Prawy do lewego
To się zdarzyło podczas wręczania nagród magazynu „Machina” w 1998 roku. Kayah miała odebrać „Machinera” za album „Zebra” i zaśpiewać piosenkę. Zamysł był taki, żeby wszyscy laureaci siedzieli za stołem i wywoływani wychodzili na środek sceny. – Obok mnie posadzono jakiegoś gościa, którego w ogóle nie znałam – wspomina wokalistka. – Po występie wróciłam do tego stołu, potem jeszcze wręczono jakieś nagrody i wreszcie prowadzący ogłaszają, że nagrodę międzynarodową otrzymuje Goran Bregović. Patrzę, a ten mój sąsiad wstaje i idzie ją odebrać. Nogi się pode mną ugięły. Byłam wtedy zafascynowana jego ścieżką dźwiękową do filmu „Underground”, ale przez myśl by mi nie przyszło, że mogłabym go kiedyś poznać.
I mówiąc szczerze, mogło się tak wydarzyć. Kayah była w trzecim miesiącu ciąży i nie bardzo była zainteresowana uczestnictwem w tak zwanym after party. Po cichutku się zmyła, wsiadła do samochodu i jechała do domu, gdy zadzwoniła koleżanka. Okazało się, że w odróżnieniu od naszej bohaterki, Bregović okazał się bardzo chętny do zabawy, która właśnie trwała w najlepsze. „Chcesz poznać Bregovicia? To wracaj tu”. – Chyba nawet zawróciłam na moście – wspomina Kayah. – Oczywiście takiej okazji nie mogłam przepuścić. Miałam jednak taką tremę, że kiedy zostaliśmy sobie przedstawieni, powiedziałam coś najgłupszego, co mogłam wymyślić. Spytałam, czy „Ausencię” śpiewa Cesaria Evora. No po prostu tak się z przejęcia trzęsłam, że nic więcej mi nie przyszło do głowy.
Jak wiadomo, kompozytor miał pomysł, żeby jeździć po świecie ze swoimi utworami i namawiać lokalne gwiazdy do ich nagrania. Korzystając z pobytu w Polsce, postanowił poszukać i u nas wykonawcy dla swojej twórczości. Czy to ktoś mu podsunął myśl, żeby zwrócić się do wokalistki, która po „Paszporcie Polityki” i „Fryderyku” w 1997 roku była na wyraźnie wznoszącej fali, czy może zachwycił go występ, którego był świadkiem podczas pamiętnej uroczystości? W każdym razie po tygodniu nadeszła propozycja współpracy.
– Miałam pełną swobodę – opowiada Kayah. – Dostałam ze trzydzieści różnych melodii, z których mogłam wybrać to, co mi odpowiada. Były w różnej, często zadziwiającej formie. A więc stare nagranie zespołu Gorana Bijelo Dugme, jakaś piosenka bez wyraźnej melodii, prawie recytowana po grecku, no różności. Do tego, co wybrałam, miałam napisać teksty. Oczywiście nie przepuściłam takiej okazji.
Praca wydawała się łatwa i przyjemna. Na pierwsze nagrania Bregović przyjechał do Warszawy i wtedy okazało się, że… Kayah straciła głos. Wojna hormonów wywołana ciążą spowodowała niewydolność strun głosowych. Na siłę nagrano „Čaje Šukarije” i czekano przyjścia na świat małego Rocha. Dopiero w 1999 roku można było kontynuować pracę. Czas gonił, więc artystka, jak powiada, pisała teksty w nocy przed nagraniem. Kiedy doszła do tej piosenki…
– W ogóle mi się nie podobała – mówi. – Była hałaśliwa, jakaś taka jarmarczna, zupełnie nie w moim stylu, no po prostu biesiadna piosenka. Długo się wahałam, co z nią zrobić. Postanowiłam podejść do tekstu z pewnym dystansem, pokazać w przewrotny sposób nasze „buractwo”, które wychodzi przy wódeczce. Zaczynamy od szczytnych toastów, wymachujemy szabelką, a kiedy opróżnimy butelki, kończy się wypi- ciem za „balony pani Mani”. Niestety, jak to u nas bywa, ironia została przez niewielu zrozumiana i dziś podczas zakrapianych zabaw „Prawy do lewego” jest repertuarem obowiązkowym. W dodatku okazało się, że wymyśliłam nowy obyczaj chętnie z aakceptowany przez naszych „balowiczów”. I teraz już tradycją stało się „przepijanie” do sąsiada z lewej. Nie lubię tej piosenki. Ku rozczarowaniu widzów staram się unikać jej wykonywania, ale jeśli publiczność sympatyczna, to serwujemy jej wersję przearanżowaną na ciężkiego rocka w stylu niemieckiej grupy Ramstein.
Mimo że „Prawy do lewego” jest do dziś niezwykle popularnym przebojem, Kayah ma prawo nie lubić go z jeszcze jednego i kto wie, czy nie poważniejszego powodu. – Okazało się, że Goran nie napisał tej melodii – mówi. – Zgłosił się bowiem inny serbski kompozytor, który udowodnił, że to on jest autorem utworu „Mandala”, znanego u nas jako „Prawy do lewego”. Zostałam wprowadzona w błąd, ale mimo że tekst jest mój, oryginalny, do tej pory nie dostałam ani złotówki tantiem. Sprawa ciągnie się już trzynaście lat i może wreszcie dobiegnie do szczęśliwego końca.
To jest ta łyżka dziegciu w historii, na której początku Kayah mówiła: – To dla mnie wielka przygoda, jestem szczęśliwa, że biorę udział w tak wielkim międzynarodowym przedsięwzięciu.
No cóż, okazuje się, że czasami Wielcy Artyści okazują się małymi ludźmi.
halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Programu Pierwszego Polskiego Radia SA,
około godz. 19.15
Podróżniczka obieżyświat, pisarka i, jak się okazuje, melomanka, której na sercu leżą powabne dźwięki. Muzyka ma dla mnie smak, kolor, kształt i zapach. Na liście jej ulubionych utworów znaleźli się: Robbie Williams z The Road To Mandalay, Sting z Brand New Day, A.R. Rahman z Jai Ho, Robbie Robertson z Somewhere Down The Crazy River i José Feliciano z Light My Fire. Są też piosenki w wykonaniu Prince’a, Seala czy Vanessy Paradis. Wszystkie opatrzone przez Pawlikowską osobistym komentarzem w rodzaju: „Najpierw skrzypce, które drżą jak krople rosy o brzasku na lipcowej łące…”. Poezja, prawda?! Wprawdzie nie każdy kawałek jest z mojej bajki, ale wybór interesujący. Ciekawa muzyczna podróż.
Universal. Cena ok. 40 zł.
Kabaretowy kwartet smyczkowy tworzą Filip Jaślar, Michał Sikorski, Paweł Kowaluk i Bolesław Błaszczuk. Wykształceni muzycznie panowie na początku scenicznej kariery (połowa lat 90.) byli tłem dla całej rzeszy szantaniarzy (kabareciarzy). Z czasem stali się pożądanym uzupełnieniem ich występów, aby w końcu zasłużyć na indywidualny show. Na tyle duży, rozbudowany, że powstało już kilka DVD. Najświeższy zarejestrowano w kwietniu tego roku w Teatrze Syrena w Warszawie z udziałem Kaś: Jamróz i Zielińskiej, Artura Andrusa i Zbyszka Zamachowskiego. Klasa, dowcip, wirtuozeria, fraki, niezła uczta!
New Abra. Cena ok. 40 zł.
Złoty chłopak o nadzwyczajnym, mocnym głosie zawsze marzył o operowej karierze. Swoje fantazje spełnił dopiero w 1988 roku, u schyłku życia (zmarł w 1991). Nagrał wraz ze słynną hiszpańską śpiewaczką operową krążek, na którym połączył rocka z operą. Prezentowana reedycja wzbogacona została nowymi partiami orkiestry i jej brzmienie jest jeszcze bogatsze. Na pewno by się Freddiemu spodobała.
Tytułowa „Barcelona” nagrana została na otwarcie igrzysk w 1992 roku. Tej ceremonii mistrz już nie doczekał…
Universal. Cena ok. 40 zł.