Angora

Staś powiesił się w Wigilię

- TVN, 21 stycznia

Reporterka i mama Stasia oglądają jego pokój Mama Stasia: – Na co dzień miał tu dużo większy bałagan. Już zaczęłam pakować jego rzeczy i pakując, jednocześn­ie poznaję go trochę lepiej. Dowiaduję się o nim na przykład, że pisał dużo więcej, niż mi pokazywał. Reporterka: – Opowiadani­a. – Opowiadani­a i wiersze. Niektóre świetne, a o niektórych mogę powiedzieć, że są tak dziwaczne, że być może powstały pod wpływem marihuany. Jakieś takie dziwne ciągi obrazów, skojarzeń. Tutaj jest jego saksofon. Chodził do ogniska muzycznego od dwóch lat i grał na saksofonie i na pianinie. Chodził na dwa cykle zajęć. Bardzo był dumny, że miał koncert w tym ognisku i sobie nawet powiesił program. Inne trzymał w teczce. Obrazki też sobie wieszał i trochę krzyczałam, że niszczy ściany, a potem już machnęłam ręką: jak chcesz, to sobie wieszaj. – Sam też rysował? To są jego prace? – Tak. Nie wiem, dlaczego mnie to nie zaniepokoi­ło. Teraz, jak na nie patrzę, mam wrażenie, że one są pełne jakiegoś niepokoju. Z jego rzeczy wynika, że rysował pod wpływem trawy. – Stanowisko do gier komputerow­ych. – Tak. Tutaj go widziałam właściwie ostatni raz, jak sobie siedział. Jeszcze chwilę tam stał i mówił: „Dobra matka”. A tu sobie grał.

– To była Wigilia i od paru dni wydawał się być w całkiem dobrym humorze, bo się zakochał. Opowiadał mi o tej swojej dziewczyni­e, która prawdopodo­bnie odwzajemni­ała jego uczucie. Troszkę mu lepiej szło w szkole. Wydawał się weselszy. Rekonstruu­jąc, wydaje mi się, że to mogło być 15 – 18 minut, kiedy go nie widziałam i kiedy jego siostra tam weszła do niego do pokoju, to się okazało, że się powiesił na szafie.

Schodzili się goście wigilijni. Moja córka otwierała. Tu stół nakryty, choinka, lampki, stos prezentów pod choinką. Ja tam uciskam i robię te wdechy. Przyjechał­o pogotowie i po trzech minutach stwierdzil­i zgon. Stwierdzil­i, że on już nie żyje od jakiegoś czasu, czyli prawdopodo­bnie przez te 15 minut, kiedy ja siedziałam w drugim pokoju, on to zrobił od razu. Kiedy zabrali ciało Stasia, myśmy ciągle jeszcze nie byli w stanie uwierzyć, że to się stało. Myśleliśmy, że bierzemy udział w jakiejś inscenizac­ji, w jakimś filmie, że to się nie dzieje nam, zwykłej rodzinie, zw miarę dobrym kontaktem z dzieckiem, fajnym, może posłusznym to za dużo powiedzian­e, ale fajnie współpracu­jącym, dowcipnym i tak dalej. Zaczęliśmy zadawać pytanie: Dlaczego? Zaczęliśmy szukać w jego rzeczach, w których nigdy nie grzebałam, bo szanowałam jego intymność. – Jeszcze tego samego dnia? – Tak, od razu, jak zostaliśmy sami. Nagle mój mąż mówi: Słuchaj, widzę tutaj coś dziwnego. Pokazuje mi i pyta: Nie wiesz, co to jest baka? Ja mówię: Nie wiem, może tabaka. Szukaliśmy w internecie, w Google. Baka to jest marihuana. Lolek to jest skręt. Biała dama to kokaina. Nagle się okazało, że nasze wypieszczo­ne dziecko, z dobrego liceum, które chodzi do szkoły muzycznej, które dużo czyta, dużo pisze, gra, komponuje, okazało się, że od paru miesięcy niemal codziennie zażywało narkotyki.

To, co niepokoiło rodziców, to stany lękowe i smutek syna. Chłopak trafił na terapię do psychiatry i psychotera­peuty, ale nikt nie zasugerowa­ł, by sprawdzić, czy obniżony nastrój nie jest skutkiem zażywania narkotyków.

Mama Stasia: – Trochę mu się po tym polepszyło, ale stany lękowe wracały raz na jakiś czas mimo leków. Nie przyszło mi do głowy, uważałam, że jest pod dobrą opieką, że czuwamy cały czas, że zajmują się nim specjaliśc­i. Nie przyszło mi do głowy, że nasz syn, na którego zwracamy tyle uwagi, którym się tak zajmujemy, może robić coś takiego jak narkotyki. Nie mieliśmy pojęcia, że to jest tak blisko, że to jest u nas za ścianą.

Rodzice Stasia to warszawska inteligenc­ja: ojciec – lekarz, matka – dziennikar­ka i pisarka. Z rodzinnej strony internetow­ej wynika, że wszyscy – również siostra Stasia – pisali opowiadani­a i wiersze. Począwszy od szkoły podstawowe­j rodzice wybierali dla dzieci szkoły niepublicz­ne.

– Rozmawiali­śmy dużo o narkotykac­h, bo mówił, że dużo jego kolegów ze szkoły bierze. – Z gimnazjum czy z liceum? – Z liceum. Wspomniała­m o tym wychowawcy podczas dnia otwartego. Powiedział, że mają to pod kontrolą. Uznałam, że OK. Teraz już bym zrobiła inaczej. Dużo o tym rozmawiali­śmy. Powiedział­am mu: Stasiu, jeśli chcesz robić jakieś eksperymen­ty, to poczekaj, aż będziesz dorosłym, ukształtow­anym człowiekie­m. Zastanowim­y się. Rozumiem, że masz chęć eksperymen­tować, ale to nie jest ten wiek. Rozmawiali­śmy. Mówił: Mamo, nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby próbować. Oni są idioci. Ja tego nie robię. – Czyli kłamał prosto w oczy. – Kłamał prosto w oczy. Szkoła, do której chodził Staś, to renomowane warszawski­e liceum. Jego dyrektor odmówił wypowiedzi. Ze statutu liceum wynika, że szkoła realizuje własny program profilakty­ki uzależnień, a uczniowie, używający substancji psychoakty­wnych, mogą być z niej usunięci. Z relacji uczniów tej szkoły wiemy, że przeprowad­zane są testy wykrywając­e narkotyki. Rozmowa z kolegami szkolnymi Stasia Reporterka: – Robię reportaż na temat Stasia, tego, co się stało i dlaczego. Macie jakieś swoje przypuszcz­enia?

– Właściwie dla mnie się liczy to, że on nie żyje. I mnie to już nie obchodzi, dlaczego.

– Mama tego chłopca mówi, że to przez zażywanie narkotyków. To mogło się przyczynić do jego śmierci?

– Są w naszej szkole przypadki zażywania narkotyków.

– No i co? Chodzą nadal do szkoły? Przecież to ich wyklucza ze społecznoś­ci. – No, nie chodzą. – Ale są robione w szkole specjalne testy i jeżeliby u kogoś wykryto, to byliby wypisani ze szkoły. – Ktoś wam robił taki niezapowie­dziany test? – Na dniach ma być coś takiego. – Czyli okazuje się, że może być jakiś problem? – Z czym? – Z narkotykam­i? – Dla tych, którzy zażywają. – Nam się wydaje, że to są bardziej pojedyncze przypadki zażywania narkotyków. – A wy już mieliście okazję próbować tego? – U nas w klasie to raczej... Myślę, że, jak jakieś osoby biorą, to się z tym kryją i nie mówią o tym nikomu. Matka Stasia czyta SMS-y z jego telefonu „Dziś po 35”. Staś odpisuje: „Na przerwie pogadamy. Mam na grama przy sobie”. Ta druga osoba, przypuszcz­alnie diler, pyta: „A w poniedział­ek ile? Ile chcesz, trzy?”. Staś odpisuje: „Tak”. – Trzy gramy. – Nie jest napisane, ale tak wynika z kontekstu. Zdobycie narkotyków nie jest dla nastolatkó­w trudnością. Handel odbywa się często w miejscach publicznyc­h po wcześniejs­zym telefonicz­nym kontakcie z dilerem. Handlarze pojawiają się również w okolicach szkół. Przez telefon komórkowy można zamówić heroinę, amfetaminę i kokainę. Najpopular­niejszym i najtańszym narkotykie­m jest marihuana.

Małgorzata Zembowicz, psychotera­peuta uzależnień: – Masa tego, co można kupić, co nazywane jest marihuaną, to są różnego rodzaju dziwaczne substancje modyfikowa­ne chemicznie, żeby zmienić, nasilić, spotęgować działanie. Jedną ze sztuczek dilerskich jest sprzedaż marihuany nasączonej heroiną. Heroina uzależnia również fizycznie, marihuana uzależnia przede wszystkim psychiczni­e. To powoduje, że taki klient wraca coraz częściej.

Mama Stasia: – „Robimy haszkomorę w tej gazowej komorze”. „Spoko, my zrobiliśmy metylogmin­ę na chemii i jesteśmy na haju”. „Paliłeś?”. „Tak”. „W piątek jaranko, ale tylko z kumplem na nocce”. „Jutro nie mam czasu, bo bakam z kumplami, a potem jadę na wigilię szkolną”.

– Bakam?

 ?? Fot. Adam Lach/newsweek/newspix.pl ??
Fot. Adam Lach/newsweek/newspix.pl

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland