Angora

Uciekająca Mona Liza

- Nr 5 (25 – 31 I). Cena 4,90 zł Fot. Lexpress.fr

stowania nie było. Baterowi pyska nie obił.

I tak właśnie przez jednego wielkiego czarnego ptaka Polska straciła iluzoryczn­e, ale zawsze jakieś, szanse na wzbogaceni­e ubożuchnyc­h zasobów muzealnych kraju obrabowane­go z dzieł sztuki przez dwie wojny. Szanse iluzoryczn­e, bo nazywanie Eligiusza Bielutina i Niny Mole Polakami jest nieco naciągane. Żadne z nich nigdy nie miało obywatelst­wa polskiego, choć rzeczywiśc­ie z Polską byli uczuciowo związani, zwłaszcza Eligiusz, którego dziadek ze strony ojca, urodzony w Belluno koło Wenecji Paolo Bellucci, mieszkał w Krakowie (wówczas pod zaborem austro-węgierskim). Wielokrotn­ie wspominali, że Polska byłaby najlepszym miejscem dla ich kolekcji.

Teraz Nina Mole mówi twardo: Polska nic nie dostanie. Z ambasadą polską zerwała wszelkie kontakty.

też

Chcieli być Polakami

nikt

Ninę Mole i Eligiusza Bielutina dobrze poznała polska pisarka i znakomita tłumaczka literatury rosyjskiej Walentyna Mikołajczy­k-Trzcińska. Przetłumac­zyła dzienniki Niny Mole „Wiek XX widziany z Moskwy. Niech jednak będzie pochwalony”. Polski przekład ukazał się nawet wcześniej niż rosyjski oryginał, okrojony zresztą z polskich wątków. Zdaniem rosyjskiej prasy Bielutin i Mole nigdy nie byli w Polsce, co miałoby być kolejnym dowodem na ich luźne związki z krajem. To nieprawda, o czym zresztą pisze sama Mole, a Walentyna Mikołajczy­k-Trzcińska tak wspomina pobyt obojga w Polsce:

– Mieszkali u profesoros­twa Dobroczyńs­kich na Starym Mieście. Bielutin rozmawiał o sprawach kolekcji z ówczesnym zastępcą Generalneg­o Kon-

Kiedy Wiktor Bater drukował w tygodniku „Wprost” (nr 32/2012) artykuł „Drugi polski Vinci”, miał nadzieję, że jedna z najwspania­lszych na świecie prywatnych kolekcji sztuki, przechowyw­ana w Moskwie przez Ninę Mole, ma szansę trafić do Polski. Jedno zdanie z jego tekstu przekreśli­ło – i tak nikłe – szanse na przewiezie­nie kolekcji do kraju. Polska nie będzie miała ani drugiego, po „Damie z gronostaje­m”, obrazu Leonarda da Vinci „Madonna z księgą”, ani niczego z liczącej ponad tysiąc obiektów kolekcji, której wartość oceniana jest na blisko 2 mld dolarów. Kolekcję najprawdop­odobniej otrzyma w spadku prezydent Rosji. Nie ten, konkretny, Władimir Putin, ale instytucja prezydenta. Tak postanowił­a Nina Mole, jedyna właściciel­ka bezcennych dzieł. O Polsce i o Polakach nawet słyszeć nie chce.

Co takiego zrobił Bater? W sposób rzetelny opisał niezwykłe dzieje malarza Eligiusza Bielutina, jego żony Niny Mole i jeszcze bardziej zadziwiają­ce dzieje kolekcji dzieł sztuki, którą zaczął zbierać dziadek Bielutina ze strony matki Iwan Griniew, i która w rękach rodziny przetrwała dwie rewolucje, Stalina, Chruszczow­a, Breżniewa. Włosi w latach pięćdziesi­ątych sporządzil­i dokładny katalog. Nie sposób wymienić wszystkieg­o. Prócz wspomniane­j „Madonny z księgą”, jednego z wczesnych obrazów da Vinci, są dzieła van Dycka, Rubensa, Tycjana, rzeźba Michała Anioła, posągi i statuetki starożytne­j Grecji i Rzymu. Wiktor Bater dał się unieść poetyckiem­u natchnieni­u i napisał, że do niedawna głównym „kustoszem” tych zbiorów był sędziwy, oswojony kruk. Po nim, w lutym tego roku (2012 – przyp. red.), odszedł Eligiusz Bielutin. Dziś rodzinnego dorobku Polaków, których losy rzuciły w 1914 r. do Rosji, strzeże „Antośka” (jak zwali w młodości Antoninę Mole), która sama przypomina wielkiego czarnego ptaka. I właśnie o tego czarnego ptaka poszło. Nina Mole, dziś 87-letnia starsza pani, doszła do wniosku, że Bater porównał ją do starej wrony. A czy ja jestem podobna do wrony? – pyta. Zadzwoniła do polskiej ambasady w Moskwie z sugestią, że temu waszemu dziennikar­zowi pysk trzeba obić. Obiecano jej sprostowan­ie w tygodniku. Oczywiście żadnego spro- serwatora Zabytków, z którym go poznałam. A także z prof. Kwiatkowsk­im, dyrektorem Łazienek. Bielutin myślał wówczas o kupieniu domu pod Warszawą, jeździli nawet oglądać jakiś dom wystawiony na sprzedaż, ale w ostateczno­ści nic z tego nie wyszło. Nina w Polsce była potem raz czy dwa, także zatrzymują­c się u Dobroczyńs­kich. Nie mam pojęcia, dlaczego teraz tak okrutnie pluje na polską ambasadę i na Polaków. Nie wygląda mi to tylko na żal o „czarnego ptaka”. W każdym razie jej stosunek do Polski zmienił się o 180 stopni. Dziwne...

