Awantura o nagrody dla marszałków Sejmu i Senatu
Marszałek Ewa Kopacz przyznała sobie i zastępcom ćwierć miliona złotych rocznych nagród. Kopacz dostała 45 tys. zł, a wicemarszałkowie Cezary Grabarczyk (PO), Marek Kuchciński (PiS), Wanda Nowicka (Ruch Palikota), Eugeniusz Grzeszczak (PSL) i Jerzy Wenderlich (SLD) po 40 tys. zł. Sprawę ujawnił „Super Express”. Marszałek Sejmu, ratując twarz, wstrzymała na przyszłość fundusz premii do końca kadencji. Wszyscy zadeklarowali, że pieniądze oddadzą na cele społeczne. Klub Ruchu Palikota wycofał poparcie dla Wandy Nowickiej jako wicemarszałka Sejmu. Dziennik poinformował też, że marszałek Senatu Bogdan Borusewicz przyznał sobie 50 tys. zł nagrody. Trzech jego zastępców otrzymało po 27 tys. zł.
– Paranoja! Nie dziwiłbym się, jakby pobrali premie i oddali na buty dla dzieci w świetlicach środowiskowych. Ale przecież pewnie ledwo łączą koniec z końcem – komentuje Krzysztof (http://ku-rodzinie-szczesliwej.blogspot.com).
– Parlamentarnych podwyżek nie było w Polsce od blisko 20 lat. Proszę pokazać mi grupę społeczną – choćby górników czy kolejarzy – którzy po blisko dwóch dekadach zamrożonych pensji nie wyszliby na ulicę. Parlamentarzyści jakoś – w przeciwieństwie do zawodowych ulicznych wychadzaczy, w rodzaju Piotra Dudy – jakoś nie wychodzą… – broni premii senator Jan Libicki (http://jflibicki.salon24.pl)
– Pan tak serio z porównywaniem pracy posłów do pracy górników i kolejarzy oraz porównywaniem pensji? – pyta bloger Łukasz Mróz ( http:// l ukaszmroz. salon24. pl). – Poleciał pan po bandzie. Proszę bardzo, wyjdźcie na ulice. Albo mam lepszy pomysł – niech Pan pojedzie pod którąś z kopalń i zacznie domagać się podwyżki. Tylko najpierw niech Pan zjedzie na dół i zobaczy jak wygląda praca górnika, prześpi się z tym, a dopiero później strajkuje.
– Złościć się na panią Marszałek nie umiem i nie chcę. Przecież należy jej się. Choćby za to niedawne trzymanie kciuków za Bartosza Arłukowicza, który musi się zmagać z nieokiełznaną materią służby zdrowia. A przecież pani Marszałek wie, że „w służbie zdrowia kolejka zawsze musi być”. Podobno jest jakiś kryzys. Tak się często słyszy, ale przyjemnie jest widzieć, że chyba nie jest jednak tak źle, skoro rządzący tyle jedzą. Na pewno gdyby było bardzo, bardzo groźnie, to oni by oszczędzali, prawda? – ironizuje Marcin Kacprzak (http://niewierzepolitykom.salon24.pl).
– W ubiegłym roku premier i podlegli mu ministrowie wypłacili w sumie ok. 20 milionów złotych nagród swoim podwładnym. To i tak mało w porównaniu z rokiem 2011, kiedy na premie urzędasów poszło 71 milionów! Ministrowie rok w rok wynagradzają swoich. Zielona wyspa rzeczywiście istnieje. Dla nielicznych – komentuje Paweł Krysiński (http://kontrazlewej.blogspot.com).
– Jeśli ktoś dobrze pracuje, premia się należy. Bezdyskusyjnie! Biorąc pod uwagę kraj jako firmę, za jej kiepską kondycję, jako prezes nie nagrodziłbym premią żadnego z menedżerów. Fatalna kondycja służby zdrowia, rosnące bezrobocie. Resztki przyzwoitości powinny skłonić do odsunięcia się od koryta... – pisze Wykluczony (http://wykluczony.bloog.pl)