Nie napisałam „pornola”
Rozmowa z ILONĄ FELICJAŃSKĄ, autorką thrillera erotycznego „Wszystkie odcienie czerni”
– Kim pani jest – polskim odpowiednikiem Matki Teresy z Kalkuty czy współczesną wersją opętanej przez demony Matki Joanny od Aniołów?
– Ostatnio gdzieś przeczytałam, że Felicjańska to druga Madonna. Też ładne. I też na wyrost. Prawda jest bardziej banalna: jestem nareszcie dojrzałą kobietą, niebywale szczerą i nieumiejącą udawać, świadomą swoich niedoskonałości, ale także swojej wartości. Wbrew temu, co mi się zarzuca, jestem także bardzo dobrą i odpowiedzialną matką.
– 13 stycznia Felicjańska działaczka społeczna wspiera w Anglii Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. 23 stycznia Felicjańska skandalistka promuje swoją książkę, którą plotkarskie portale ochrzciły już mianem „pornola nad pornolami”. Jak można żyć z tak rozdwojoną jaźnią i nie zwariować?
– Uprzejmie również informuję, że 21 grudnia 2012 roku w ośrodku szkolno-wychowawczym dla dzieci upośledzonych umysłowo w Bogumiłku nagrałam teledysk. Ja śpiewam kolędę, a dzieciaki występują w jasełkach. Teledysk ma pomóc wypromować możliwość przekazania na ośrodek 1 proc. Na pomoc fantastycznym dzieciom, które odwiedzam kilka razy w roku albo zapraszam na wycieczki po Warszawie.
– Równie uprzejmie przypomnę, że nagrała pani nie tylko teledysk w Bogumiłku, ale i promującą „Wszystkie odcienie czerni” reklamówkę. Jest szokująca. Kapie z niej seksem.
– Dziękuję, to miły komplement. Promująca książkę rozbierana sesja zdjęciowa jest utrzymana w podobnym duchu. Nie da się ukryć, że też w niej kapie seksem.
– A zatem pani Jekyll, czy pani Hyde?
– Chociaż jestem spod znaku Bliźniąt, nie mam rozdwojonej jaźni. Obie twarze są prawdziwe. Ilona pomagająca Jurkowi Owsiakowi w zbieraniu pieniędzy na WOŚP, Ilona w Bogumiłku oraz ta, która się pojawia w rzekomo „wyuzdanych” sesjach zdjęciowych i reklamówce, to wciąż ta sama osoba. I udział w sesji zdjęciowej, i tę reklamówkę potraktowałam jako wyzwanie aktorskie. Miałam zagrać kobietę rozwiązłą, rozpustną, „ociekającą seksem”, więc zrobiłam to. Jeśli się udało, jest OK, bardzo się z tego cieszę. Więcej nawet: jestem dumna z tego, że w wieku 40 lat, mimo nieco burzliwego życia, mimo uzależnienia alkoholowego, wyglądam jeszcze całkiem nieźle. A ponieważ domyślam się, jakie będzie następne pytanie, dopowiem: jestem dumna również z tego, że odważyłam się opublikować swoją książkę. Nie stchórzyłam, chociaż wiedziałam, że rozpętam burzę.
– Wielu uważa, że właśnie o to chodziło, żeby znowu było o pani głośno.
– Gdyby „Wszystkie odcienie czerni” napisał mężczyzna, nie byłoby żadnej burzy. Uszłoby mu to na sucho, bo w tym kraju facetowi wolno wszystko. Wolno mu opowiadać sprośne kawały o seksie, mieć jeszcze bardziej sprośne myśli, oglądać filmy pornograficzne i masturbować się w trakcie ich oglądania, zdradzać żonę, bić żonę i pić na umór. Ja wypiłam, wsiadłam do samochodu, spowodowałam stłuczkę, wyznałam publicznie, że jestem alkoholiczką, poddałam się terapii i zostałam rozjechana walcem przez pismaków. Bo w Polsce kobiecie nie wypada. Kobieta nie powinna pić, zdradzać, świntuszyć. Tabu i już! Miałam ogromną ochotę na to, żeby je podłamać, zrobić przynajmniej małą wyrwę w murze i pokazać, że nam, kobietom, też wolno, też wypada. Poza tym chciałam zarobić, ponieważ nadal chcę pomagać innym, a żeby pomagać, trzeba mieć pieniądze. Bardzo dużo pieniędzy. Odkąd rozjechano mnie walcem, już ich nie mam.
– Zamiast uciekać w fikcję literacką z „wątkami osobistymi”, mogła pani napisać książkę autobiograficzną.
60