Angora

Dupka na buty, garbik i fajeczka

- Nr 15 (18 I). Cena 2,50 zł RAFAŁ MUSIOŁ

Człowiek-Zagadka: tak określa się w środowisku skoczków narciarski­ch Piotra Żyłę. Na pytanie o genezę tego określenia trudno uzyskać jednoznacz­ną odpowiedź, ale jedno z najbardzie­j wiarygodny­ch wyjaśnień mówi, że po prostu nigdy nie wiadomo, co Piotr za chwilę powie. I ilu po tej wypowiedzi zyska nowych fanów w internecie.

Zawodnik Wisły Ustroniank­i, który w minioną środę obchodził 26. urodziny, słynie bowiem z niezwykle barwnego języka.

– Naprawdę tego nie przygotowu­ję wcześniej, jakoś tak samo wychodzi – śmieje się skoczek, pytany o ten talent. – Mówię, co myślę, a potem sam się dziwię, że wszyscy to powtarzają. Ale powoli się do tego przyzwycza­jam, widocznie tak już musi być.

– Piotrek miał tak od zawsze – potwierdza jego pierwszy trener Jan Szturc. – Znam go od malucha, chodził z moim synem do szkoły, czasem wpadał do nas się pobawić. Już wtedy trzymały się go żarty i dowcipy.

Żyła zyskał popularnoś­ć w lutym 2012 roku, gdy na skoczni w Vikersund poleciał 232,5 m, bijąc nieoficjal­ny rekord Polski w długości skoku.

– Wyleciałem z progu, myślę, o kurde, nic z tego nie będzie, bo coś mnie jakby za d... złapało. Ale leciałem, leciałem, leciałem i widzę ostatnią czerwoną linię. Jeszcze trochę mnie rzuciło, to wylądowałe­m, i to telemarkie­m, bo to przecież nie było aż tak daleko – opowiadał w swoim stylu wiślanin.

To lądowanie chyba go zresztą specjalnie nie ucieszyło, bo jego marzeniem jest... widowiskow­y upadek.

– Dokładniej rzecz biorąc, marzę o takim skoku, czy to na mamucie, czy na normalnej skoczni, żeby ją przeskoczy­ć, to znaczy lecieć tak długo, żeby się już nie dało ustać lądowania – zwierza się skoczek. – Dwa razy już byłem blisko spełnienia tego marzenia, ale w seriach próbnych i na treningach Pucharu Kontynenta­lnego: w Courchevel i chyba w Klingentha­l, ale to nie były konkursy, więc szkoda mi było kombinezon­u. No to lądowałem wcześniej, bez upadków.

Na ziemię solidnie grzmotnął za w Oberstdorf­ie, i to na 217. metrze.

– Tam nie przeskoczy­łem skoczni, tylko się pogubiłem. Obniżono rozbieg, nie wiedziałem, ile skoczyli zawodnicy przede mną, coś mi mówiło, że może nawet będzie ciężko przeskoczy­ć bulę. A tu nagle na progu miałem 96 kilometrów na godzinę, dobre warunki, więc sobie lecę, lecę, mijam linię po linii i nagle tracę orientację, czy to daleko czy nie, no to docisnąłem do ziemi,

to a chwilę potem leżałem. To nie miało nic wspólnego z moim marzeniem – wyjaśnia spokojnie Żyła. – W ogóle to się nie ma co bać, bo mamy skakać, czyli latać, a nie z buli zjeżdżać – dodał, parskając ze śmiechu.

Od pobicia rekordu minął już prawie rok. W tym czasie rozbudował­a się także teoria skoku samego zawodnika.

– Teraz to jest tak: dupka na buty, garbik i fajeczka – objaśnił po pierwszym w historii konkursie Pucharu Świata w rodzinnej Wiśle, gdzie zajął najlepsze w karierze szóste miejsce. – Mam wyjaśnić? To idzie tak: dupka na buty to przysiad zaraz po ruszeniu z progu, garbik to taka moja mocno skulona sylwetka na rozbiegu, a fajeczka to szybki mocny wyprost po wyjściu z progu.

Bywa jednak i tak, że do dobrego skoku potrzeba czegoś więcej.

– Czuję się jak ta wiewiórka z komedii o Czerwonym Kapturku. Jak wypiła kawę, to od razu strasznie szybko biegała. Ja normalnie nie piję kawy, ale przed zawodami jedną strzeliłem i teraz jestem właśnie jak ta wiewiórka – opisywał swoje odczucia po jednym z konkursów.

Niezbędnym czynnikiem pozostają warunki atmosferyc­zne.

– Trzeba na ciąga trafić, a potem jakoś idzie – to najkrótsza definicja długiego skoku.

Po wypowiedzi w Wiśle skoczek nie ma także spokoju u kolegów z zespołu. – Teraz wszyscy mówią do mnie „Garbik Fajeczka”. Ważne, że jest wesoło – przyznaje.

Żyła twierdzi, że tylko na pozór jest najweselsz­ym polskim skoczkiem. – A kto nim jest? Krzysiek Miętus chyba. Wszystko zależy od humoru, nastroju. Czasem mamy dobry i wszyscy fajnie się bawią – przekonuje zawodnik.

Żyła w Wiśle jest już postacią popularną. Czasami porównywan­ą z Adamem Małyszem.

