Kara więzienia zamiast... Nagrody Nobla
Papugi – gaduły
Bandyta z Lublina zastraszył sprzedawczynię w Czubach, po czym ukradł ze sklepu kilka paczek papierosów i flaszek alkoholu. Łup zawinął zaś w foliówkę z wizerunkiem kolorowych papug. I to właśnie ta charakterystyczna torba, niesiona pod pachą, zwróciła uwagę policjantów jakąś godzinę później... Na podst. „Polski Kuriera
Lubelskiego”
Mania zakochania
Co najmniej 80 razy policjanci z Elbląga zatrzymywali porzuconą panią, która pod oknem byłego chłopaka odgrywała sceny rozpaczy, wściekłości i miłości – na przemian. Do tego wzmacniała je rzucanymi w stronę budynku jabłkami i kamieniami. I to mimo sądowego zakazu zbliżania się doń. W pełni poczytalna twierdzi, że skoro kocha, to ma prawo do demonstrowania uczuć, ot co.
Na podst. „Dziennika Wschodniego”
Matka Joanna od matołów
Dziewięć zarzutów oszustwa usłyszała z kolei pomysłowa kombinatorka z Lipna, po tym jak przywłaszczyła sobie 2800 zł, siedem złotych obrączek i pierścionek. Wydębiła je od ludzi w ciekawy sposób, bo pod pretekstem... leczenia jęczmienia u dziecka. W rzeczywistości za sprzedaną biżuterię regulowała rachunki swego faceta.
Na podst. „Nowości”
Stary człowiek i może
71-latek z Hrubieszowa tak się zezłościł na śnieżący telewizor, że wystawił go przez okno... z czwartego piętra. Odbiornik spadł na stojącego pod blokiem opla. – Nie zdążyłam go zatrzymać, bo wszystko działo się błyskawicznie – relacjonuje żona nerwusa. Nie wiadomo, czy szybkości, siły i ikry starszego pana nie wzmocnił alkohol, gdyż stanowczo odmówił on badania alkomatem i przewiezienia do szpitala.
Na podst. „Tygodnika Zamojskiego”
Onanizator-ekshibicjonista
Za „prezentowanie innych (autoerotycznych) czynności seksualnych małoletnim” trafił do aresztu 59-letni bełchatowianin. Owo malownicze określenie w praktyce oznacza, że onanizował się w aucie, patrząc na przechodzące obok, kilkunastoletnie dziewczynki. Za ten czyn przez najbliższe 12 lat może oglądać jedynie panów.
Na podst. „Tygodnia Trybunalskiego”
Wersalka olaboga!
Rozczulającą wręcz niefrasobliwość i brak wyobraźni pokazał mieszkaniec Leszna, który – żeby się ogrzać – podpalił własny tapczan. W mieszkaniu. W efekcie ogień zniszczył cały jego dobytek i zagroził sąsiadom, których uratowała dopiero dwugodzinna akcja trzech zastępów strażaków. Straty wyceniono na 5 tys. zł. Na podst. „ABC”
SZPERACZ Oskarżony: Jerzy T. (63 l.) O: oszustwa Sąd: SSO Maria Lewandowska – Sąd Rejonowy w Bydgoszczy Oskarżenie: Robert Błażejowski, Prokuratura Okręgowa w Bydgoszczy Obrona: Krzysztof Lesiak, Przemysław Król terapię stosuje się już na świecie od 1989 roku w USA i od pewnego czasu także w Europie Zachodniej. Moje wyniki leczenia klinicznego zostały opublikowane w międzynarodowych periodykach. W tych artykułach – wspólnie z moimi współpracownikami z USA iz Francji – wykazuję, że w przypadkach nieuleczalnego guza mózgu, genoterapia oznacza szansę na przedłużenie życia od 2 do 3 lat! Tymczasem metody klasyczne pozwalają zaledwie na rok przeżycia chorego!
Jerzy T. wyjaśnił też w skrócie, co to jest genoterapia.
– To technika pozwalająca skorygować funkcje genów odpowiedzialnych za rozwój choroby, także nowotworowej.
Oskarżony przyznał też przed sądem, że w latach 2003 – 2005 był odpowiedzialny za realizację międzynarodowego biomedycznego programu NATO i złożył w 2006 roku tamtejszym władzom w Brukseli raport z wyników, które osiągnął m.in. w Bydgoszczy, ale też we Francji i w USA.
– Od 2009 roku kontynuujemy ten program w Afryce Północnej – pochwalił się też oskarżony naukowiec.
Wyjaśnił również, że wbrew zarzutom zawartym w akcie oskarżenia nigdy nikogo nie wprowadzał w błąd co do możliwości wieloletniego wydłużenia życia.
