Rząd daje pieniądze na bilety do kina
Zaprzysiężenie to uroczyste, oficjalne lub nieoficjalne wygłoszenie zobowiązania wobec zgromadzonych świadków reprezentowanych często przez urzędnika lub osobę duchowną. W takiej sytuacji może się znaleźć każdy obywatel dowolnego państwa, na przykład podczas ślubu, zeznawania w sądzie lub przystąpienia do pełnienia obowiązków służbowych.
Jedną z najbardziej spektakularnych ceremonii jest obejmowanie władzy przez prezydenta Stanów Zjednoczonych. W ubiegłym tygodniu Barack Obama został dwukrotnie zaprzysiężony i to aż na trzy Biblie.
Uroczysta inauguracja prezydenta elekta w USA odbywa się zawsze dokładnie dwa i pół miesiąca po wyborach. 20 stycznia Obama został zaprzysiężony w Białym Domu, kładąc rękę na Biblii należącej do rodziny swojej żony. Dzień później zrobił już to oficjalnie na schodach Kapitolu. Obama wybrał aż dwie święte księgi – Biblię Lincolna i Martina Luthera Kinga.
Pierwsza była własnością słynnego prezydenta Abrahama Lincolna. To na niej trzymał rękę, gdy obejmował urząd prezydenta 4 marca 1861 roku. Obama już się nią raz posłużył – 20 stycznia 2009 r., gdy zwyciężył po raz pierwszy. Teraz jednak dołożył jeszcze drugi symbol – świętą księgę należącą do Martina Luthera Kinga, protestanckiego czarnoskórego pastora, laureata Pokojowej Nagrody Nobla, który z ogromną determinacją walczył o równouprawnienie Afroamerykanów i za to zginął.
Wybór tych dwóch osób na duchowych patronów uroczystości nie był przypadkowy. Obama często w swych wystąpieniach odwołuje się do idei głoszonych przez Abrahama Lincolna, wielkiego zwolennika zniesienia niewolnictwa. Jest też pierwszym czarnoskórym prezydentem Stanów Zjednoczonych w historii tego kraju, osiągnął więc to, o co walczył King.
Najbiedniejsi Brazylijczycy dostaną bon o wartości 25 dolarów miesięcznie, którym zapłacą za bilety do kina, teatru, muzeum, na koncert lub kupią książki, płyty bądź czasopisma. Tamtejszy rząd próbuje w ten sposób zmniejszyć przepaść kulturalną, jaka występuje między ubogimi a bogatymi w tym kraju. Zwolennicy takiego rozwiązania zachwalają go jako krok ku rozwojowi. Powołują się na gigantyczne zacofanie występujące poza centrami wielkich miast. 87 proc. obywateli tego blisko 200-milionowego państwa nie było w kinie, 92 proc. nigdy nie poszło do muzeum, a 78 proc. nie widziało spektaklu tańca. Aż 90 proc. miast i miasteczek nie ma tam ani jednej sali kinowej czy widowiskowej.