Ulubiony pilot Antoniego Macierewicza
17
wszystkich najważniejszych systemów lądowań przy niskich minimach pogodowych. W tym przestarzałego i niebezpiecznego PAR (Precision Approach Radar). I tu ciekawostka: Protasiuk nigdy nie wykonywał podejścia w tym systemie i nie wiadomo, na jakiej podstawie nadano mu to uprawnienie.
Protasiuk ani razu nie był kontrolowany w locie jako dowódca statku powietrznego, co świadczy o tym, że przełożonych nie interesowało, czy przestrzega procedur i stosuje odpowiednie techniki pilotażu. A z dokumentacji lotniczej wyłażą dość ciekawe kwiatki. Wynika z niej bowiem, że zanim doszło do katastrofy w Smoleńsku, kapitan co najmniej 7 razy lądował, mimo że warunki atmosferyczne były poniżej wszelkich norm. Np. 5 listopada 2008 r. debeściak siadł w Lublanie z prezydentem Kaczyńskim i małżonką na pokładzie, choć podstawa chmur dyndała zaledwie 30 m nad ziemią, znacznie poniżej minimów meteorologicznych kapitana, a także portu lotniczego (lotniska też mają swoje). Udało się i dzięki temu Lech Kaczyński mógł wygłosić w stolicy Słowenii jakże aktualne dziś przemówienie. – Nie mam uprzedzeń wobec homoseksualistów, oskarżanie mnie o nie jest całkowitym nieporozumieniem. Nie jestem zwolennikiem jakichkolwiek prześladowań – jeśli jakichś dwóch mężczyzn, czy dwie kobiety, chcą pozostawać w stałym związku – to nikt im tego nie może zabronić, ale co innego jest traktowanie tych związków, tak jak małżeństwa – powiedział ten wielki mąż stanu.
10.04.10
W dniu katastrofy dowódca tupolewa miał 5 papierowych prerogatyw. Wszystkie nieważne. A w Smoleńsku lądowanie odbywało się na dwie radiolatarnie (2 x NDB) i naprowadzanie radarowe. Było więc to podejście nieprecyzyjne i niebezpieczne. Protasiuk bez wahania chwycił jednak lejce odrzutowca, a potem usiłował wylądować mimo braku ważnych uprawnień. Straciły one ważność, bo ostatni lot według tej procedury odbył w grudniu 2009 r. w bardzo dobrych warunkach atmosferycznych (bezchmurnie, widzialność 10 km), a więc dalekich od przypisanych mu minimów przy lądowaniu w tym systemie (zachmurzenie całkowite, podstawa chmur 100 m, widzialność 1,2 km). Była to zresztą jedna z nielicznych operacji wykonanych przez dowódcę przy użyciu systemu nieprecyzyjnego: w latach 2006 – 2009 pilot lądował blisko 1000 razy, ale tylko 15 podejść wykonał, wykorzystując radiolatarnie, pozostałe przeprowadzał przy wykorzystaniu ILS.
Przebudzenie
Bezkarność wynikająca z przyzwolenia dowództwa sprawiła, że podobnych wyczynów Protasiuk dokonał m.in. 9 stycznia i 9 listopada 2009 r. w Gdańsku oraz dzień później w Warszawie.
To cud, że Kaczyński nie zginął przed wyprawą do Smoleńska. A przecież gdyby do katastrofy doszło na ojczystej ziemi lub w Lublanie, teoria o zamachu tak łatwo by się nie przyjęła i zapewne nie zostałby świętym, a Macierewicz nie śniłby na jawie o teleskopowej brzozie i pięknych detonacjach.
Upadek
O tym, że Protasiuk nie był w siłach powietrznych wyjątkiem, świadczy sposób nabywania uprawnień przez pozostałych członków załogi. Powielali oni dokładnie ten sam schemat, co dowódca, wpisując lipne dane do dzienników lotów, zaliczając fikcyjne egzaminy i nie odświeżając ważności praw do latania w trudnych warunkach. Z 4-osobowej załogi tupolewa faktyczne i ważne uprawnienia miał tylko technik pokładowy, pozostali nie mieli prawa wejść na pokład samolotu. Weszli. Dzięki czemu prezydent Kaczyński został świętym, a Anita Gargas szykuje kolejny film o zamachu. Bo dwa już zrobiła.
Świeżutką „Anatomię upadku” kończy fraza: 10 kwietnia 2010 roku państwo polskie upadło na kolana. Śledcza dziennikarka ma rację, ale nie wie albo nie przyjmuje do wiadomości, że klęczki to zasługa m.in. gen. Błasika.
W dziele mowa jest o wybuchach, trotylu, podrzucaniu pod brzozę szczątków samolotu i symptomatycznym lęku ruskiej straży pożarnej przed spotkaniem z red. Gargas. O grzechach pilotów ani dowództwa sił powietrznych nie pada nawet słowo. W filmie National Geographic „Śmierć prezydenta” załoga tupolewa i jej zwierzchnicy nie występują w tak niepokalanej roli, co wzburzyło posła PiS Jacka Sasina. Ogłosił on, że rodziny dowódcy i załogi samolotu mają pełne prawo, żeby od twórców obrazoburczego obrazu domagać się zadośćuczynienia. W sukurs wnet przyszli mu prawicowi publicyści, a po chwili do patriotycznego chórku dołączył Macierewicz, oświadczając, że pomoże wszystkim, którzy z pozwem wystąpią. Przestrzegamy: pozwy familii dotkniętych dokumentem z National Geographic mogą okazać się większym szlagierem niż komedia omyłek „Kto w mogiłce leży”.
PS Śródtytuły pochodzą z tytułów filmów wyprodukowanych przez Niezależne Wydawnictwo Polskie; wszystkie głoszą, że prezydent Kaczyński zginął w zamachu, a załoga Tu-154 i dowództwo sił powietrznych były niewinne jak lelije. sów nie ma żadnych wątpliwości, że tak właśnie jest, a jego stanowisko kilka razy opisywaliśmy na łamach DGP.
Skoro mamy dochód, to od wspomnianych 3 zł zwróconych na rachunek karty kredytowej trzeba zapłacić podatek według stawki 18 proc. Chyba że ktoś nie ma wcale dochodu. Wtedy ma szansę zarobić do 3091 zł bez podatku, ale aby taką kwotę uzbierać z zakupów na kartę, musiałby najpierw wydać około 103 034 zł.
Załóżmy, że dokonaliśmy zakupu na kwotę 100 zł, z których bank zwrócił nam 3 zł. Otóż przy takiej kwocie podatek wyliczony według stawki 18 proc. wyniesie 54 grosze. Skąd zatem wspomniany wcześniej złoty podatku? Z zasad zaokrąglania. Kwotę podatku zawsze musimy zaokrąglić do pełnego złotego. Dopóki wyliczony podatek nie wynosi 50 groszy lub więcej, nie trzeba nic płacić. Gdy jednak tylko tę kwotę przekroczy, trzeba zapłacić 1 zł podatku, bez względu na to, czy wyliczona kwota to 51 czy 99 groszy. Gdyby w ten
Dziennik donosi też, że około 1 miliona klientów banków otrzymuje zwroty z programów „cash back” i ma obowiązek przedstawić fiskusowi PIT-8C. Banki jednak nie chcą wystawiać takich dokumentów. Podatnik powinien więc sam ustalić, ile pieniędzy bank zwrócił mu na konto. To oznacza jednak konieczność mozolnego przeglądania wyciągów z całego roku. Jeśli podatnik tego nie zrobi, sporo ryzykuje. Może się bowiem okazać, że za jakiś czas dostanie wezwanie do urzędu skarbowego. A wtedy będzie musiał zapłacić podatek powiększony o odsetki. Ryzyka takiego nie ponosi natomiast bank, który nie wydał klientom PIT-8C. W przypadku kontroli grożą mu co najwyżej sankcje z Kodeksu karnego skarbowego. Można też poprosić bank o zestawienie nagród przekazanych w ramach „cash back”. Tyle że niektóre banki żądają za to opłaty, nawet 50 zł – czytamy w „Rzeczpospolitej”.
dziennik.pl, rzeczpospolita.pl