– Pacjenci i ich rodziny byli informowani o eksperymentalnym charakterze tej terapii. Nasza metoda ciągle zresztą nosi nazwę eksperymentalnej, podobnie jak radioterapia po wprowadzeniu badań przez Marię Skłodowską-Curie – przekonywał sąd.
Badania Jerzego T. oceniał przed sądem świadek Tadeusz P., doświadczony chirurg.
– To nie jest metoda, którą można ocenić już dzisiaj. Należy ją kontynuować i dalej prowadzić badania, bo to jedna z metod leczenia nowotworów złośliwych. Jerzy T. drukował swoje publikacje w specjalistycznych czasopismach o dużej randze i dużym autorytecie. Trzeba
Przyznano mu na to pieniądze z Komitetu Badań Naukowych. Grant opiewał na sumę 300 tysięcy złotych. Jerzy T. przez dwa lata kierował specjalnie dla niego utworzoną bydgoską Katedrą i Zakładem Genoterapii Collegium Medicum.
Jednak o naukowcu zrobiło się jeszcze głośniej, kiedy wyszło na jaw, że „nobliwy profesor” brał od rodzin chorych na raka grube pieniądze za eksperymentalną szczepionkę. Kiedy po reportażu „Handlarz nadziei” w „Gazecie Wyborczej” oraz informacjach pacjentów sprawą zainteresowała się prokuratura, doktora Jerzego T. nie było już w kraju. Wysłano za nim europejski nakaz aresztowania i Interpol ustalił, że mieszka i pracuje we Francji. W Polsce natomiast okazało się, że nie ma żadnego tytułu profesorskiego, choć tak był przez wszystkich tytułowany.
W lipcu 2009 roku Jerzy T. dobrowolnie pojawił się w Prokuraturze Okręgowej w Bydgoszczy. Nie przyznał się jednak do postawionych mu zarzutów i odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. Rok później rozpoczął się jego proces.
Z aktu oskarżenia wynikało jednoznacznie, że Jerzy T. wyłudził 80 tysięcy złotych od siedmiu pacjentów oraz próbował wyciągnąć pieniądze od kolejnych siedmiu.
Wielka nadzieja medycyny
Oskarżony Jerzy T. nie grzeszył przed sądem skromnością. Na pierwszej rozprawie opowiadał o swoich dokonaniach naukowych. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, że od lat jest cenionym na całym świecie wybitnym naukowcem.
– Przyjechałem do Polski po 25 latach nieobecności w kraju, żeby wprowadzić tutaj nową technikę leczenia nowotworów. Geno- jednak wiedzieć, że chorzy i rodziny chorych, których nie udało się wyleczyć, tworzą ogromną presję na leczących...
Z kolei inny świadek, lekarz z Collegium Medicum UJ w Krakowie, zeznał:
– Liczba pacjentów, których leczono tą szczepionką, była zbyt mała, aby można było określić, czy była przydatna, czy nie. Natomiast tylko z prasy wiem, że Jerzy T. żądał pieniędzy od pacjentów i rodzin za jej wyprodukowanie.
Raty i upusty
O kontaktach z oskarżonym opowiadali przed sądem ci, którzy chcieli ratować swoich najbliższych. Jego szczepionka miała być dla nich ostatnią nadzieją. Świadek Nina K.: – Zakupiłam u pana Jerzego T. szczepionkę dla mojego męża. Dowiedziałam się, że będzie to kosztować 30 tysięcy złotych. Jako że nie było mnie stać na jednorazową wpłatę, poprosiłam o rozłożenie na raty. Profesor wyraził zgodę. Pierwszą ratę w wysokości 10 tysięcy złotych wpłaciłam w Krakowie, a później przelałam 2500 euro na podane przez Jerzego T. konto bankowe we Francji.
Mąż Niny K. nie przeżył. Czy czuje się oszukana?
– Jeżeli te pieniądze, które wpłaciłam, uratują komukolwiek życie, to nie czuję się pokrzywdzona. A jeżeli nie uratują nikogo, to tak: czuję się bardzo pokrzywdzona. Świadek Piotr K.: – Moja córka Ewelina chorowała na glejaka mózgu. Wiedziałem, że nie ma dla niej specjalnej nadziei. Pochowałem ją 5,5 roku temu. Wcześniej jednak zapłaciłem oskarżonemu 16 tysięcy złotych. Kiedy córka umarła, zadzwoniłem do Jerzego T. i powiedziałem mu coś o honorze. Zwrócił nam wtedy 4100 euro, ale pieniądze przesłał na konto z bezczelnym hasłem: „prezent urodzinowy”. Później rozmawiałem z nim już po tym artykule w „Gazecie Wyborczej”. Powiedział mi wówczas, że został strasznie oczerniony i już nigdy nie przyjedzie do Polski leczyć.