Kościół, czyli meczet
-Éloi. – Nic nie jest jeszcze przesądzone, nie złożyli mi żadnej propozycji – tłumaczy proboszcz Alain Krauth. Ksiądz Krauth jest dobrym sprzedawcą, choć nie zajmował się nigdy nieruchomościami. Potrafi wypunktować walory miejsca i zachęcić klientów. – Ten kościół może równie dobrze zainteresować osoby prywatne, firmy, rzemieślników czy hurtowników potrzebujących magazynów. sobą dobrze przedstawiciele różnych wyznań. Jednak wolałbym, żeby udało się zachować go jako kościół katolicki. Gérard myślał o zrobieniu w nim sali bankietowej lub podzieleniu go i „zrobieniu dwóch ładnych mieszkań”. Julien, inny mieszkaniec dzielnicy, umieścił ogłoszenie w internecie. – Trzeba się zjednoczyć, zebrać fundusze i kupić go. Gdyby każdy dał nawet 100 euro, mogłoby nam się udać.
Kościół Saint-Éloi ma 26 metrów długości i 300 m2 powierzchni. – Zarówno witraże, jak i cały styl, w którym zbudowano kościół, są neutralne, bez narzucających się symboli religijnych – podkreśla ojciec Krauth. – Niektórzy się oburzają, jednak większa część parafian cieszyłaby się, gdyby nabożeństwa nadal się tu odbywały, nawet jeśli chodziłoby o inną religię. Warunkiem byłoby to, żeby nie było to miejsce, gdzie podżega się do świętej wojny, ale dzięki któremu lokalna społeczność żyłaby w pokoju.
Malejąca liczba osób zainteresowanych nabożeństwami (jedna msza w tygodniu, na której pojawiało się mniej niż 20 osób) i problemy finansowe doprowadziły do wystawienia kościoła na sprzedaż. Diecezja w Bourges mówi, że mimo wszystko „nie była to łatwa decyzja”. Według proboszcza kalkulacja była prosta. – Mamy tu 27 tys. mieszkańców, z czego 300 osób, czyli 2 proc. zadeklarowanych wiernych, praktykuje regularnie. Do utrzymania jest w okolicy pięć kościołów. Po prostu przerasta to nasze możliwości. Gdybyśmy byli bogaci, z pewnością nie chcielibyśmy go sprzedawać. (mh)