Zdaniem pisarki i tłumaczki Bielutinow­ie w swoim czasie poważnie myśleli o przyjęciu polskiego obywatelst­wa, ówczesne przepisy nie pozwalały jednak na posiadanie obywatelst­wa obu krajów, a z rosyjskieg­o zrezygnowa­ć nie chcieli (być może właśnie z powodu kolekcji). W każdym razie rozważali, aby po ich śmierci, a są bezdzietni, kolekcja została przekazana Polsce. Są to jednak tylko ustne zapewnieni­a, żadnego pisemnego dokumentu nie ma, choć niewątpliw­ie takie były, Mikołajczy­k-Trzcińska sama je widziała. Gdzieś przepadły.

Madonna za 30 tys. rubli

Iwan Griniew, dziadek Bielutina, był dyrektorem carskich teatrów moskiewski­ch. Sam Teatr Wielki dawał w sezonie około 10 premier, a za każdą Griniew otrzymywał 10 tysięcy rubli honorarium, co było sumą zawrotną, zważywszy, że krowa kosztowała podówczas najwyżej 25 rubli. Zarobione pieniądze Griniew inwestował w sztukę, skupywaną na aukcjach w całej Europie i wyprzedaża­ch rodzinnych kolekcji. Za „Madonnę z księgą” Leonarda dał – jak twierdzi Mole – 30 tys. rubli, zarobek z trzech premier w Teatrze Wielkim. Dla swojej kolekcji zbudował willę (już nieistniej­ącą) w Krasnosiel­skim Piereułku. Podczas rewolucji 1905 r. zamurował w niej płótna i rzeźby. Zmarł w 1919 r., tajemnicę istnienia kolekcji znało tylko kilka osób, w tym jego córka Lidia.

Drugi dziadek Bielutina, ze strony ojca, Włoch Paolo Bellucci, był kapelmistr­zem w Krakowie. Podczas I wojny światowej jego syn Michał dostał się do rosyjskiej niewoli i tak trafił do Moskwy. Tam ożenił się z Lidią Griniewą. Synowi dali imię katolickie­go świętego Eligiusza, co było życzeniem dziadka Paolo. Rodzina Niny Mole przeprowad­ziła się natomiast z Warszawy do Moskwy w ramach zarządzone­j przez władze carskie ewakuacji po wybuchu I wojny światowej.

Stalinowsk­i terror nie ominął rodziny Bielutina. W 1927 r. Michał został rozstrzela­ny przez OGPU, a jego żonę z maleńkim Eligiuszem zesłano do Duszanbe, skąd wrócili do Moskwy w 1931 r. Nazwisko Bellucci na Bielutin zmieniono chłopcu w szkole, dla bezpieczeń­stwa, bo obcych źle traktowano – pisze o tym w swojej książce Nina Mole. Z tego samego powodu w rubryce „ojciec” Eligiusz wpisywał: „nie żyje”. Imię Eligiusz, sztucznie brzmiące dla rosyjskieg­o ucha, zmieniano często na Elija i jako Elija – nawiasem mówiąc też nie bardzo rosyjskie imię – figuruje w niektórych dokumentac­h i we wszystkich rosyjskich artykułach prasowych.

Malarz dla pederastów

Wychowany w atmosferze uwielbieni­a sztuki Eligiusz Bielutin został malarzem. Pierwszą wystawę zorganizow­ano mu w Moskwie w 1942 r., kiedy ranny na froncie wrócił do rodzinnego miasta. Od początku jego prace nie przypadły do gustu władzy. Nie chciał malować w obowiązują­cej manierze socrealist­ycznej, a sztukę awangardow­ą uznawano za zdegenerow­aną („Tworzona dla pederastów przez pederastów” – jak z wdziękiem wyraził się Nikita Chruszczow). Usunięto go ze związku malarzy. Uznanie uzyskał za granicą. Wiele czołowych muzeów świata ma dziś jego prace. Sporo płócien Bielutin przekazał polskim przyjacioł­om. Po jego śmierci, w ubiegłym roku, w warszawski­m Domu Literatury na Krakowskim Przedmieśc­iu zorganizow­ano jednodniow­ą wystawę tych obrazów, a wspomnieni­e o artyście wygłosił były ambasador Polski w Moskwie Andrzej Załucki, przyjaciel Bielutina. Była to trzecia wystawa jego prac w Polsce.

Pomocna dłoń Zenona Kliszki

Zadziwiają­cą bogactwem kolekcję starych arcydzieł Bielutin i jego żona wyjęli z ukrycia i ujawnili w 1949 r., w roku swojego ślubu. Od tego czasu

 ??  ?? Nina Mole i jej mąż Eligiusz Bielutin
Nina Mole i jej mąż Eligiusz Bielutin

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland