Potrzebna była rewolucja
Należał do tzw. grupy rycerzy Samoobrony. Mówiono, że jest cieniem Andrzeja Leppera. Przez dwie kadencje zasiadał w Sejmie, przez dwa miesiące był posłem do Parlamentu Europejskiego, przez dziesięć miesięcy sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera. W przedterminowych wyborach parlamentarnych w 2007 roku bez powodzenia ubiegał się o reelekcję. Potem opuścił Samoobronę RP, działając w różnych mniejszych ugrupowaniach. Teraz tworzy nowy ruch społeczny, który ma się przerodzić w partię polityczną.
Mieszka w stołecznej Białołęce. Spotykamy się w restauracji na Pradze. – Przygotowuję się do uruchomienia dużego projektu politycznego. Razem z osobami, które działały w Samoobronie, ale nie tylko. To ma być nowa partia polityczna. Coś na wzór komitetu wyborczego. Kiedyś Platforma też nie była partią, tylko ruchem społecznym. Mam na myśli budowę takiej platformy dla ludzi zawiedzionych i skrzywdzonych.
Czyżby miała to być nowa lewica? – Program ma mieć charakter zdecydowanie społeczny, nie lewicowy, bo dziś lewica jest bardziej liberalna od PO czy Ruchu Palikota. A co z tego wyjdzie, zobaczymy.
Skoro cały czas zajmuje się polityką, to z czego żyje? – Prowadzę własną działalność gospodarczą. Polega ona m.in. na współpracy z innymi firmami. Nie chce jednak mówić o szczegółach.
– Zarabiam i mam
z czego żyć.
Wychodzę z założenia, że każdy, kto idzie do polityki, powinien być niezależny finansowo, żeby działał na rzecz innych, a nie patrzył, ile będzie z tej polityki miał korzyści.
Jest zwolennikiem zasady, by partie polityczne nie były finansowane przez budżet państwa. – Kto chce uprawiać politykę, musi być go na to stać. Centrum Zdrowia Dziecka jest zadłużone na 200 mln złotych, a to tyle, ile PiS otrzymuje od państwa w jednej kadencji na działalność. Komentarz jest chyba zbyteczny.
Urodził się w Węgrowie niedaleko Siedlec. Pomagał rodzicom w prowadzeniu niedużego gospodarstwa. Skończył zasadniczą szkołę zawodową w klasie ślusarz. – Pracowałem w zakładzie ślusarskim, a potem już na swoim. Otworzyłem firmę budowlano-remontową. To już było w Warszawie, gdzie ukończyłem wieczorowo liceum ekonomiczne. Własne przedsiębiorstwo prowadziłem do czasu wyborów, gdy zostałem posłem. Jego firma zatrudniała wiele osób, zarabiała. – Stać mnie było na uprawianie polityki. Ja nie trafiłem do tego świata, bo miałem problem, a dlatego, że chciałem wspierać Andrzeja Leppera.
Był zafascynowany liderem Samoobrony. Najpierw jednak działał w Związku Zawodowym Rolnictwa „Samoobrona”, dopiero później zasilił szeregi partii. Wspomina, że trafił do Samoobrony dzięki numerowi 913. – Zadzwoniłem, by podali mi numer do Samoobrony. Nikt mnie nie wprowadzał. Rozpocząłem codzienną pracę, wyjazdy w teren, spotkania, podróże z przewodniczącym. Budowaliśmy tę partię, organizowaliśmy struktury na Mazowszu.
W efekcie mazowiecka Samoobrona stała się największą organizacją wojewódzką. – Mieliśmy sporo pracy i spory obszar oddziaływania. Wydawaliśmy własną gazetę „Samoobrona na Mazowszu”. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 roku pokonaliśmy w naszym regionie konkurencję, PO i PiS. W walce o mandaty na Wiejskiej w 2005 roku zdobyliśmy najwięcej głosów ze wszystkich ugrupowań na Mazowszu.
Szybko awansował, został przewodniczącym Samoobrony na Mazowszu, potem wiceprzewodniczącym ugrupowania. – Andrzej Lepper widział, jak funkcjonuje partia w innych regionach, a jak rozbudowuje się na Mazowszu. Ten awans był tylko efektem mojej pracy.
Z Lepperem miał bardzo dobry kontakt, ale nigdy nie była to przyjaźń, raczej dobre partnerstwo, stosunki oparte na lojalności. – Lubiliśmy się i szanowaliśmy.
Andrzej Lepper mógł zawsze na mnie polegać.
Ja na nim zresztą także. W2001 r. po raz pierwszy zdobył mandat poselski. Kandydował z okręgu siedleckiego, gdzie zebrał ponad 16 tysięcy głosów. Od początku zasiadał w prezydium Klubu Parlamentarnego Samoobrony RP, pełnił też obowiązki szefa tego klubu. – Nie mogłem zostać przewodniczącym ze względów proceduralnych. W tamtym czasie tylko lider partii mógł pełnić tę funkcję.
