Kolumbowie. Rocznik 30. Z ŻYCIA SFER POLSKICH
150. rocznica wybuchu Powstania Styczniowego przywraca pamięć o tym wielkim zrywie patriotycznym i równie słusznie zestawia dramat roku 1863 z warszawskim sierpniem roku 1944. Natężenie narodowych emocji było w obu przypadkach skrajnie wysokie, skala ofiary porównywalna i skutek tak samo romantyczny, czyli niewymierny.
Niezwykłą atmosferę narodowej jedności i solidarności, panującą w Warszawie kilkanaście miesięcy przed wybuchem Powstania Styczniowego, przejmująco opisał Władysław Mickiewicz, syn wieszcza, w listach do narzeczonej. Mickiewicz, odbywający sentymentalno-dziennikarską podróż do ojczyzny Ojca, był świadkiem poruszających serca wydarzeń i pieczołowitym sprawozdawcą. Pozostawił trzytomowe „Pamiętniki”, kilka tygodni temu, na czas, wydane przez „Iskry”.
„To był pierwszy w dziejach wypadek, kiedy Żydzi śpiewali w synagogach hymn, w którym błagano Boga o wyzwolenie Polski. Represje Rosjan stawały się coraz gwałtowniejsze (...). W kościołach śpiewa się Boże coś Polskę i wzruszenie panuje ogólne. To bunt moralny, świadczący o jedności narodu i bezużyteczności wysiłków w kierunku wynarodowienia. Polska, zrozpaczona nieuleczalną ślepotą Rosjan, straciła cierpliwość, powstała... Jakże cudownych wzruszeń doznaje się w Warszawie. Powietrze przesycone wiarą i patriotyzmem” – notował z przejęciem. Była jesień roku 1861! Do wybuchu Powstania jeszcze było daleko, lecz atmosfera w Warszawie była nie tylko podniosła, była wybuchowa. Lont już płonął, zaś jego zarzewiem dla wielu Polaków było Powstanie Listopadowe roku 1831.
„Pięcioletni chłopiec idzie z ojcem. Jest ubrany w czamarkę, na głowie ma konfederatkę. Przechodzi koło posterunku. Żołnierze patrzą na niego ciekawie. Nagle malec staje przed nimi, odsłania dziecinną pierś i woła słabym głosikiem: Patrzycie na mnie i dlaczegóż nie strzelacie. Później widziałem dzieci w tym wieku, które aresztowano za noszenie stroju narodowego”. Przejmujące są opisy pogrzebów ofiar zastrzelonych lub zmarłych z odniesionych ran. „Manifestacje warszawskie – pisze Mickiewicz – lepiej dają poznać duszę chrześcijan z rzymskiego cyrku niż wszystkie tomy teologii”. Emocje bogoojczyźniane narastały, ale rósł też rosyjski terror. „Około czterech tysięcy ludzi aresztowano w kościołach (...). Kościoły sprofanowane i niesprofanowane zamknięte aż do nowego rozkazu”.
Nie było możliwości, aby nadchodzący nieuchronnie antyrosyjski zryw zatrzymać. Wszystko wydawało się ułożone zorganizowane, poukładane, gotowe. Tak się wydawało...
Jak kiepsko się jednak w tym Powstaniu poukładało, ukazuje nam powstańczy epizod: morska wyprawa litewska, którą Władysław Mickiewicz obserwował z bliska, przez powstańczy rząd mianowany emisariuszem w Szwecji. W Malmö Mickiewicz miał wsiąść na pokład angielskiego statku „Ward Jackson”, który wiózł na Litwę 180 powstańców, karabiny i trzy armaty. Oddział pozostawał pod komendą pułkownika Teofila Łapińskiego. „Karygodną było rzeczą, że tak ważne dowództwo powierzono temu podejrzanemu pijakowi” zapisał Mickiewicz. Zamiast trzymać cel wyprawy w sekrecie, powstańcy udzielili wcześniej dumnych wywiadów gazetom niemieckim i francuskim. Rosjanie mający sprawny wywiad, bez trudu spowodowali, że nieposiadający odpowiednich dokumentów angielski okręt, gdy tylko wpłynął na Bałtyk, zaczął się nagle bezradnie tułać między Kopenhagą a wybrzeżem Szwecji. Nigdy rzecz jasna nie dotarł do Kurlandii, a płynący na odsiecz Powstaniu ochotnicy zostali przez kapitana i załogę statku porzuceni w Danii. Kolumbowie, rocznik 30.
Kilka lat temu, 1 sierpnia, w kolejną rocznicę Powstania Warszawskiego, jeden ze znajomych umówił się z ojcem powstańcem, że spotkają się po oficjalnych uroczystościach w Ogrodzie Saskim. Wyznaczyli sobie punkt kontaktowy, ale odnaleźli się po ponad godzinie. – Jeśli tak się organizowaliście w Powstaniu, to jak mogliście je wygrać? – kpił z ojca syn zgryźliwiec. Wredny? Pewnie tak, ale czy młody starego zrozumie?
henryk.martenka@angora.com.pl