Kufereczek stóweczek
Dziesięć lat temu drwal pilarz z podgorzowskiej wsi, ojciec sześciorga dzieci, i mąż dorywczo pracującej żony wygrał szóstkę w totolotka. Co się zmieniło w jego życiu przez te lata?
Dorota: – Byłam akurat w pracy, gdy mąż przyjechał i powiadomił mnie, że wygrał w totolotka szóstkę.
Marek: – Na kimś, kto miał takie pieniądze, taka kwota nie zrobi większego wrażenia. Dla takiego szaraka jak ja, który nigdy nie widział tylu pieniędzy, to aż serce ściska z radości.
– Patrzę wokół i widzę, że miał pan wiele wydatków...
Marek: – Nadleśnictwo nie dba ostatnimi czasy o swoich pracowników i o swoje. Tu, gdzie mieszkam, było ich gospodarstwo. Ja to wykupiłem w zeszłym roku. I teraz widać, nawet po zewnętrznej elewacji, ile pracy i pieniędzy trzeba tu włożyć.
Sąsiedzi
– Ja w sprawie miejscowego milionera. Robi zakupy w tym sklepie?
Sklepowa: – Robi, jak normalny człowiek.
– A może kiedyś brał kilogram parówek, a teraz kupuje 10 kilogramów?
– Nie, nie. Nigdy się nie wywyższał, ani nikogo nie poniżał. Zachowywał się jak normalny człowiek.
– Ludzie mają jakieś oczekiwania wobec niego?
– Nikt mu nie zazdrości. Ludzie nawet zadowoleni byli, że to on wygrał. Tyle dzieci ma. Niech mu się wiedzie. Nigdy się tam nie przelewało.
– Mieszkacie państwo po sąsiedzku z milionerem. Jak teraz wyglądają wasze stosunki? Zazdrościcie mu trochę po cichu?
Sąsiedzi: – Nie. Dosyć biedy się najedli, niech mają jak najlepiej. Kiedyś żyli, bo żyli. Pieniędzy im brakowało, a czasy, jakie są, wiadomo. Żyjemy ze sobą w przyjaznych stosunkach. Sąsiad zaprosił, oczywiście, na poczęstunek.
10 lat później
– Powiedział pan, że nie zamierza zmienić zawodu. Chce wyremontować dom, wykształcić dzieci, by żyło się im lepiej.
Marek: – Tak też się stało. Dzieci mają wykształcenie, najmłodszy syn jeszcze się uczy. Już trójka moich pociech wyszła za mąż, ale jeszcze trójka została w domu. – Czy pieniądze dają szczęście? – W dzisiejszych czasach źle jest bez pieniędzy. Jednak kiedy jest ich za dużo, to ma się wielu wrogów. Nie zapomnę takiego pana Z. Bardzo, ale to bardzo mnie rozczarował. Wyciągnął ode mnie kupę kasy. Jakieś pół miliona.
Dostawałem też listy od nieznajomych z prośbą o pomoc. Oto jeden z nich: „ Proszę o wsparcie mnie finansowo, ponieważ moje długi rosną, a mnie jest ciężko się z nimi uporać. Są to opłaty za wodę, gaz, raty za samochód. Ich wartość sięga około 13 tys. złotych. Ciągle myślę o tych opłatach. Denerwuję się i nie mogę spać. Proszę mi pomóc wyjść na prostą. Jeżeli nie, to bardzo przepraszam”.
– Gdybym wiedział, że spotkam oszustów na swej drodze, to wolałbym pieniądze dać tym, którzy pisali listy, bo oni naprawdę potrzebowali wsparcia. A podarowałem takiemu… Już tych pożyczonych pieniędzy na pewno nie zobaczę.
– Czym pana ujął? Na jaki haczyk pana wziął?
– Podawał się za dobrego wujka. Miał być takim kolegą od serca. No i kolegowaliśmy się. Ja jeździłem do niego, on do mnie. I tak naciągnął mnie na kupę kasy. A ja po sądach nie będę się z nim włóczył.
– Ale te pół miliona? Przecież nie wyjął panu z kieszeni...
– Pożyczyłem wielu osobom. Najsumienniejsza w oddawaniu jest rodzina. A obcy… Nie wiem, jak można wziąć od kogoś i nie oddać!
– Pani Doroto, czy pieniądze uczyniły panią szczęśliwą?
Dorota: – Tylko wrogów się narobiło. Są nimi tacy, którzy przyszli pożyczyć, ale oddać im niespieszno. Jest takich kilku. Omijają łukiem naszą chałupę.
– Czy przez te 10 lat z czegoś pani skorzystała? Coś takiego ekstra? Może ciuchy, wczasy, biżuteria?
– Nie. Tylko pojechaliśmy do rodziny męża nad morze, a dzieci na kolonie.
– Zmieniły się żywieniowe obyczaje?
– Nie. Lubiliśmy kaszankę i dziś ją też lubimy. Tak jak było, tak jest. Co jest, to się je. – Ale kuchnia się zmieniła. (Śmieje się) Tak. Trzeba było ją wyremontować. – A mąż się zmienił? – Nie, wcale. – Mówił mi pan, że oprócz najpotrzebniejszych rzeczy zagospodaruje pan część pieniędzy, wkładając je do banku…
– Tak też zrobiłem. Nadal na mnie pracują. Jedna pani oddaje mi pieniądze, które jej mąż pożyczył ode mnie i przehulał, a ona musi teraz spłacać jego dług. To wszystko było legalnie załatwiane i komornik teraz nad tym czuwa. Wiem, że ma chore dziecko. Takich ludzi mi szkoda, ale tych, którzy nie potrzebowali kasy, a mnie naciągnęli, nie rozumiem i mam im za złe takie potraktowanie.
– Ilu osobom pan pożyczył? I czym się pan kierował?
– Po prostu sumieniem. Wiedziałem, że potrzebowali, a potem mnie tak przekręcili. Dużo było takich osób. Jedna pani oferowała wody do picia, była chyba wolontariuszką. Pożyczyłem jej 50 tysięcy i ślad po niej zaginął. Nie wiem nawet, gdzie jej szukać. A ten pan Z., o którym wspomniałem, wcześniej starał się być moim przyjacielem. Znaliśmy się, zanim wygrałem milion, ale przez pewien czas nie mieliśmy kontaktu. Pojawił się ponownie w moim życiu, kiedy trafiłem „szóstkę”. Moim dzieciom kazał mówić do siebie „wujku”. Załatwiał mi prawo