W obronie języka polskiego
Adopcja na odległość Przyznaję się Polska norma
Tak się składa, że dość często oglądam telewizję (publiczną, TVN...). Nie jest to powód do dumy, ale jest jak jest. I smutno mi, że to, co non stop słyszę, to jakiś koszmar. Język polski traktowany jest po prostu z pogardą, elementarne reguły w ogóle nie są przestrzegane.
Wiem, ważniejsze jest to, co się mówi, niż jak się mówi. Ale – może zabrzmi to zbyt pompatycznie – jeśli kochamy swój kraj, to kochajmy też swój język. I dlatego też, korzystając z gościnnych łamów ANGORY, gorąco proszę ludzi telewizji (dziennikarzy, aktorów, reżyserów, scenarzystów...), żeby więcej niż dotąd uwagi poświęcali czystości języka polskiego.
W telegraficznym skrócie podam kilka wybranych, najczęściej występujących nieprawidłowości:
Nie mówi się (akcent!) „poszliśmy”,” zrobiliśmy”, „repertuar”, „matematyka”, tylko „ poszliśmy”, „zrobiliśmy”, „repertuar”, „matematyka”. Nieprawidłowe są zwroty: „za wyjątkiem”, „gdzie idziesz?”, „ilość krzeseł”, „aktualnie będzie skakać Kowalski”. Powinno być: „z wyjątkiem”, „dokąd idziesz?”, „liczba krzeseł”, „obecnie (teraz) będzie skakać Kowalski”. Powinno się unikać młodzieżowych skrótów, takich jak np. „nara”, „spoko”, „szacun”.
A posłuchajcie, Szanowni Państwo, co się mówi, gdy pytamy np. „Przyjdziesz na kolację?”. Nie odpowiadamy „chętnie”, „z przyjemnością”, „oczywiście”... Odpowiadamy „OK” A gdy pytamy np. „Podobał ci się film?”, odpowiedź jest jedna: „Super”. Jakby nie można było odpowiedzieć normalnie, po polsku. Bardzo chciałbym, żeby język polski w telewizji odzyskał należną mu rangę. I żeby nie były to jedynie moje pobożne życzenia. mgłę przypominam, że pani Komorowska swoim wyglądem przyćmiła panią Miedwiediew. No cóż, pomyślałam, patrząc na to zdjęcie, rzecz gustu, a o guście się, jak wiadomo, nie dyskutuje.
W numerze 40. ANGORY jest zdjęcie pani Anny Komorowskiej z panią Michelle Obamą z komentarzem, jakiego to szyku zadała pani Komorowska w USA i przyćmiła swoim wyglądem panią Obamę. A dalej następują peany na temat wyglądu pani Komorowskiej, jej dobrego gustu itp. Przecież pani Komorowska nie bierze udziału w konkursie ani piękności, ani elegancji. Czy nie ma już nic innego do pisania o żonie naszego prezydenta, jak tylko to, jak wygląda i kogo znów przyćmiła? A może byłoby ciekawe dla czytelników wiedzieć, co powiedziała albo co zrobiła, albo jaki ma pogląd na ten czy inny temat? (...)
Nie warto byłoby o ciuchach i wyglądzie tych czy innych pierwszych dam pisać, gdyby w tym samym numerze ANGORY, w tej samej rubryce, nie znalazła się notatka dotycząca europosła Marka Migalskiego.
Poseł mówi o swojej jeździe na polskiej „autostradzie”, że „leci 220 km na godzinę po A4”, ograniczenie do 140 km na godzinę uważa za idiotyzm, a zakaz rozmów przez telefon w czasie jazdy za głupotę. Ubolewa ten europoseł nad tym, że na polskich „autostradach” jest takie ograniczenie prędkości, a w Niemczech na większości odcinków autostrad nie ma wcale ograniczenia prędkości i Polacy też mają do tego prawo. Pan poseł mówi: „To nie prędkość zabija, tylko głupota”, i ma rację. Ale to, co mówi, to właśnie czysta głupota i niechby go nie zabiła.
Kiedy polskie drogi szybkiego ruchu będą autostradami z prawdziwego zdarzenia, z trzema lub czterema pasami jazdy, z pasem awaryjnym, telefonami alarmowymi itd., może będziemy jeździli jak w Niemczech. Ale na razie, panie eurodeputowany, tak nie jest i ja, ale i pan zobowiązani jesteśmy do przestrzegania prawa, również drogowego!
Wstyd, że wyborcy oddali swoje głosy na człowieka, który ma w nosie prawo, ryzykuje zdrowie, a może i życie swoje, ale – co jeszcze gorsze – i cudze, a na dodatek reprezentuje nasz kraj w Parlamencie Europejskim. Mam nadzieję, że w następnych wyborach pan Migalski nie zostanie wybrany ani do europarlamentu, ani do Sejmu, ani nigdzie, bo nie może być, aby tacy bezrozumni ludzie, jak on siebie sam pokazał, o kimś lub o czymś kiedykolwiek jeszcze decydowali!
Moja babcia, której mądrość życiowa była bezsprzeczna, miała takie powiedzenie: „Głupota i arogancja rosną na jednym drzewie”. Panie Migalski, jest pan odpowiednim adresatem, któremu to powiedzenie dedykuję!
Taka forma działalności charytatywnej zdobywa na świecie, a przez to i u nas, coraz większą popularność. Wiadomo, co wymyśli się za zachodnią granicą, a najlepiej w USA, akceptujemy bez zastrzeżeń. Wschodem się generalnie brzydzimy (oprócz Kresów), chociaż bez niego i tak nie możemy żyć.
Zaadoptować może każdy i, bez przesady, wszystko lub wszystkich. Zależy tylko, co wymyśli i jaką siłę przebicia ma fundacja prowadząca taką działalność. Były już dzieci z Sudanu i Mozambiku, białe nosorożce i misie panda, a nawet nienarodzone jeszcze młode płetwala błękitnego, którego matkę przerobiono na karmę dla kotów i tran dla grzecznych milusińskich.
Myślę jednak, że największym hitem sezonu będzie powołanie fundacji adopcyjnej na rzecz pomocy biednym i lekko zagubionym posłom RP. Obejrzałem bowiem z przejęciem reportaż o warunkach panujących w Domu Poselskim. Łza mi się z oczu potoczyła niejedna, taki z wiekiem robię się uczuciowy. Łóżka skrzypią, szafki się nie domykają, pewnie i grzyb na ścianie. Ba, wyczuwa się nawet ducha Gomułki pod tynkiem. Wszystko, cokolwiek dotkniesz, grozi śmiercią lub kalectwem. Młodsi, mniej odporni, posłowie wolą już wynajmować mieszkania na mieście. Tam co prawda łóżka też skrzypią, ale podczas zajęć o niebo przyjemniejszych.
Największą traumą są jednak stare telewizory, a przecież niedługo sygnał analogowy zostanie zastąpiony cyfrowym. I co wtedy? Utrata łączności ze światem zewnętrznym to prawie śmierć kliniczna. Poseł powinien, a nawet musi wiedzieć, co obecnie najlepiej leczy hemoroidy, zaparcia, biegunkę, a nawet zwykłą bezsenność lub depresję. Obcojęzyczne kanały są tylko dla elity zarezerwowane, zatem chyba niepotrzebne. Pozostają więc reklamy, które i tak dominują w TV, oraz zwykłe bezprzewodowe tablety. Niektórzy nie rozstają się z nimi nawet w toalecie. Jak się okazuje, nie zastąpią one jednak poczciwego plazmowego telewizora z dużym płaskim ekranem i – oczywiście – łączem internetowym. Zgroza ta odbywa się przed naszymi oczami. Toć przecież chyba nie kto inny jak posłowie zatwierdzili cyfryzację wraz z konsekwencjami, to i mogli się do niej wcześniej przygotować. Teraz członkowie Sejmu RP mają niepowtarzalną, wręcz historyczną szansę poczuć się jak miliony rodaków. Cóż to za niezwykłe uczucie, prawdziwa więź z na- rodem. My też stoimy przed wyborem: kupić tani, bo za 100 złotych, dekoder czy też telewizor za równowartość pensji czy emerytury, posiłkując się dodatkowo szybką pożyczką lichwiarsko opodatkowaną?
Zanosiłem się płaczem, patrząc na tego biednego posła wielu kadencji. I doznałem olśnienia – zaadoptujmy te wspaniałe córy i synów narodu na odległość. Podzielimy się z nimi naszymi dochodami, bo nam jeszcze coś zostało. Dołóżmy od siebie jeszcze kilka złotych. Nam to już nie zaszkodzi, a pomoże uratować kwiat narodu.
Już zacząłem pisać statut nowej fundacji, gdy zatrząsłem się z oburzenia. To właściwie, na co jeszcze mają zostać przeznaczone moje podatki, którymi posłowie raczą mnie obciążać bez zastanowienia? I pomyślałem – wolę adoptować jednego starego osła w odległej Syrii, niż dokładać na całe ich stado.
Z poważaniem
Droga Redakcjo. Jestem Waszym stałym czytelnikiem i od lat prenumeruję ANGORĘ, bo jest dla mnie ciekawa. List dotyczy korespondencji u Pana Zygmunta K. – „Podatek trzyma się mocno” (ANGORA nr 39). W zupełności się z Panem Zygmuntem zgadzam, podatek Belki, mimo iż był wprowadzony tymczasowo, kwitnie do dziś. Ale czy z pożytkiem? Obawiam się, że nie. Polacy nie dadzą się okradać ani panu Belce, ani PKO SA. Ja sama do tego się przyznaję.
Od 12 lat jestem emerytką francuską, moją wypracowaną emeryturę przekazałam do banku PKO SA. Ale po roku zorientowałam się, że mnie to za drogo kosztuje i wstrzymałam przekazywanie emerytury (podatek B.) do Polski. Zamiast powrotu do ojczyzny – siedzę we Francji, bo tutaj nie tylko, że nikt mnie nie okrada, ale jeszcze dołożono mi dodatek socjalny i mogę żyć dobrze. Takich osób jak ja znam w Paryżu i Boulogne kilkadziesiąt, a ile jest ich w całej Francji? Z pogaduszek z ludźmi wiem, że kiedyś – później, wrócimy do kraju. Ale emerytura pozostanie tutaj i będziemy ją wybierać w dowolnym banku w Polsce, bez opłat Pana Belki. A może coś w tej sprawie się zmieni na lepsze? Przesyłam serdeczne pozdrowienia. Z poważaniem
Od roku 1996 trwa zabawa w wyznaczenie trasy ostatniego odcinka drogi ekspresowej S1, która łączy lotnisko w Pyrzowicach z granicą państwa w Cieszynie i dalej z czeską drogą ekspresową R48. Droga