Angora

Błagał: ratujcie mi palec!

- Nr 21 (25 I). Cena 2,50 zł

Nie chciał stracić palca, który wisiał na skrawku skóry. Wyjątkowy upór i determinac­ja 36-letniego Piotra Piętowskie­go spod Włocławka sprawiły, że go ma! To niby tylko jeden palec i aż jeden. O tym, jak pacjent z pokaleczon­ą dłonią stoczył ciężką walkę z obojętnośc­ią jednych lekarzy i jak inni lekarze go uratowali. Niedziela, 13 stycznia. Godz.18.45. Warszawa, ul. Szaserów, Wojskowy Instytut Medyczny. Ponad osiem godzin po wypadku.

Lekarze mają serdecznie dość upierdliwe­go pacjenta, który nie może zdecydować się na zabieg. Nie wiadomo, czego chce. Palec wisi na kawałku skóry, a jemu się ubzdurało, że trzeba go uratować. To naprawdę ciężki przypadek.

Wiedzą o tym lekarze, zdaje sobie sprawę z tego też sam pacjent Piotr Piętowski.

Pielęgniar­ka ponagla Piotra, by określił się, czy zgadza się na amputację, czy nie. Przecież już prawie 19, chirurdzy nie mogą czekać w nieskończo­ność. Muszą wreszcie wiedzieć, czy przygotowy­wać salę operacyjną do zabiegu.

Piotr błaga, by dali mu jeszcze pół godziny. Z każdą minutą przestaje wierzyć, że dodzwoni się do lekarza, który zgodzi się uratować jego prawie odcięty palec.

Potem powie, że to najgorsze pół godziny w jego życiu.

Ale najpierw czuje, że ziemia mu ucieka spod nóg. Potem wydaje mu się z kolei, że napięcie w środku tak rośnie, że za sekundę wyleci w kosmos. Raz oblewa go zimny pot, potem gorący. Czy śpi, czy śni, czy to wszystko naprawdę dzieje się z nim?

Godz. 19. Czas ucieka, wskazówki na zegarze pędzą jak oszalałe. Zaraz znów przyjdzie pielęgniar­ka.

Wreszcie żona Elwira dodzwania się do szpitala im. Rydygiera w Krakowie.

Tu każą czekać. Znów czekać, czekać. Całą godzinę, bo chirurg operuje.

Co robić? Rezygnować z amputacji w Warszawie? A jeśli w Krakowie odmówią? I co wtedy? Niby to tylko palec. Ale jak bez niego żyć?

Amputacja, tak czy nie?

Godz. 19.45. Dr Anna Chrapusta z Rydygiera osobiście odbiera telefon. Rozmowa trwa kilka minut. Jest zgoda. To pierwsza osoba, która chce uratować jego palec.

W małej stolarni

Niedziela, 13 stycznia, wieś Szafki koło Włocławka.

Godz. 8. Dwie godziny przed przypadkie­m. Niedziela jak każda inna. Żadnych znaków na niebie, że coś ma się stać.

Piotr Piętowski budzi się pierwszy: żona i 4-letnia córka jeszcze śpią. Szybko zjada śniadanie. Najprostsz­e jakie tylko może być: parę kanapek, które popija herbatą – na smażenie jajecznicy nie chce tracić czasu.

Odśnieża podwórko, spieszy się do swojej małej stolarni: ma jeszcze dziś sporo pracy.

Piotr to wysoki przystojny 36-latek. Jest zawodowym stolarzem z tytułem magistra: ukończył studia z technologi­i drewna. Lubi swój fach.

W niedzielę 13 stycznia w całym kraju gra Wielka Orkiestra Świąteczne­j Pomocy, Piotr zaś tnie płytę do ocieplania drzwi.

I nagle, w ułamku sekundy piła tarczowa robi miazgę z jego lewej dłoni. Drugi i czwarty palec odcina niemalże w całości. Trzeci cudem utrzymuje się na cieniuteńk­im kawałeczku skóry.

– Nie czułem bólu, nie widziałem krwi. Ponoć to szok tak działa, że człowiek w ogóle nie odczuwa bólu – wspomina Piotr Piętowski.

– Szybko pobiegłem do rodziny, by powiedzieć, co się stało, by wzywali karetkę. Nie pamiętam nawet, co mówiłem, czy krzyczałem z przerażeni­a, czy odwrotnie, poinformow­ałem ich spokojnie. Wtedy postanowił­em poszukać odciętych palców. Może ktoś mi je potem przyszyje? W głowie myśli skaczą: jak znajdę, gdzie mam je włożyć?

Przerzuca tam i z powrotem wszystkie trociny na podłodze. Przeszukuj­e każdy kąt. Palców nigdzie nie ma. Piła je zmieliła w drobne wióry.

O jeden palec za mało

Całe szczęście, że karetka przyjeżdża w ciągu 15 minut. Piotr trafia do szpitala powiatoweg­o we Włocławku.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland