło ziołowe.
Na podwórzu jest też wybudowany piec, w którym pani Iwona z dzieciakami wypieka pizzę. Bo wiadomo – pizza to przysmak dzieci, a można ją przyrządzać na bazie zamrożonego i pełnego konserwantów półproduktu albo też z własnego ciasta wypiekanego we własnoręcznie wybudowanym piecu. Pizza z ekopieca to dopiero smakuje!
– Ekologia to nie tylko sposób uprawy roli. To styl życia – mówi gospodyni i wznosi toast kuflem pełnym złocistego płynu z pianką. To nie piwo – tylko sok własnoręcznie wyciśnięty z jabłek pochodzących z tutejszego sadu, a jakże – ekologicznego. Pani Iwona zasłynęła w województwie z tego, że uruchomiła wyciskarnię soku i świadczy takie właśnie usługi dla ludności (wyciskarkę kupiła z unijnych pieniędzy). Jeszcze prowadzi warsztaty ekologiczne dla dzieci i – przyjmując zagranicznych wolontariuszy – pokazuje, jak zielony jest nasz region.
Pani Iwona dopija sok, odpoczywając na „wypoczynku”, bo tak nazywa miejsce pod drzewem – z ziemią wysypaną drobnym żwirkiem, z belami zbitymi w wygodne oparcie. – Ten wypoczynek to rodzaj takiego dziś popularnego „LandArt” – nawet w Opolu można było jakiś czas temu coś z tego nurtu zobaczyć – wyjaśnia.
Za żadne pieniądze
Obok w zagrodzie chowają się świnki. – Te świnki, którym nadajemy imiona – dożywają emerytury, nie idą na świniobicie. Pozostałe – kupione z myślą o tym, że pójdą na mięso, hodujemy rok, na ekologicznej paszy. Dobrze im u nas – mówi gospodyni.
Ale pani Iwona podkreśla, że mięso jada rzadko.
– Im głębiej w las, tym więcej drzew – mówi o tym, że ekologicznych nawyków wciąż przybywa. – Rezygnuję na przykład z chemicznych środków do prania, używam indyjskich orzechów z saponiną (naturalny detergent).
Owszem, czasem trzeba użyć detergentów – ale pani Iwona nie martwi się już tym, jak chemiczne ścieki wpłyną na stan środowiska. Jej mąż wybudował przy domu ekologiczną oczyszczalnię ścieków.
– I nawet gdybyśmy używali więcej detergentów, to i tak w tej oczyszczalni wszystkie one ulegają rozkładowi. Pod względem chemicznym nasza woda nadaje się do picia, mamy na to wyniki stosownych badań – mówi gospodyni. – Poza tym chemii u nas mało. Wszyscy w domu używają jednego szamponu, jednego mydła, a kąpią się w zaparzonych ziołach.
Bo pani Iwona to taka lokalna zielarka, wie, jak zrobić mydło z mydelnicy, jaki napar złagodzi podrażnienia skóry, a jaki wzmocni włosy.
Jens, mąż pani Iwony, przyjechał do Szczedrzyka za żoną, z Niemiec. Poznali się, gdy opolanka tam studiowała. Początkowo mieszkali w Niemczech i wiedli wygodne życie tłumaczy. – Ale jestem wychowana po śląsku, nie chciałam zostawić w kraju osamotnionych rodziców. Wróciłam, przywiozłam męża.
Tato pani Iwony miał sad. I tak pani Iwona wreszcie odnalazła swoje miejsce na ziemi. Rodzinnej, nieskażonej.
Z czego zrezygnowali, decydując się na zielone życie w Szczedrzyku?
– Ze sporych pieniędzy? Były to całkiem przyzwoite pieniądze zarabiane na tłumaczeniach, wedle stawek w euro – zastanawia się pani Iwona. Zaraz potem wycofuje się: – Nie, nic nie straciliśmy. A że czasem tutaj trzeba zacisnąć pasa, wbić zęby w mur i przeczekać czas biedy – nie szkodzi. Potem przychodzą lepsze czasy.
Olga Szkolnicka znana jest ekointernautom, prowadzi ekologicznego bloga, pisuje do „Ulicy Ekologicznej”, poza tym pracuje jako tłumacz języka czeskiego – więc też publikuje tłumaczenia z czeskich ekoraportów. To dziewczyna z miasta – mieszka na jednym z opolskich osiedli, gdzie – niestety – administrator nie wystawił jeszcze pod blokami tak modnych ostatnio pojemników na kompostownik. Olga i tak stosuje zasady segregacji odpadów. – Segreguję odpady, odzyskując też kompost i wywożąc go na działkę rodziców – mówi. Praktycznie każdy mieszczuch tak może, bo ma wśród krewnych czy bliższych lub dalszych znajomych kogoś, kto posiada działkę, ogródek, pole. – Ekologicznymi nie stajemy się z dnia na dzień – mówi Olga. – Ja już będąc nastolatką, starałam się stosować ekozasady w codziennym życiu.
Jako licealistka stała się zdeklarowaną ekolożką i wegetarianką. – Dla mnie eko oznacza stosowanie zasady 3xR – wyjaśnia.
A więc: reduce, reuse, recycle. Redukować można konsumpcję, ale i zapotrzebowanie na energię czy paliwo. Wystarczy przesiąść się na rower z miejskiej wypożyczalni, wykręcić w mieszkaniu zbędne żarówki, ograniczyć zakup kosmetyków. Reuse znaczy: użyjesz czegoś, przekaż tę rzecz innym do użytkowania, jeśli się nadaje; kupuj z drugiej ręki: ciuchy, meble, książki, podręczniki, nawet gazety. – Wszystkie ciuchy, jakie mam na sobie, poza oczywiście bielizną, kupiłam z drugiej ręki – mówi Olga.
Gdy urodziła córeczkę, uznała, że jej mała nie będzie używać pampersów. Postawiła na ekologiczne pieluchy wielokrotnego użytku: – To nie
3xR