Postępowanie moralnie naganne
– A co oskarżony mówił panu o szansach na przeżycie córki? – chciał ustalić obrońca Jerzego T.
– Powiedział, że może przedłużyć życie Eweliny o 2 – 3 lata. Świadek Natalia M-G.: – Sytuacja mojego brata była beznadziejna, ale usłyszałam o tej genoterapii i dostałam kontakt do Jerzego T. Później dowiedziałam się, że koszt tej terapii jest bardzo duży, bo trzeba opłacić pracowników i kupić sprzęt do laboratorium. Wyszło, że muszę zapłacić 16 tysięcy złotych. Wówczas przedstawiłam trudną sytuację mojej matki, która sama wychowywała brata. Chciałam trochę wymóc na profesorze obniżkę. I zgodził się. Zmniejszył kwotę do 8 tysięcy złotych i powiedział, że resztę wyłoży z własnej kieszeni... Świadek Leszek M.: – Rozmawiałem z oskarżonym na terenie szpitala w Bydgoszczy. Chodziło o szczepionkę antyrakową. Jerzy T. obejrzał dokumentację choroby i uznał, że może zastosować tę metodę w przypadku mojej żony. Dowiedziałem się też, że będzie to kosztowało 12 tysięcy złotych. Od ręki dałem 8 tysięcy i powiedziałem, że resztę należności ureguluję po wynikach badań. Nie, nie pytałem wówczas o szansę przeżycia żony. W momencie kiedy Jerzy T. zapoznał się z dokumentacją i podjął się leczenia, było dla mnie jasne, że szanse są. Miałem prawo tak wnioskować, proszę wysokiego sądu. Kilka miesięcy przed śmiercią żony jej stan znacznie się pogorszył. Zadzwoniłem do Jerzego T. Kazał mi przyjechać do Bydgoszczy i zapła- cić pozostałe 4 tysiące zł. W trakcie tej rozmowy w ogóle nie interesował go stan zdrowia mojej żony. Odczułem, że to było poza jego zainteresowaniami. Zainteresowanie oskarżonego było tylko w jednym kierunku – „zapłać mi jeszcze 4 tysiące”. Ale już nie dałem ani grosza. Nigdy też nie odzyskałem wydanych wcześniej pieniędzy. Świadek Zenon N.: – Ode mnie Jerzy T. chciał 16 tysięcy za szczepionkę antyrakową dla żony. Miałem jednak pewne wątpliwości co do tego eksperymentu medycznego iw rezultacie pieniędzy nie wpłaciłem na konto oskarżonego. Ale on do mnie ciągle wydzwaniał, nalegając, żebym opłacił szczepionkę. Powoływał się na wcześniejsze ustalenia. Świadek Paweł K.: – Dowiedziałem się, że leczenie żony będzie kosztować 16 tysięcy złotych, ale za część zapłaci Ministerstwo Zdrowia. Wyszło, że mój „udział” to 8 tysięcy, ale tyle też nie miałem. Wówczas Jerzy K. powiedział, że z tej drugiej połówki uzyska jeszcze 50 procent z grantów. W rezultacie miałem przelać 4 tysiące na konto, którego numer profesor przesłał mi mailem. To była jakaś francuska fundacja. Zgodziłem się przelać pieniądze do Francji, bo bardzo chciałem uratować żonę. Nie czułem się też oszukany i wprowadzony w błąd, bo miałem świadomość, że jest to leczenie eksperymentalne i może pomóc, ale nie musi. Jedyne, co mnie zaniepokoiło, to to, że po podaniu tych szczepionek zostałem pozostawiony samemu sobie. Nikt nigdy nie wezwał żony na żadne badania, które miałyby potwierdzić skuteczność tej szczepionki.
Żona Pawła K. dostała trzy dawki, zmarła po 2 latach.
Rujnowanie własnej rodziny?
Oskarżonego bardzo dziwiły te zeznania.
