Konkurencja czuwa
ściciel. – Przy pomniku smoleńskim z prof. Dźwigajem, a przy grobowcu w alei zasłużonych na cmentarzu Rakowickim – z prof. Koniecznym. Na co dzień korzystamy także z wiedzy i talentu pewnego znanego w branży artysty rzeźbiarza zamieszkałego w Łowiczu. Mimo że to od Krakowa kawałek drogi, zawozimy mu granit albo piaskowiec, z którego on potem rzeźbi swoje wyjątkowe figury. Przyjęliśmy strategię, żeby nastawić się przede wszystkim na duże, pracochłonne, a co za tym idzie droższe pomniki, które kosztują co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych. Dziś to połowa wszystkich naszych zleceń, ale z czasem chciałbym, żeby stanowiły one ogromną większość. Właśnie prowadzimy rozmowy w sprawie budowy dużego rodzinnego grobowca, którego szacunkowy koszt wyniesie 200 – 300 tys. zł, a już pojawiają się zapytania w sprawie równie dużych i drogich inwestycji.
Mimo krótkiej historii spółka pozyskała wielu wpływowych klientów. Polityków, artystów, biznesmenów, naukowców.
– Mógłbym się chwalić znanymi nazwiskami, ale w tej branży liczy się przede wszystkim dyskrecja – zapewnia Zdeb.
Właściciel niechętnie zdradza finansowe tajemnice spółki. Udało się nam jedynie dowiedzieć, że jej obroty zbliżają się do miliona dolarów, a rentowność dochodzi do 20 proc.
– Jestem nowy w tej branży, a już osiągnąłem sukces – zapewnia. – Gdy więc w firmie pojawiają się coraz to nowe kontrole, nie mam wątpliwości, że to za sprawą konkurencji, która stosuje różne chwyty poniżej pasa.
Nowoczesna siedziba firmy mieści się przy ulicy Powstańców, daleko od największych krakowskich cmentarzy. Dlatego właściciel planuje otworzyć cztery oddziały. Już uruchomiono pierwszy; kolejne pojawią się niebawem.
– Jeżeli nadal będziemy się dynamicznie rozwijać, to chciałbym mieć własne punkty także w innych miastach, przede wszystkim w Wieliczce, Tarnowie, Zabrzu – mówi pan Krzysztof.
Od niedawna Jumiz zajmuje się także renowacją starych zabytkowych grobowców na cmentarzu Rakowickim. Do tej pory gruntownie odnowiono kilkanaście pomników, z których najstarsze mają ponad 120 lat. Wszystkie pod nadzorem konserwatora zabytków.
Przed kilkoma miesiącami zakład wzbogacił swoją ofertę o wyroby z brązu i mosiądzu. Medale, tablice pamiątkowe, statuetki i posągi. W Krakowie, przy pomocy artystów plastyków, powstają projekty, a następnie formy. Jednak same odlewy są zlecane zewnętrznym firmom w Rzeszowie, Bielsku-Białej, Tarnowie. – Za dwa lata wszystkie inwestycje, poniesione nakłady, cała strategia marketingowa, a przede wszystkim nasze prace powinny zaprocentować – twierdzi Krzysztof Zdeb. – Mam nadzieję, że staniemy wówczas mocno na nogi i będziemy jedną z kilku najlepszych firm w kraju, a nazwa Jumiz stanie się w naszej branży synonimem jakości i innowacyjności.
Zdjęcia: archiwum firmy
Wiktor Legowicz: – Według najnowszych danych, które podał GUS, już dwa miliony sto tysięcy Polaków mieszka za granicą i tam pracuje. I teraz jest pytanie: wrócą czy nie wrócą?
Bartosz Marczuk („Rzeczpospolita”): – Cóż, mam raczej smutną informację dla pana i dla nas wszystkich – większość raczej nie wróci. Demografowie podkreślają i podpowiada to zdrowy rozsądek, że tworzą się tak zwane „sieci migracyjne”. Jak ktoś wyjechał cztery, pięć czy siedem lat temu, to już się w miarę ustabilizował za granicą i zaczyna ściągać rodzinę. Poza tym przypomnijmy, że Polki – jeśli chodzi o mniejszości w Wielkiej Brytanii – rodzą tam największą ilość dzieci. To zjawisko powoli staje się naszym problemem.
Legowicz: – Kiedyś ludzie wracali z emigracji z pieniędzmi i zakładali firmy w kraju.
Marczuk: – Dlatego powinniśmy się tym problemem poważnie zająć, bo cała nasza demograficzna sytuacja powoli robi się katastrofalna. Wypuszczamy zdolnych młodych ludzi za granicę, a w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci – trzeba szybko coś z tym zrobić.
Kuszenie kiścią
Legowicz: – Nikt nie potrafi tego wytłumaczyć, ale nic tak nie przyciąga Polaka do sklepu jak... tanie winogrona. Sieci sklepów wykorzystują to nagminnie.
Marczuk: – To prawda, coraz częściej widać billboardy z pękatymi winogronami. Mają zachęcać klientów do odwiedzenia hipermarketu. Nawet zastanawiałem się, o co w tym chodzi, ale nic mądrego nie wymyśliłem...
Legowicz: – Ja też się nad tym głowiłem.
Marczuk: – A może Polacy zaczęli masowo robić wino w domu? A może po prostu lubią położyć sobie na stole kiść winogron i patrzeć, jak to ładnie wygląda... W każdym razie handlowcy coś więcej na ten temat wiedzą i świetnie to wykorzystują. Tylko pogratulować.
Biznes na ruchu
Legowicz: – Jedna z najbardziej perspektywicznych branż w Polsce to... fitness. Wyrastają nowe kluby, a wartość tego rynku przekracza już miliard złotych!
Adam Cymer (publicysta ekonomiczny): – To bardzo dobrze, że Polacy zaczęli dbać o swoje zdrowie.
Legowicz: – Za mało się ruszamy.
Cymer: – Jesteśmy na szarym końcu w porównaniu z innymi krajami europejskimi, dlatego perspektywa rozwoju klubów fitness jest znakomita. Tyle tylko, że to jest rozwój rynku komercyjnego i wszystko zależy od zasobności kieszeni klientów. Gdyby natomiast państwo uruchomiło rozsądne programy profilaktyczne, to wtedy wkomponowałoby się w pewien nurt edukacyjny, zmianę mentalności społecznej – żeby wykazać dbałość o swoje zdrowie, o kondycję fizyczną, o odrobinę ruchu. Wtedy te mechanizmy wzajemnie by się napędzały. Na razie musimy liczyć tylko na to, że konkurencja na rynku obniży koszty tych usług oraz że dokona się konsolidacja tego rynku, który jest szalenie rozproszony.
Legowicz: – To pewien paradoks – mianowicie drogie auta sprzedają się u nas lepiej niż te tańsze. Furorę robią w tej chwili samochody typu SUV.
Jacek Mojkowski („Polityka”): – Jaki to paradoks, panie Wiktorze? Skoro ludzie czują kryzys, to lubią konsumować. Stąd na przykład rośnie nasz eksport żywności. „Jest kryzys, ale przynajmniej sobie pojem” – można by powiedzieć...
Legowicz: – ...albo kupić drogi samochód.
Mojkowski: – Te droższe samochody kupują głównie firmy, ale również i prywatne osoby. Wydaje im się, że zbliża się spora inflacja, że ceny mogą pójść w górę i chcą się w ten sposób zabezpieczyć na gorsze czasy.
Droga fura na kryzys?
J.B. Opracowano na podstawie codziennych audycji Wiktora Legowicza w radiowej Trójce od 15 do 19 października 2012 r.