Miał silną pozycję w partii. Od 2003 do 2004 roku był obserwatorem, a od maja do lipca 2004 roku posłem do Parlamentu Europejskiego. Zasiadał w Komisji Polityki Regionalnej, Transportu i Turystyki PE. W latach 2001 – 2006 przewodniczył sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Pierwsza kadencja w Sejmie to praca w opozycji. W drugiej był to już udział w rządzie. – Na początku była to koalicja parlamentarna, potem tworzyliśmy koalicję rządową z PiS i LPR. W tym właśnie rządzie został sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera. – Taka była wola Andrzeja Leppera. Nie był jednak zachwycony tą propozycją. – Swoje miejsce widziałem w Sejmie, jako szef klubu, ale nie było wyjścia.
W Kancelarii Premiera zajmował się sprawami koalicji. – Współpracowałem z kolegami z PiS i LPR. Miałem doświadczenie w rozmowach koalicyjnych, począwszy od roku 2005, kiedy Samoobrona tworzyła z PiS porozumienie w wyborach prezydenckich przy poparciu kandydatury Lecha Kaczyńskiego.
Kolejne wybory Samoobrona przegrała z kretesem. – Partia zdobyła zaledwie 1,5-procentowe poparcie. Samoobronie potrzebna była rewolucja, programowa i personalna. Niestety, ta koncepcja przegrała. Doszedłem do wniosku, że moja działalność nie ma sensu. Uważałem, że będziemy tkwili w tej strukturze bez szansy na polityczny sukces, dlatego odszedłem.
Znalazł się w grupie twórców Partii Regionów, był jedynie przy rejestracji tego ugrupowania. – Na kongresie wybrano przewodniczącego Bolesława Borysiuka, ja zostałem wiceprzewodniczącym. Nie angażowałem się w tę działalność.
Wrócił do działalności gospodarczej. – Nie była to już tylko firma remontowo-budowlana, poszerzyła się o usługi transportowe i doradcze.
Zaprzecza, by w 2010 roku współtworzył Stowarzyszenie „Polska Wieś”, które w kampanii prezydenckiej wspierało Jarosława Kaczyńskiego. – Brałem udział w jednej konferencji prasowej z Wojcie- chem Mojzesowiczem, podczas której to on udzielił poparcia liderowi PiS. Ja tam po prostu byłem, lecz nie czyniłem niczego, co wspomagałoby Jarosława Kaczyńskiego. Zaprzecza, że kiedykolwiek popierał Prawo i Sprawiedliwość, że należał do propisowskich polityków. – Nigdy nie miałem takich ambicji, aby startować z tego ugrupowania w wyborach do Sejmu, nie mówiąc już o przynależności.
Współpracował z Bogusławem Kowalskim, przewodniczącym Ruchu Ludowo-Narodowego. – Wybrano mnie nawet na wiceprzewodniczącego tego ugrupowania i byłem asystentem społecznym posła Kowalskiego. Niestety, siła rażenia tej partii była niewielka. W styczniu 2012 roku odszedłem.
W ostatnich wyborach otrzymał z PJN propozycję kandydowania do Senatu. – Nie doszło jednak do porozumienia z PiS na temat poparcia mojej kandydatury przez to ugrupowanie, dlatego zrezygnowałem.
Na początku tego roku, odwołując się do dawnej Samoobrony i działalności Andrzeja Leppera, utworzył stowarzyszenie „Samopomoc RP”. – Stowarzyszenie gromadzi ludzi, którzy chcą działać na rzecz innych. Nie ma w tym żadnej polityki. Zapytany, gdzie jest mu bliżej, do PO czy PiS, odpowiada, że do obu partii jest daleka droga. – Dlatego
buduję nowy ruch społeczny,
który nie zgadza się na politykę rządu. Z drugiej strony jesteśmy świadomi, że gdyby do władzy doszło PiS, deklarowane przez nie zmiany pozostałyby tylko w sferze pobożnych życzeń. Duża część tez programowych PiS pochodzi z programu Samoobrony. Choćby zwolnienie od podatku emerytur do 1000 złotych – albo wprowadzenie podatku obrotowego dla dużych sieci handlowych. Dlatego nasz ruch społeczny będzie się starał o wejście do parlamentu, aby to, co mówią różne opcje polityczne, było realizowane.
A gdyby nam się nie powiodło, choć wierzę, że wszystko pójdzie dobrze, mam co robić i z czego żyć. Na pewno jednak polityki nie mam jeszcze dosyć. Patrząc na to, co dzieje się w Polsce, trudno być obojętnym i nie próbować coś zmieniać, dlatego wciąż jestem aktywny.
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.
togaw@tlen.pl