20 tysięcy euro Irlandia
się
– Jak nacieszyć się życiem w ciągu paru tygodni, jeśli nie potrafiło się nim nacieszyć przez 27 lat...? – pyta retorycznie Marta Sałacka z Limerick. Jest szczęśliwą żoną i mamą 4-letniego chłopca. Zdiagnozowano u niej białaczkę – lekarze mówią, że nic już nie mogą dla niej zrobić, dają kilka tygodni życia.
Młoda kobieta marzy, aby być może ostatnie dni swojego życia spędzić w Gorzowie Wielkopolskim, wśród bliskich. Nie jest to jednak takie proste, jest zbyt słaba, by podróżować jak inni pasażerowie. W miarę bezpieczny transport jest możliwy specjalnym samolotem medycznym, którego wynajęcie kosztuje 20 tys. euro. Przyjaciele nie opuścili kobiety w potrzebie, zorganizowali akcję zbiórki funduszy na jej podróż.
Czas nagli,
każda godzina
liczy euro.
Marta Sałacka przyjechała do Irlandii sześć lat temu z narzeczonym, Mariuszem. Jak większość rodaków, chciała zapewnić sobie lepszy start w życiu, założyć rodzinę, stworzyć dom. To wszystko jej się udało – w lutym 2008 roku wyszła za mąż, pół roku później urodziła synka Nikodema. Dzięki swej energii, optymizmowi i żywotności szybko znalazła sobie w nowym kraju przyjaciół. Sielanka nie trwała długo. – Zaczęło się w lutym tego roku od tego, że miałam bóle w prawej łopatce, później prawa pierś, prawe żebro. Ból pod pachą się nasilał i cała ręka w nocy drętwiała, nie mogłam spać, nie miałam siły wykonywać czynności domowych. Byłam cała spuchnięta, nie mogłam oddychać, kaszel był tragiczny. Gdy zgłosiliśmy się do szpitala i zobaczyli, w jakim jestem stanie, od razu skierowali na prześwietlenie. Nie zapomnę faceta, który robił prześwietlenie – zrobił
i każde
Marcie Sałackiej można pomóc, wpłacając datki na konto: w Polsce: NA POMOC MARCIE PKO BP 2 Oddział Gorzów Wielkopolski
88 1020 1967 2999
0000
8102
0108 zdjęcie, wyszedł jednymi drzwiami i dosłownie po sekundzie wbiegł drugimi, pytając mnie, czy wszystko w porządku. Przestraszyłam się i zapytałam, czy coś miałoby nie być w porządku, a on: „jedno płuco pani nie pracuje”. Doznałam szoku. Następnego ranka przyszedł do mnie profesor doktor i oznajmił, że podejrzewa trzy choroby: rak chłoniak, gruźlica, ziarnica – wspomina najtragiczniejsze chwile swojego życia kobieta.
Po serii badań okazało się, że Polka cierpi na skrzyżowanie AML, czyli ostrej białaczki szpikowej z ALL – ostrą białaczką limfoblastyczną. Lekarze zadecydowali o przewiezieniu jej do szpitala St. James’s w Dublinie. Do lecznicy wwieziono ją już na łóżku. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jaka gehenna ją czeka.
Pod koniec czerwca przeszła operację przeszczepu szpiku kostnego.
– Znów na oddziale... zaledwie dwa, nawet niecałe, dni w domku, słowa Nikusia: Mamo, nie jedź; jego cieplutkie, małe ramionka obejmujące moją szyję, potem on stojący w oknie na parapecie i machający do mnie. Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę nie pokazywać mu łez...
Po zabiegu i chemioterapii wycieńczona kobieta czuła się jeszcze gorzej. Same zastrzyki to nieporównywalny z niczym
potworny ból,
potem osłabienie, opuchnięcie, wymioty, biegunka, bóle głowy, zapalenia jamy ustnej, pęcherza...
Mimo to Marta nie traciła ducha. Pocieszenie znajdowała w wierze.
– Damy radę. Chciałabym krzyczeć do Boga, ale nie muszę – on to wie. Doskonale słyszy każdy mój szept, wiem o tym – nie pozwoli mi zginąć. Mam tu jeszcze misję do spełnienia. Małego synka i kochającego męża. No i jeszcze jedno muszę urodzić, prawda, Boże? Wiem, że po chemii i radioterapii marnie to wygląda i tak samo mizerne są szanse, ale ja wierzę, że będę miała w ramionach jeszcze swoją małą wyma- W Irlandii: MONIKA HABRYCH BANK OF IRELAND, 94 O’Connell Street, Limerick Ac. No 17 13 46 89; NSC: 90-43-17 lub za pośrednictwem specjalnej strony internetowej: rzoną księżniczkę. Bardzo mocno z Mariuszem w to wierzymy, a jeśli nie, to zaadoptujemy. Tak postanowiliśmy.
Po przeszczepie wszystko wskazywało na to, że jednak uda się Marcie wygrać. Była o tym przekonana, nawet chciała, żeby czas przyspieszył, żeby to wszystko minęło... I gdy już było tak blisko, stała się rzecz, której nikt się nie spodziewał, choroba wróciła...
–W czwartek, 11 października, cztery dni po swoich urodzinach, usłyszała coś, czego nikt się nie spodziewał. Okazało się, że choroba wróciła, na dodatek z przerzutami. Lekarze przyznali, że są bezsilni. Dali jej od dwóch tygodni do kilku miesięcy życia. Zaproponowali kolejną chemioterapię, by dać szansę przedłużenia życia o kolejnych kilka tygodni. Ona nie chciała. Jednak Mariusz tak bardzo płakał, prosił ją, że w końcu się na to zdecydowała – mówi Nikoleta Kałużyńska, przyjaciółka Marty; poznały się na porodówce w Limerick.
Marta chce już tylko spokoju, jak najlepiej przeżyć czas, jaki jej pozostał. Prosi znajomych, by nie dzwonili, na przyjmowanie odwiedzin już dawno nie ma sił. Skupia się na rodzinie, chce wziąć i dać im tyle,
ile się jeszcze uda.
„Chciałam jechać do Polski i tam umrzeć, ale mąż tak płakał i tak mnie prosił, że wzięłam tę chemię dla niego, dla syna, dla rodziców” – napisała w ubiegłą niedzielę. „Teraz trzeba czekać, aż powiedzą, jak to wygląda wszystko po tej chemii i mniej więcej poinformują, czy można ewentualnie podać jeszcze jedną. Później będziemy myśleć, jak przetransportować mnie do Polski. Codziennie mam bóle brzucha, pleców i wątroby. Nie wiem już, czy mam siłę mieć w ogóle jakąś nadzieję”.
Po pierwszym szoku, spowodowanym wiadomością o beznadziejnym stanie Marty znajomi zaczęli działać. Nikola wpadła na pomysł zorganizowania zbiórki pieniędzy na transport chorej do kraju.
– Niektórzy ludzie pytają, po co to robię, po co ona to robi, dlaczego chce lecieć, skoro to takie drogie. Odpowiedź jest prosta: skoro jest to jej marzenie, to zrobimy wszystko, by je spełnić – mówi kobieta. – Nie znaczy to, że straciliśmy wiarę w cud. Jej wyniki rodzina wyśle jeszcze do innych lekarzy. Ludzie są omylni, może okaże się, że jest jednak szansa.
W Limerick, innych miastach Irlandii, a także w rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim trwają zbiórki pieniędzy na transport Marty do kraju. W polskich sklepach i punktach usługowych, a także restauracji, w której pracowała Polka, wystawione są puszki na datki; zbiórkę organizuje także polski duszpasterz w Limerick. W minioną środę odbyła się msza w jej intencji, Marta i jej rodzina uczestniczyli w nabożeństwie.
Aby chora mogła
spełnić swoje marzenie
i znaleźć się w tej trudnej chwili w kraju, potrzeba 20 tys. euro.
– Tyle kosztuje wynajęcie samolotu medycznego z Polski, z lekarzem na pokładzie. Wysłaliśmy też zapytanie o koszt do przewoźnika irlandzkiego, może wypadnie trochę taniej. Niemniej jednak potrzeba dużo pieniędzy. Oszczędności Marty i jej męża rozeszły się na leczenie. On przestał pracować, aby móc opiekować się nią i synkiem, w tej chwili czekają na decyzję w sprawie przyznania zasiłku socjalnego – tłumaczy Monika Habrych, współorganizatorka akcji.
Marta, gdy tylko ma dość sił, uaktualnia swój blog i profil na Facebooku.
„Dziękuję wam za wszystko, co dla mnie, ludzie, robicie, to nie ja jestem cudem, tak jak mówicie, ale cudem jesteście wy, pomagając i dając mi to cudowne uczucie, że jesteście obok. Nie tylko ci, których znam, ale też ci, których nie znam. To jest piękne uczucie i wiecie co, powiem wam, że czasem cieszę się nawet ze swojego cierpienia, widząc, jak bardzo otwierają się wasze serca, czując waszą obecność, mimo że nie ciałem, to choć duchem, ale to bardzo realistyczne uczucie, bo wy naprawdę pokazaliście swoje dobro...”.