Republika Mali Wietnamem Francji? Mali
– Czasy Napoleona się skończyły. Teraz nie walczy się na polach, tylko w miastach – wyjaśniał wysłannikowi „Angory” generał, szef francuskich jednostek specjalnych, w trakcie ćwiczeń, które odbywały się na poligonie w Szampanii. W walkach uczestniczyły czołgi, śmigłowce, samoloty bojowe i ciężka broń maszynowa. Ćwiczenia odbywały się w miasteczku specjalnie do tego celu wybudowanym wśród szampańskich pól.
W przypadku interwencji w Afryce generał miał rację co do teatru walk, ale nie do końca. Republika Mali przypomina klepsydrę do mierzenia czasu, tyle że górna część kraju jest znacznie większa. To tam, w legendarnym Timbuktu, królowali Tuaregowie. Teraz miasto jest bastionem islamistów, którzy chcą wprowadzić tutaj królestwo salafitów i narkotyków, bo z tego handlu islamiści czerpią krocie. Dalej jest pustynia i to o te tereny chodzi w przypadku operacji wojskowych.
Szybki marsz i czekanie
Pierwszym celem francuskiej operacji było uchronienie stolicy Mali, Bamako, przed islamistami. Parli do przodu w błyskawicznym tempie wobec ustępującej armii malijskiej, która poszła w rozsypkę. Prezydent Francji Hollande podkreślił, że gdyby nie interwencja sił francuskich, to po czterech dniach stolica znalazłaby się w rękach terrorystów. Najpierw do akcji ruszyły śmigłowce i myśliwce bombardujące Rafale, którym Algieria, ku oburzeniu tamtejszej opinii publicznej, zezwoliła na przelot nad swoim terytorium. W czasie tej operacji zginęła pierwsza ofiara po stronie francuskiej – dowódca śmigłowca. Śmiertelnie ranny pilot do końca nie wypuszczał sterów z rąk, ratując życie załodze maszyny. Początkowo Francuzi mieli tylko wspierać armię malijską, jednak po kilku dniach francuskie jednostki specjalne i oddziały piechoty morskiej ruszyły do ataku na ważne strategicznie miasto Dijabali, położone w przewężeniu owej „malijskiej klepsydry”. Islamiści wybijali dziury w ścianach domów, aby tamtędy uciekać z bronią i odkopywali samochody terenowe z kamuflażu. Miasto oddali bez strzału, a wszystko się odbyło zgodnie ze scenariuszem nakreślonym przez generała na poligonie w Szampanii. W rzeczywistości Francuzi zajmowali kolejne tereny bez większych walk, a ich główny ciężar spoczywał na lotnictwie, które ostrzeliwało z powietrza stanowiska terrorystów, ich sprzęt i potężne magazyny broni oraz amunicji pod Timbuktu. Po szybkim sukcesie żołnierze francuscy dostali rozkaz wstrzy- mania działań ofensywnych. Czekano na posiłki.
Afrykańscy sojusznicy
Francuzi przygotowywali sprzęt i taktykę do walki w mieście, głównie w Timbuktu, lecz jednym z powodów czekania na siły zachodnioafrykańskie była pustynia sięgająca po Mauretanię i Algierię. W skład sił wchodzą jednostki kilku państw regionu – w sumie pięć i pół tysiąca żołnierzy. – Francuzów jest dwa i pół tysiąca na lądzie i tysiąc w powietrzu – mówi minister obrony Jean-Yves Le Drian. – Mają walczyć z sześcioma tysiącami islamskich terrorystów, znających każde ziarnko piasku pustynnej północy. Szczególnie duże nadzieje związane są z dwoma tysiącami żołnierzy Czadu z bazy w Nigrze. Są doskonale wyszkoleni, mają świetny sprzęt i, co najważniejsze, doświadczenie w walkach w takich warunkach. To oni mogliby otworzyć nowy front w rejonie miasta Gao przy granicy z Nigrem. Francuzi liczą także na znakomite jednostki specjalne armii nigeryjskiej i dobrze wyposażonych żołnierzy z Burkina Faso. Jest też aspekt polityczny czekania. – Chodzi o to, aby nie stworzyć wrażenia, iż jest to wojna neokolonialna, lecz interwencja sił afrykańskich z udziałem Francji – stwierdził jeden z dyplomatów w Paryżu.
Specjalista w dziedzinie obronności Pierre Servent podkreśla, że nie będzie to tradycyjna wojna polegająca na frontalnym zderzeniu sił obydwu stron konfliktu. – Trzeba się spodziewać partyzantki miejskiej, rozmywania się islamistów wśród miejscowej ludności, zasadzek i samobójczych ataków, bo terrorystom chodzi o rozgłos medialny – powiada Servent. Za plecami Francuzów, na terenach „oczyszczonych” z islami- stów, trwają masakry Tuaregów i Arabów rozstrzeliwanych w masowych egzekucjach przez żołnierzy malijskich. – Każdego, kto ma jaśniejszy odcień skóry, stawia się pod ścianę jako podejrzanego o wspieranie terrorystów – mówi mieszkaniec jednej ze wsi. Niepokój sztabu francuskiego wywołują informacje dotyczące wroga, który okopuje się na północy.
Islamski arsenał
Zdjęcia satelitarne i informacje zebrane przez agentów zachodnich wywiadów potwierdzają przypuszczenia, że islamscy terroryści są uzbrojeni po zęby. Mają kilkadziesiąt samochodów pancernych rosyjskiej produkcji z szybkostrzelnymi działkami oraz czołgi wyprodukowane w Związku Radzieckim. Sprzęt stary, ale na chodzie i wyposażony w znaczne ilości amunicji. Broń zdobyli na Malijczykach, którzy w popłochu opuszczali Timbuktu, Gao i Kidal, a także w wielkich libijskich magazynach wojskowych opuszczonych po upadku Kaddafiego. Islamiści dysponują także ruchomymi wyrzutniami rakietowymi, moździerzami, granatnikami, znaczną ilością materiałów wybuchowych wszelkiego rodzaju oraz ciężką bronią maszynową zamontowaną na samochodach terenowych, dzięki którym ich atutem jest możliwość szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce. W ich rękach znajduje się kilka rakiet typu ziemia – powietrze, które stanowią zagrożenie dla francuskich samolotów bojowych i śmigłowców, ale także dla samolotów pasażerskich. Sztab francuski obawia się, że teraz mogą być ciężkie straty, a wtedy sprzyjająca interwencji opinia publiczna zmieni swój pogląd na tę sprawę. Pierre Servent jest sceptycznie nastawiony wobec możliwości wykorzystania rakiet, bo wątpi, aby były one przechowywane w takich warunkach, które gwarantują ich skuteczne użycie. Intensywny ostrzał z powietrza i duże straty spowodowały, że doszło do rozłamu w jednej z trzech grup islamskich walczących w Mali, w Ansa Dine, (Obrońcy Islamu), na czele której stoi przywódca rebelii Tuaregów w latach 90. Inny szef Ansa Dine zaproponował negocjacje, podkreślając, że jego ludzie nie są terrorystami, lecz dążą do utworzenia na północy niepodległego państwa Tuaregów. Głównym celem francuskich ataków jest zlikwidowanie przede wszystkim związanej z Al-Kaidą – Aqmi, tylko jak to zrobić w pustynnym terenie o obszarze Francji i Belgii razem wziętych?