– Nigdy nie uzależniałem podania szczepionki od zapłaty. Mało tego, w większości przypadków pokrywałem koszty pozyskiwania szczepionki z własnych środków, to jest z pieniędzy mojej rodziny. Już nie wspomnę o kwotach, które musiałem wypłacać laborantom, bo pieniądze, które otrzymywali oficjalnie za udział w badaniach, były wprost żenujące.
Jerzy T. wyjaśniał też przed sądem, że nigdy osobiście nie kwalifikował pacjentów do leczenia.
– Nie miałem uprawnień do leczenia w Polsce, dlatego trafiały do mnie głównie opisy poszczególnych przypadków. Każdy pacjent miał natomiast kontakt z lekarzem i od niego mógł się dowiedzieć, czy jakakolwiek zapłata warunkuje podanie szczepionki. Ode mnie mogły tylko pochodzić informacje o wysokich kosztach produkcji tej szczepionki. I mogłem też mówić o możliwości wpłat na konto Akademii Medycznej.
Zdaniem oskarżonego, jeżeli nawet były takie wpłaty, to jego osobiście nigdy „nie wzbogaciły”.
– Moje dzieci to nawet uważają, że taki naukowiec jak ja może tylko zrujnować własną rodzinę…
Prokurator wniósł o 2 lata pozbawienia wolności dla oskarżonego. Oskarżyciel nie miał wątpliwości co do winy Jerzego T. Zdaniem prokuratora, świadkowie, czyli osoby chore i ich rodziny, potwierdzili przed sądem, że oskarżony mówił wprost, że leczenie może być prowadzone bardziej efektywnie, ale najpierw muszą sfinansować ten eksperyment. Jerzy T. miał wprowadzić wszystkich w błąd, dając mylne wyobrażenie o potrzebie finansowania leczenia przez osoby bezpośrednio tym zainteresowane.
Obrona oczekiwała zaś uniewinnienia. Według adwokata Jerzego T. terapia prowadzona przez jego klienta była terapią ostatniej szansy, a on sam nigdy nikogo nie zapewniał o jej skuteczności. Poza tym jest uznanym i wybitnym naukowcem i oskarżyciel w żadnej mierze nie dowiódł jego szarlatanerii.
W rezultacie Sąd Rejonowy w Bydgoszczy skazał Jerzego T. na rok i cztery miesiące więzienia. Sędzia Maria Lewandowska uznała postępowanie oskarżonego za moralnie naganne. Wyrok nie jest prawomocny.
Za tydzień: Głuchoniemy Dariusz Ż. zgłosił się na komendzie policji i podał dyżurnemu kartkę: „Nie żyje babcia, zabita”. Dzień wcześniej bił matkę wyciągniętym z wersalki kijem przypominającym bejsbola. „Oblała mnie fala gorąca” – napisał śledczym na innej kartce.
W trakcie oględzin ustalono, że kobieta została zamordowana. Na głowie miała rany zadane młotkiem, który sprawca ( sprawcy) pozostawił na podłodze. Kilka dni później znaleziono świadków, którzy w rejonie „ Grunwaldu” widzieli dwóch młodych ludzi. Policji szybko udało się ustalić właściciela młotka, użytego do zbrodni. Był to mieszkaniec Międzyzdrojów. Widział kręcących się w okolicy dwóch młodych ludzi. Mieli 17 – 20 lat, byli ubrani w dresy koloru wody morskiej, jeden z nich miał ok. 180 cm wzrostu, drugi był o głowę niższy. Mężczyzna pożyczył nieznajomym młotek, który potrzebny był im do naprawy roweru. Najprawdopodobniej to właśnie ich widziano w pobliżu sklepu, w którym pracowała Maria Babska.
Przyszli zabójcy kręcili się po Międzyzdrojach od rana. Spacerowali po rynku, w okolicy, gdzie dokonano zbrodni. Można się domyślać, że
36