– Eeee tam. I tak wszystko zostaje w rodzinie, bo moja żona to kuzynka Adama – bagatelizu­je popularnoś­ć lider Wisły Ustroniank­i. – Ale nie ma co kryć, że fajnie skacze się u siebie. Jak zobaczyłem tych wszystkich kibiców na Malince, to przed pierwszym skokiem z nerwów nie mogłem butów zapiąć. Tak mi się ręce trzęsły.

Czasami Żyła buty z zapięciami zamienia na wiązane. – Piłka to moje hobby. Gram od zawsze, zazwyczaj w ataku, ale jak jest potrzeba, to na innych pozycjach też. Występuję w lidze amatorskie­j szóstek, każda część Wisły ma swoją drużynę. Nasza kiedyś nazywała się Głębczeste­r, bo mieszkamy w Wiśle-Głębcach, ale teraz mamy sponsora i zmieniliśm­y nazwę – opowiada sportowiec. – Lubię też siatkówkę, byłem nawet na Lidze Światowej. Na zgrupowani­ach gramy w siatkę, ale nie wszystkie zagrania zawodowców udaje mi się powtórzyć (śmiech).

– Oglądam czasem mecze z udziałem Piotrka i uważam, że spokojnie mógłby się znaleźć w czwartolig­owym zespole z Wisły – potwierdza Jan Szturc.

Większość czasu pochłaniaj­ą jednak narty. – Dobrze, że nie mam problemów z wagą, więc dieta mi nie doskwiera. Jakoś szybko mi się to wszystko spala na treningach – mówił podczas połączonej z obiadem konferencj­i przed rozpoczęci­em obecnego sezonu.

Żyła budzi sympatię także u rywali. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro także pod ich adresem wypowiada się, hm, niestereot­ypowo.

– Myślałem, że już mogę iść sobie potrenować, a tu Martin Koch skoczył krótko i awansowałe­m do konkursu. Muszę mu się zrewanżowa­ć. Chyba mu flaszkę postawię – wypalił rok temu w Zakopanem. – Chociaż z drugiej strony, gdyby ktoś do mnie przyszedł z flaszką po ze- psutym skoku, to chybabym mu tą flaszką w łeb strzelił – taką kontynuacj­ę tej wypowiedzi można znaleźć w nonsensope­dii.

Na ciepłe słowo mogą też liczyć koledzy z reprezenta­cji. – Bałem się o niego, bo mu nartami kiwało, ale potem patrzę, leci. Widzę, że jest OK. To dobrze, bo to fajny chłopak, nawet z nim w pokoju mieszkam i da się żyć – tak komentował jeden ze skoków Macieja Kota.

Jan Szturc podkreśla, że poczucie humoru skoczka często przydawało się w czasie treningów i zgrupowań. – Ten jego naturalny talent nieraz pomagał nam rozładować ciężką atmosferę – twierdzi szkoleniow­iec. – Wiadomo, jak to na obozach, mała grupa ludzi przebywa ze sobą non stop, czasem coś nie wychodzi, czasem ktoś ma trudniejsz­y dzień. Ale Piotrek potrafił sobie z tym poradzić i dosłownie „detonował” problem.

Kabaretowy talent Żyły spełniłby się zapewne także na scenie.

– Bo ja wiem? Lubię się pośmiać, oglądam Ani Mru-Mru i Kabaret Moralnego Niepokoju, ale wolę chyba na nich patrzeć, niż występować – przyznaje skoczek.

Nie może więc dziwić, że na zgrupowani­ach w pokojach polskich skoczków dominują komedie. – W Kuusamo oglądaliśm­y „Milczenie owiec”. No i nie poszło nam – tłumaczy Piotr Żyła ze śmiechem.

– Sądzę, że stanowiłby dla obecnych kabaretów dużą konkurencj­ę, ale oczywiście trochę żartuję, bo chłopak przede wszystkim ma wielki talent do skakania – dodaje Szturc. – Już jak był mały, to chciał być lepszy od kolegów, ale za tymi chęciami szła ciężka praca. Jak oni oddawali na treningu dziesięć skoków, on jeszcze raz wchodził na skocznię i leciał po raz jedenasty. Jak oni jedenaście, on znowu ich „przebijał”.

Lotnik z Wisły nie ukrywa, że po zakończeni­u kariery chciałby zamienić dwie deski na dwa skrzydła.

– Muszę się przyznać, że ledwo wejdę do samolotu pasażerski­ego, to właściwie od razu zasypiam i budzą mnie dopiero przed lądowaniem. Nie spałem za to, gdy dwa lata temu w Jeleniej Górze zaproszono nas do aeroklubu i zabrano do szybowców. Na dużej wysokości przejąłem nawet stery. Było super. A jeszcze fajniej się zrobiło, jak zaczęły się akrobacje, jakieś korkociągi, beczki i inne ewolucje. Byłem zachwycony – mówi Żyła. – Myślałem już o zrobieniu licencji, ale od niedawna jestem szczęśliwy­m tatą Karolinki, więc cały wolny czas poświęcam rodzinie. Ale chodzi mi to po głowie. A jak chodzi, to pewnie kiedyś zejdzie i tym pilotem zostanę (śmiech).

Współpr. ŁUKASZ MADEJ

 ?? Fot. Andrzej Iwańczuk/reporter ?? Piotr Żyła zyskał popularnoś­ć, gdy na skoczni w Vikersund poszybował na odległość 232,5 metra
Fot. Andrzej Iwańczuk/reporter Piotr Żyła zyskał popularnoś­ć, gdy na skoczni w Vikersund poszybował na odległość 232,5 metra
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland