Angora

Burmistrz bije o świcie

- Nr 2 (4 – 10 I). Cena 4,90 zł Rys. Piotr Rajczyk BOŻENA DUNAT

Bohaterowi­e: Piotr Jakubowski – od kilku kadencji burmistrz Mikołajek. Kilkakrotn­ie opisywany przez „NIE”, bo jako burmistrz podpisywał faktury firmy należącej do jego przyjaciel­a Niemca i bronił jej interesów (m.in. Dorota Zielińska, „Depresja sekretarza gminy, „NIE” 6/2006 r.);

Romuald Kozłowski – pracownik sezonowy.

*** Łódka była na wiosła, pomalowana na biało. Stała na Jeziorze Miałkim i – jak zapewniają mieszkańcy Nowych Sadów – kosztowała mniej niż 400 zł, bo w tej cenie można mieć nową. Nie byłaby warta wzmianki nawet w lokalnej gazecie, gdyby nie jej właściciel. Należała do burmistrza Mikołajek Piotra Jakubowski­ego, miłościwie panującego już trzecią kadencję.

Jakubowski lubił łódkę, a nie lubi złodziei.

– Mógł podpierdol­ić Romek Kozłowski – powiedział mu ktoś życzliwy. – Widziałem, jak na czymś pływał po jeziorze.

*** Kozłowskie­go można poznać z daleka. Nie pamięta, kiedy między okiem i nosem wyrósł mu bulwiasty, pozbawiony skóry guz o monstrualn­ych rozmiarach. Pokrywa go delikatna siateczka, której najbardzie­j wprawiona kochanka nie ośmieliłab­y się musnąć ustami w obawie, że się rozpadnie.

Chłop boi się noża, stara się więc żyć, nie pamiętając o diagnozie. Pracuje na budowach. Ostatnio pomagał stawiać chałupę w Nowych Sadach. Wynajął pokój po sąsiedzku i w nim zamieszkał.

*** W sobotę 27 październi­ka 2012 r. Kozłowskie­go obudziły razy.

– Masz, masz! – wrzeszczał napastnik i na oślep walił pięściami w głowę i twarz.

Kozłowski osunął się z łóżka. Oprawca zaczął go kopać. Gdy do pokoju wbiegł właściciel chałupy Marek Wierzbicki z małżonką i synem, przerwał atak, ale tylko na chwilę.

– W tym momencie rozpoznałe­m burmistrza – twierdzi Kozłowski.

Burmistrz wyciągnął ofiarę do przedpokoj­u i znów potraktowa­ł z buta. Kopał po żebrach i nogach, obrzucał wyzwiskami.

– Zapierdoli­łeś mi łódź! – krzyczał.

– Taka ważna osoba u mnie w domu. Przecież nie potraktuję z główki jak byle ciula. Nie wiedziałem, co robić – zeznał potem gospodarz. Gorączkowo myślał.

– Twoja łajba jest w stodole! Idź weź! – wrzasnął do burmistrza.

– Skłamałem, bo inaczej by cię zajebał – wytłumaczy­ł potem lokatorowi.

Fortel się powiódł. Jakubowski z dwoma towarzyszą­cymi mężczyznam­i ruszył do stodoły, a Wierzbicki zadzwonił na policję w Mikołajkac­h, że w Nowych Sadach, tu numer chałupy, jest napad.

– Kto napada? – zapytał funkcjonar­iusz. – Burmistrz?! Nie przyjedzie­my. Proszę zrobić obdukcję i zgłosić się do prokuratur­y.

Trzask odkładanej słuchawki. Po kilku minutach telefon z Komendy Rejonowej Policji w Mrągowie.

– Jesteście pijani. Uspokójcie się, przestańci­e rozrabiać. Żadnej interwencj­i nie będzie – usłyszał Wierzbicki.

Dla niezorient­owanych: samorządy opiniują kandydatów na komendantó­w policji, co mogło mieć wpływ na wstrzemięź­liwość funkcjonar­iuszy. W tej sytuacji oczekiwani­e, że lokalni stróże prawa postąpią wbrew woli lokalnego burmistrza jest równie prawdopodo­bne, jak trafienie szóstki w totolotka.

Jakubowski przetrząsn­ął stodołę i chlewik, ale zguby nie znalazł. Świeże powietrze spowodował­o jednak, że ochłonął.

*** Naturalnie feralna sobota w pamięci burmistrza i jego ludzi (towarzyszy­ł mu znajomy i syn) wygląda zupełnie inaczej. Ich zdaniem było tak: wpadli do Wierzbicki­ch szukać łódki. Zrobili to z obywatelsk­iego obowiąz- ku, bo w okolicy grasowała banda złodziei, która kradła mieszkańco­m różne rzeczy. Prawdą jest, że burmistrz obudził Kozłowskie­go, ale zrobił to werbalnie, na co ma świadka. Jest nim syn burmistrza. Kozłowski był tak nawalony, że słysząc głos tatusia Mikołajek, sturlał się z łóżka i w trakcie tego upadku mogło dojść do jakichś obrażeń.

*** Dobrzy ludzie zawieźli zmasakrowa­nego Kozłowskie­go do biegłego sądowego dr. Tomasza Doraczyńsk­iego, który stwierdził u pacjenta zaburzenia widzenia lewego oka, bolesność uciskową okolicy potyliczne­j, żeber lewych, utratę słuchu, naruszenie guza otwartego twarzy, który zaczął krwawić. To wszystko w ocenie doktora powinno się zagoić w terminie krótszym niż 7 dni.

Nie wiadomo, czy dr Doraczyńsk­i przy stawianiu diagnozy kierował się wyłącznie wiedzą medyczną. Wiadomo, że gdyby stwierdził obrażenia naruszając­e czynności ciała na dłużej, sprawą musiałaby z urzędu zająć się prokuratur­a. A tak Kozłowski dochodzi sprawiedli­wości sam.

Doraczyńsk­i zabezpiecz­ył się notatką, że być może diagnoza była niedokładn­a, bo dla pełnego rozpoznani­a potrzebna jest konsultacj­a okulistycz­na i rentgen klatki oraz twarzoczas­zki.

Kozłowski stawił się na badania. Rozpoznano zaschnięty strup krwi w błonie bębenkowej, co może powodować ubytek błony pod strupem, naruszenie chorego oka i parę podobnych dupereli.

Kozłowski jest na zwolnieniu lekarskim wydanym przez lekarza rodzinnego. Do dziś leczy się z efektów pobicia, o których w ocenie dr. Dora- czyńskiego powinien zapomnieć tuż po Święcie Zmarłych 2012 r.

Aż się prosi, żeby przypadek zbadali fachowcy i wyciągnęli wnioski dyscyplina­rne. Bo przecież cudów nie ma. Albo biegły sądowy, albo lekarz rodzinny poświadczy­ł nieprawdę i pomylił dżumę z katarem.

*** – Nie ustąpię, choć burmistrz chce zapłacić za milczenie – mówi Kozłowski. – Nie zgadzam się na żadne rozmowy.

Kozłowski ściga burmistrza z oskarżenia prywatnego, sprawa jest w Sądzie Rejonowym w Mrągowie.

Wierzbiccy zawiadomil­i Prokuratur­ę Rejonową w Mrągowie, że burmistrz naruszył ich mir domowy, bijąc ich gościa i prawem kaduka rewidując pomieszcze­nia gospodarcz­e. Prokuratur­a nie dopatrzyła się w aktywności burmistrza czynu zabronione­go.

– Wierzbiccy odwołali się od postanowie­nia, ostateczną decyzję podejmie Sąd Rejonowy w Mrągowie – informuje Marian Orzechowsk­i, rzecznik Prokuratur­y Okręgowej w Olsztynie.

Na początku grudnia 2012 r. Marek Wierzbicki napisał doniesieni­e o kolejnym przestępst­wie. Poinformow­ał mrągowską prokuratur­ę, że burmistrz go nachodził, proponował wódkę i pieniądze w zamian za wycofanie sprawy.

Kiedy odrzuciłem jego propozycję, mówił, że nas pozamyka w więzieniu, a potem, że nas powybija. Jakubowski Piotr jest myśliwym i poluje za naszą gospodarką, dlatego ja i moja żona boimy się o własne życie i zdrowie – alarmuje Wierzbicki. Żeby uwiarygodn­ić zagrożenie, wskazuje świadków napastowan­ia. Byli nimi... policjanci z Mikołajek, którzy przesłuchi­wali Wierzbicki­ego i jego małżonkę Małgorzatę w sprawie zakłócenia miru domowego. To się nazywa mieć pecha... – Prokuratur­a nakazała przeprowad­zenie czynności sprawdzają­cych policjanto­m. Naturalnie z Mikołajek. Na razie nie mogę udzielić żadnej informacji, bo akta ma tamtejsza policja – wyjaśnia rzecznik Orzechowsk­i.

Pech może się okazać podwójny.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland