Podróż zakończona na latarni
Oskarżony biskup nie jest zadowolony z przyjęcia, jakie „zgotowali mu” dziennikarze w sądzie. Stara się jednak zachować kamienną twarz. Jego adwokat opędza się przed mikrofonami i kamerami. – Komentarz dopiero po zakończeniu procesu – rzuca krótko mecenas.
Duchowny Piotr J. niezbyt pewnie czuje się także na ławie oskarżonych. Jego obrońca od razu składa wniosek o wyłączenie jawności procesu. Będzie rozpatrywany bez udziału mediów. W rezultacie sąd postanowił, że utajnione zostaną tylko wyjaśnienia oskarżonego.
Wiadomo natomiast, co biskup powiedział w ostatnim słowie:
– Kryzys, który przeżywam, ma konsekwencje prawne i właśnie je ponoszę. Oby był on dla mnie kryzysem wzrostu i teraz pomógł mi rozwinąć się w swoim człowieczeństwie, kapłaństwie i biskupstwie.
20 października ubiegłego roku Piotr J., biskup pomocnicy archidiecezji warszawskiej, wracał samochodem ze swojej daczy pod Warszawą. Wcześniej – jak później przyznał – wypił trochę whisky. Na tyle jednak dużo, że w centrum stolicy stracił panowanie nad swoim autem i toyota yaris zatrzymała się na... latarni. Badanie na zawartość alkoholu w organizmie sprawcy wypadku wykazało ponad 2,5 promila.
Dwa dni później Piotr J. wydał oświadczenie. Duchowny nie miał wątpliwości: „Nie powinienem kiero- Oskarżony: Piotr J. (57 l.) O: kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości Sąd: Edyta Dzielińska-Wolińska, Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia. Oskarżenie: Tomasz Dems, Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście-Północ.
Obrona: Michał Skwarzyński wać samochodem pod wpływem alkoholu”. I przeprosił wszystkich, których zgorszył swoim czynem, w szczególności wiernych archidiecezji, których zaufanie zawiódł. „To jednak się stało, dlatego też oddaję do dyspozycji Ojca Świętego moją posługę biskupa pomocniczego archidiecezji warszawskiej” – napisał.
Przyznał także, że ma kłopoty z alkoholem i jest skłonny leczyć się oraz dobrowolnie poddać karze. Zaproponował dla siebie 8 miesięcy pozbawienia wolności zamienione na 20 godzin prac społecznych miesięcznie oraz zakaz prowadzenia sa- mochodu przez 4 lata. Miał też nadzieję, że przyspieszona rozprawa odbędzie się bez jego udziału.
Sąd postanowił jednak inaczej. Sędzia Edyta Dzielińska-Wolińska wyznaczyła termin normalnej rozprawy, na którą został wezwany zarówno oskarżony, jak i świadkowie. W minioną środę biskup przyjechał do sądu metrem.
Po złożeniu swoich utajnionych wyjaśnień usłyszał, co w tej sprawie ma do powiedzenia prokurator. A zdaniem oskarżyciela stopień społecznej szkodliwości tego czynu był znaczny. – Zwłaszcza że oskarżony sam przyznał, że odcinek drogi, jaki przejechał tego dnia, był długi.
– I tylko przypadek, los czy opatrzność boska – w zależności od światopoglądu – spowodował, że na drodze oskarżonego stanęła latarnia, a nie człowiek – powiedział prokurator Tomasz Dems.
– Oskarżony w pełni zrozumiał naganność swego czynu. Wydaje się, że poniósł karę – całkowicie lub w części utracił zaufanie społeczne. Teraz czeka go dużo pracy, aby to zaufanie odzyskać.
Mecenas Michał Skwarzyński zaapelował natomiast do mediów, żeby nie wydawały pochopnie wyroków, tylko informowały, bo taka jest ich rola. Ksiądz biskup natomiast, zdaniem adwokata, zachował się jak nikt nigdy dotąd – złożył oświadczenie z publicznymi przeprosinami i wyraził wolę poddania się karze.
– Taki czyn popełniali już zarówno posłowie, adwokaci, prokuratorzy, jak i inne osoby publiczne. Nikt jednak tak się nie zachował po tym przykrym zdarzeniu, jak mój klient, a media tego nie doceniły. Należy sądzić nie biskupa, jak próbują to przedstawić media, ale człowieka, który popełnił błąd – powiedział w mowie końcowej obrońca kościelnego dostojnika.
W miniony piątek zapadł wyrok. Biskup Piotr J. skazany został na 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata, 2,4 tys. zł grzywny i 4 tys. na Fundusz Pomocy Postpenitencjarnej oraz 4-letni zakaz prowadzenia pojazdów. Taką karę uzgodnił wcześniej biskup Piotr J. z prokuratorem.